Nie cieszy się. Cholera.A jeśli powie nie?
A może ona nie planuje przyszłości ze mną?
Kurwa mać.
Dlaczego idioto jeden tak wcześnie z tym wyskoczyłeś?!
Przecież ten pierścionek miał tam leżeć jeszcze jakiś czas...
Cholera, nie zgodzi się...
- Tak...
Chwila, co?
- Na prawdę? - spojrzałem się w górę na nią.
Kiwnęła głową. Uśmiechnęła się.
To się dzieje?
Gdy wsuwam na jej palce pierścionek który tak długo z Gemmą wybierałem nadal zastanawiam się czy nie zasnąłem po pijaku i teraz śnię, ale gdy czuję jej ciepłe wargi na swoich uświadamiam sobie że to dzieje się na prawdę.
Przenoszę usta na jej szyję.
Nagle odczułem potrzebę bycia przy niej... więcej.... po prostu posiadania jej, ja nie wiem jak to określić.
Przytuliłem ją bardzo mocno i nie chciałem wypuścić.
Nie wiem czy przez przypadek czy specjalnie przejechała ręką po moim kroczu. Spragniony dotyku i nieprzyzwyczajony od tak dużych przerw od seksu zareagowałem jak napalony nastolatek.
- Nie rób tak więcej, bo nie wytrzymam. - zaśmiałem się i przygryzłem lekko płatek jej ucha.
- Nie musisz wytrzymywać. - wplotła palce w moje loki.
Albo jak zwykle źle odczytałem intencje albo... ona z własnej woli chce...
Pociągnąłem ją za rękę na łóżko i całowałem każdy obszar jej ciała.... ale oczywiście mój jebany los postanowił przynieść pod drzwi jakiegoś idiotę który zadzwonił do drzwi w takiej chwili.
Wyprostowałem ramiona i zawisłem nad nią wzdychając głośno.
W odpowiedzi zaśmiała się.
- Już idę! - wydarłem się. W pośpiechu założyłem bokserki i dresy i powlokłem się do drzwi.
Zabiję tego, kto tam stoi, bez znaczenia kim on jest.
Znudzony i jednocześnie pobudzony ( co było widać dość wyraźnie na spodniach) otworzyłem, i gdy zobaczyłem osobę stojącą przede mną zamarłem.
- Samantha? Co ty tu robisz? - spojrzałem zdziwiony na moją byłą kochankę. Niepokoiło mnie dziecko które trzymała na rękach. - Masz dziecko? Wow, gratu....
- MY mamy dziecko. - przerwała mi.
Chwila, co?
Nie.
Kurwa mać.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
NIE!
Zrobiło mi się słabo. Na pewno się obudzę, i wszystko będzie dobrze.
- Co się stało, kochanie? - usłyszałem głos Amelie i po chwili stanęła za mną.
Boże....
Jestem skończony...
- Kolejna naiwna? - uśmiechnęła się blado Samantha.
- Przywitaj się z tatusiem, Abby. - odparła po chwili. Dziewczynka na jej ramieniu spojrzała się na mnie nieufnie.
Amelie uścisnęła moje ramię.
Z obawą spojrzałem się na nią. Przełknąłem ciężko ślinę gdy zobaczyłem jak bardzo jest blada.
Nie zdradziłem jej, to się stało za nim w ogóle ją poznałem, bo na oko dziewczynka ma 2-3 lata...
- Tu są wyniki badań na ojcostwo. - odparła Samantha wręczając mi do ręki papiery.
Wyraźnie, czarno na białym. Abigail Styles.
To się nie dzieje.
- Nie prosiłabym takiego chuja jak ty o pomoc, ale muszę. Zajmiesz się nią do wieczora? Muszę załatwić wizy, a potem znikniemy ci z oczu.
Poczułem ukłucie w sercu.
- Chwila, poczekaj... zajmę się nią, ale... potrzebujesz pieniędzy? Nie wiem, jakiejkolwiek pomocy? - spytałem zbity z tropu.
To jednak było MOJE dziecko...
- Nie.
- Ale... alimenty?
- Pogadamy później. - odparła i spojrzała na Amelie która była już zupełnie biała jak ściana.
Odwróciła się i wyszła. W chwilę potem zniknęła za wysoką bramą i już jej nie było.
- Tata! - odezwała się dziewczynka którą teraz trzymałem na rękach.
Stałem i wpatrywałem się w... horyzont, nie wiem.... szukałem zbawienia.
- Zamknij drzwi, bo mała zmarznie. - wyjąkała Amelie. Jej głos był inny. Ostry, chłodny, pełen goryczy i rozpaczy.
Bałem się odwrócić w jej stronę. Bałem się zrobić jakikolwiek ruch.
Usłyszałem jak wchodzi po schodach.
Odstawiłem dziewczynkę na ziemię i pobiegłem za nią na górę.
- Kochanie! - zawołałem i wbiegłem do sypialni.
Nie płakała, ale nadal była strasznie blada.
- Amelie... - odezwałem się przerywając ciszę. Mój głos był cichy i strasznie zachrypnięty.
Usiadłem obok niej i oboje zaczęliśmy wpatrywać się tępo w ścianę.
- Ja wtedy cię nie znałem, nie wiedziałem...
- Wiem. - przerwała mi.
- Zostawisz mnie, prawda? - spytałem, czując że serce za chwilę przebije mi pierś.
- Nie... nie wiem, Harry. Nie zdradziłeś mnie, ale.... - zawahała się. - ciągle wraca do mnie twoja przeszłość. Te wszystkie kochanki, a teraz dziecko... ja nie wiem...
Łza pociekła jej po policzku.
- Dla czego to musi być takie popieprzone? - zaszlochała. - Zawsze, gdy myślę, że już wszystko będzie dobrze, dzieje się coś złego...
Otarłem kciukiem spływającą łzę.
- Zostaw mnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Tylko cię niszczę. Zasługujesz na kogoś czystego takiego jak ty. Na kogoś wartego więcej. Ja Cię niszczę. - wypowiadane przeze mnie słowa powodowały łzy nawet u mnie.
Nie chcę jej stracić. Cholera, jest moim życiem. Ja ją tylko ranię.
- Problem w tym, że nie przeżyłabym dnia bez ciebie. Uzależniłeś mnie.
Pocałowała mnie mocno. Tak, jak jeszcze nigdy. Nasze łzy mieszały się wraz z pocałunkami. Razem. Zło i Dobroć. Ideał i Szkarada. Grzesznik i anioł.
___________________________________________
Przeczytałaś - skomentuj :)
wtorek, 24 czerwca 2014
sobota, 21 czerwca 2014
WAŻNE | Co się dzieje? | Ankieta x2 | Question |
WAŻNEEEE :D
Co się stało?
Po tej mojej długiej nieobecności zauważyłam straszny spadek aktywności na blogu.
Rozumiem, że możecie być źli, ale to była nagła sytuacja....
Mam czytelników leniuszków ( z wyjątkiem 2-3 osób którym jestem straaasznie wdzięczna) którym nie chce się komentować...
czy
Wszyscy sobie stąd poszli?
Ankieta nr.1
( nie mam czasu zrobić ankiety na stronie bloga i pewnie mało osób by ją zauważyło, więc odpowiedzi piszcie w komentarzach) :)
Jest sens kontynuować Intern?
a) tak
b) nie
Ankieta nr.2
Co ma teraz zrobić Harry ze swoim życiem?
a) nic. Zostać kurą domową, tak jak sam stwierdził xd
b) posłuchać Amelie i spróbować spełnić marzenia (czyt. śpiewać) :D
c) ma walczyć o wytwórnię.
____________________________________
No i sprawdzam obecność :)
Proszę teraz
wszystkich
WSZYSTKICH
W S Z Y S T K I C H
o napisanie w komentarzu byle czego, po prostu żebym wiedziała, że czytasz, jesteś ze mną.
piątek, 20 czerwca 2014
Rozdział 27
Wypuściłem powietrze z płuc. Oparłem głowę na rękach. Jesteśmy w szarej dupie...
- Harry ja nie widzę innej opcji niż zamknięcie wytwórni... - Zayn nagle się odezwał. Od jakichś 15 minut siedział cicho. On tak jak ja czochrał sobie z nerwów włosy i właściwie leżał na szklanym blacie biurka.
- Niekoniecznie. - odparł cicho Andy. - Mamy kasę ze sprzedaży płyt. Dochodzi do tego jeszcze wydanie płyty Taylor i Ed'a, i uczestników byłej edycji X-Factora.
- Tyle że musimy opłacić rachunki i pracowników. - mruknął Zayn.
- I nie zdziwiłbym się, gdyby Luke zażądał kasy. - dodałem ponuro.
- Będziemy mieć za małe wpływy... - zaczęła Jane, nasza księgowa. - ale myślę, że wystarczy żeby przeciągnąć przez jeden rok firmę.
- Ja też tak myślę. - odparł Andy.
- Ale to nie ma sensu. - wstałem i podszedłem do okna. Włożyłem ręce do kieszeni spodni, nie dbając czy marynarka się pogniecie. W tej chwili nie bawił mnie nawet łakomy wzrok Jane i pozostałych kobiet tu zgromadzonych skierowany na mnie. - Jeżeli jak to mówicie ,,przeciągniemy" firmę przez rok, będziemy słabi finansowo. Ludzie odejdą, bo będą widzieli że upadamy. I nawet jeśli X-Factor by się odnowił, Luke zrobi wszystko żeby nas pognębić, i dołoży nam jeszcze większy cios. Przy osłabionej firmie nie zniesiemy tego, nie damy rady.
Spojrzałem się dyskretnie w stronę Amelie. Siedziała w głębi sali obok Louis'a i Katy, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Zrobiłem coś nie tak?
- Chwileczkę. - z miejsca podniósł się jeden z pracowników. - Jeżeli konkurencja chce nas pokonać, mamy tak po prostu się poddać i dać im satysfakcję?
- Ale jeśli nie mamy innej opcji? Tak jak powiedział Styles, mamy przeciągać na siłę aż będziemy osłabieni, wtedy dadzą cios poniżej pasa i damy im jeszcze większą satysfakcję. - odparł Zayn.
Gdy zebranie się skończyło, ludzie zaczęli wychodzić z sali. Amelie wyszła. Zniknęła mi zupełnie z oczu. Co ja zrobiłem? Dla czego? Znowu coś spierdoliłem? To za wiele. Za wiele się dzieje na moje nerwy.
- Amelie! - wydarłem się za nią.
Odwróciła się.
- Dla czego mnie unikasz? - spytałem gdy ją dogoniłem. Gdy chciałem ją przytulić i pocałować odsunęła się...
Wzruszyła ramionami.
- Proszę, powiedz coś... - szepnąłem gdy wyszliśmy przed budynek wytwórni.
- Spieszę się, przepraszam ale muszę już iść. - odparła obojętnie i już skierowała się w drugą stronę.
- Poczekaj, podwiozę cię! - krzyknąłem za nią. Niechętnie się odwróciła.
Byłem zrozpaczony. Co ja takiego zrobiłem?
- Kochanie... o co chodzi? - spytałem cicho gdy wsiadła do samochodu.
- Gdzie byłeś wczoraj? Zostawiłeś mnie samą. Zabawiałeś się ze starymi przyjaciółkami? Striptizerki też tam widziałam.
A więc o to chodzi...
- Ami, byłem w gabinecie Luke'a. Cały czas. Dobrze wiesz, że odkąd poznałem ciebie... nie mógłbym zrobić tego z inną... ty tylko się dla mnie liczysz...
Na prawdę myślała że po tym wszystkim mógłbym ją zdradzić?...
- Potem nie dałeś znaku życia.
- Bo wyszedłem z tego gówna o 5. Nie chciałem cię budzić. Gdzie cię podwieźć?
- Do domu. - odparła i ku mojemu zaskoczeniu pogładziła ręką po moim policzku. Jej dotyk wywołał u mnie dreszcze na całym ciele. Przez taką głupotę. ,,Oj, Styles, chyba przez długą przerwę od seksu zaczynasz wariować".
- Harry, źle skręciłeś. - zaśmiała się.
- Wcale nie.
- To w takim razie dla czego jesteśmy pod twoim domem?
- Bo to też twój dom. No i muszę dotrzymać obietnicy. - uśmiechnąłem się. - Miałem się toba zając po bankiecie, za tą sukienkę która mnie cały czas dręczyła.
- Nie wiem o co ci chodzi. - starała się ukryć uśmiech.
A więc tak się bawimy.
- W takim razie za chwilę ci pokażę. - odparłem wjeżdżając do garażu.
- Nadal jestem na pana zła.
- Ach tak? - zaśmiałem się.
- Dodatkowo stracę przez pana pracę.
,,Gdybyś wiedziała... gdybyś chociaż trochę wiedziała..."
Amelie's pov.
- Poczekaj tu na mnie. - wymruczał do mojego ucha.
Nie umiem się na niego długo gniewać. Kocham go. Dzisiaj na zebraniu nie mogłam znieść tych wszystkich łakomych spojrzeń skierowanych na niego. Wyglądał idealnie, z resztą jak zawsze. Jakoś ostatnio przestałam zwracać na to uwagę, ale dzisiaj znowu to powróciło.
Jest strasznie przystojny...
- Zapraszam. - wszedł do pokoju cały uśmiechnięty, bez koszuli, w samych spodniach od garnituru.
Zaprowadził mnie za rękę do łazienki, i tam zobaczyłam wannę pełną piany a obok niej róże.
Nie wnikam skąd je wytrzasnął.
Wyraźnie czekał aż zacznę się rozbierać, ale ja jak zwykle miałam przed tym blokadę.
- Mam wyjść...
- Nie! - szybko zaprzeczyłam.
- To może... najpierw ja się rozbiorę? - podrapał się w tył szyi - może będzie ci raźniej albo coś...
Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam. Był taki słodki... starał się, robił wszystko żebym czuła się lepiej...
Zebrałam włosy i poprosiłam, żeby odpiął mi sukienkę. Robił to powoli, przy okazji dotykając lekko linii mojego kręgosłupa. Zachowywał się tak, jakby wszystko rozumiał, a tak na prawdę nie wiedział dla czego się wstydzę.
Rozebrałam się i szybko zanurzyłam się w pianie. Usiadł za mną, tak że leżałam między jego nogami.
- Bardzo cię kocham, wiesz o tym? - spytałam jeżdżąc palcem po atramentowych wzorach na jego torsie.
- Wiem. - odparł cicho, całując moją skroń. - ale nie rozumiem, dlaczego się mnie wstydzisz...
- Nie wstydzę, po prostu... - westchnęłam. - nie wiem dla czego. Ale już jest lepiej...
- Nie wstydź się mnie... nie ufasz mi?
- Ufam! Harry... - podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. - jesteś dla mnie najważniejszy, i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, naprawdę.
Uśmiechnął się.
Pojawiły się moje ukochane dołeczki na jego policzkach.
- Co z firmą? - spytałam po chwili ciszy.
- Będziemy musieli ją zamknąć...
- A twoi rodzice?
- I tak się mną nie interesują, mam ich w dupie. Niech ojciec sam sobie ją ratuje jeśli mu zależy.
- Przechodzisz na emeryturę w wieku 24 lat? - zaśmiałam się a on ubrudził mi nos pianą.
- Na to wygląda. - wyszczerzył zęby. - Będę kurą domową. To nic, że nie mam rodziny, dzieci.
Zaśmiałam się.
- Chciałbym... nie, to niemożliwe... - uśmiech z jego twarzy zniknął.
- Mów. - odparłam krótko.
- No bo tak z Zayn'em myśleliśmy... że może tak odnowić plany sprzed 8 lat... nie mówię już o X-Factorze, ale żeby nagrać coś, wrzucić do sieci... z resztą, za stary jestem. To się wytnie. - machnął ręką.
- Chcesz śpiewać? - uśmiechnęłam się zaskoczona.
- Za marzenia się nie kara. - pocałował mnie w czoło.
- Nie jesteś za stary! Przecież ludzie właśnie w tym wieku zaczynają!
- Ami... w tym wieku powinienem mieć żonę i dzieci, przynajmniej w mniemaniu mojej rodziny. Muszę się ustatkować.
- Już raz nie zrealizowałeś marzeń, i jesteś nieszczęśliwy. Nie powtarzaj tego błędu znowu. - pogładziłam delikatnie jego policzek. Był taki piękny...
- Ale już je realizuję. Chcę po prostu być zawsze przy tobie. Do śmierci.
- To brzmi jak oświadczyny, wiesz o tym? - zaśmiałam się.
Zrobił dziwną minę i wstał. Wyszedł z wanny, owinął się ręcznikiem i gdzieś zniknął.
Co on znowu kombinuje?
Musiałam wstać i sprawdzić. Gdy upewniłam się, że ręcznik ciasno przylega do mojego ciała wyszłam z łazienki i po śladach piany poszłam do sypialni.
- To są oświadczyny. - wyszedł nagle zza drzwi i przyklęknął.
_____________________________________________________________
Mam już plan na następne części opowiadania. Będzie bardzo dużo zmian :D
Pracuję teraz nad wyglądem drugiego bloga.
ALE
jest was mniej. Cały czas ubywa komentarzy...
Nie wiem czy to wypali, jeśli tak dalej pójdzie.
Kiedyś pod rozdziałem 8 komentarzy
dzisiaj 3?
Co się dzieje? :(
- Harry ja nie widzę innej opcji niż zamknięcie wytwórni... - Zayn nagle się odezwał. Od jakichś 15 minut siedział cicho. On tak jak ja czochrał sobie z nerwów włosy i właściwie leżał na szklanym blacie biurka.
- Niekoniecznie. - odparł cicho Andy. - Mamy kasę ze sprzedaży płyt. Dochodzi do tego jeszcze wydanie płyty Taylor i Ed'a, i uczestników byłej edycji X-Factora.
- Tyle że musimy opłacić rachunki i pracowników. - mruknął Zayn.
- I nie zdziwiłbym się, gdyby Luke zażądał kasy. - dodałem ponuro.
- Będziemy mieć za małe wpływy... - zaczęła Jane, nasza księgowa. - ale myślę, że wystarczy żeby przeciągnąć przez jeden rok firmę.
- Ja też tak myślę. - odparł Andy.
- Ale to nie ma sensu. - wstałem i podszedłem do okna. Włożyłem ręce do kieszeni spodni, nie dbając czy marynarka się pogniecie. W tej chwili nie bawił mnie nawet łakomy wzrok Jane i pozostałych kobiet tu zgromadzonych skierowany na mnie. - Jeżeli jak to mówicie ,,przeciągniemy" firmę przez rok, będziemy słabi finansowo. Ludzie odejdą, bo będą widzieli że upadamy. I nawet jeśli X-Factor by się odnowił, Luke zrobi wszystko żeby nas pognębić, i dołoży nam jeszcze większy cios. Przy osłabionej firmie nie zniesiemy tego, nie damy rady.
Spojrzałem się dyskretnie w stronę Amelie. Siedziała w głębi sali obok Louis'a i Katy, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Zrobiłem coś nie tak?
- Chwileczkę. - z miejsca podniósł się jeden z pracowników. - Jeżeli konkurencja chce nas pokonać, mamy tak po prostu się poddać i dać im satysfakcję?
- Ale jeśli nie mamy innej opcji? Tak jak powiedział Styles, mamy przeciągać na siłę aż będziemy osłabieni, wtedy dadzą cios poniżej pasa i damy im jeszcze większą satysfakcję. - odparł Zayn.
Gdy zebranie się skończyło, ludzie zaczęli wychodzić z sali. Amelie wyszła. Zniknęła mi zupełnie z oczu. Co ja zrobiłem? Dla czego? Znowu coś spierdoliłem? To za wiele. Za wiele się dzieje na moje nerwy.
- Amelie! - wydarłem się za nią.
Odwróciła się.
- Dla czego mnie unikasz? - spytałem gdy ją dogoniłem. Gdy chciałem ją przytulić i pocałować odsunęła się...
Wzruszyła ramionami.
- Proszę, powiedz coś... - szepnąłem gdy wyszliśmy przed budynek wytwórni.
- Spieszę się, przepraszam ale muszę już iść. - odparła obojętnie i już skierowała się w drugą stronę.
- Poczekaj, podwiozę cię! - krzyknąłem za nią. Niechętnie się odwróciła.
Byłem zrozpaczony. Co ja takiego zrobiłem?
- Kochanie... o co chodzi? - spytałem cicho gdy wsiadła do samochodu.
- Gdzie byłeś wczoraj? Zostawiłeś mnie samą. Zabawiałeś się ze starymi przyjaciółkami? Striptizerki też tam widziałam.
A więc o to chodzi...
- Ami, byłem w gabinecie Luke'a. Cały czas. Dobrze wiesz, że odkąd poznałem ciebie... nie mógłbym zrobić tego z inną... ty tylko się dla mnie liczysz...
Na prawdę myślała że po tym wszystkim mógłbym ją zdradzić?...
- Potem nie dałeś znaku życia.
- Bo wyszedłem z tego gówna o 5. Nie chciałem cię budzić. Gdzie cię podwieźć?
- Do domu. - odparła i ku mojemu zaskoczeniu pogładziła ręką po moim policzku. Jej dotyk wywołał u mnie dreszcze na całym ciele. Przez taką głupotę. ,,Oj, Styles, chyba przez długą przerwę od seksu zaczynasz wariować".
- Harry, źle skręciłeś. - zaśmiała się.
- Wcale nie.
- To w takim razie dla czego jesteśmy pod twoim domem?
- Bo to też twój dom. No i muszę dotrzymać obietnicy. - uśmiechnąłem się. - Miałem się toba zając po bankiecie, za tą sukienkę która mnie cały czas dręczyła.
- Nie wiem o co ci chodzi. - starała się ukryć uśmiech.
A więc tak się bawimy.
- W takim razie za chwilę ci pokażę. - odparłem wjeżdżając do garażu.
- Nadal jestem na pana zła.
- Ach tak? - zaśmiałem się.
- Dodatkowo stracę przez pana pracę.
,,Gdybyś wiedziała... gdybyś chociaż trochę wiedziała..."
Amelie's pov.
- Poczekaj tu na mnie. - wymruczał do mojego ucha.
Nie umiem się na niego długo gniewać. Kocham go. Dzisiaj na zebraniu nie mogłam znieść tych wszystkich łakomych spojrzeń skierowanych na niego. Wyglądał idealnie, z resztą jak zawsze. Jakoś ostatnio przestałam zwracać na to uwagę, ale dzisiaj znowu to powróciło.
Jest strasznie przystojny...
- Zapraszam. - wszedł do pokoju cały uśmiechnięty, bez koszuli, w samych spodniach od garnituru.
Zaprowadził mnie za rękę do łazienki, i tam zobaczyłam wannę pełną piany a obok niej róże.
Nie wnikam skąd je wytrzasnął.
Wyraźnie czekał aż zacznę się rozbierać, ale ja jak zwykle miałam przed tym blokadę.
- Mam wyjść...
- Nie! - szybko zaprzeczyłam.
- To może... najpierw ja się rozbiorę? - podrapał się w tył szyi - może będzie ci raźniej albo coś...
Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam. Był taki słodki... starał się, robił wszystko żebym czuła się lepiej...
Zebrałam włosy i poprosiłam, żeby odpiął mi sukienkę. Robił to powoli, przy okazji dotykając lekko linii mojego kręgosłupa. Zachowywał się tak, jakby wszystko rozumiał, a tak na prawdę nie wiedział dla czego się wstydzę.
Rozebrałam się i szybko zanurzyłam się w pianie. Usiadł za mną, tak że leżałam między jego nogami.
- Bardzo cię kocham, wiesz o tym? - spytałam jeżdżąc palcem po atramentowych wzorach na jego torsie.
- Wiem. - odparł cicho, całując moją skroń. - ale nie rozumiem, dlaczego się mnie wstydzisz...
- Nie wstydzę, po prostu... - westchnęłam. - nie wiem dla czego. Ale już jest lepiej...
- Nie wstydź się mnie... nie ufasz mi?
- Ufam! Harry... - podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. - jesteś dla mnie najważniejszy, i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, naprawdę.
Uśmiechnął się.
Pojawiły się moje ukochane dołeczki na jego policzkach.
- Co z firmą? - spytałam po chwili ciszy.
- Będziemy musieli ją zamknąć...
- A twoi rodzice?
- I tak się mną nie interesują, mam ich w dupie. Niech ojciec sam sobie ją ratuje jeśli mu zależy.
- Przechodzisz na emeryturę w wieku 24 lat? - zaśmiałam się a on ubrudził mi nos pianą.
- Na to wygląda. - wyszczerzył zęby. - Będę kurą domową. To nic, że nie mam rodziny, dzieci.
Zaśmiałam się.
- Chciałbym... nie, to niemożliwe... - uśmiech z jego twarzy zniknął.
- Mów. - odparłam krótko.
- No bo tak z Zayn'em myśleliśmy... że może tak odnowić plany sprzed 8 lat... nie mówię już o X-Factorze, ale żeby nagrać coś, wrzucić do sieci... z resztą, za stary jestem. To się wytnie. - machnął ręką.
- Chcesz śpiewać? - uśmiechnęłam się zaskoczona.
- Za marzenia się nie kara. - pocałował mnie w czoło.
- Nie jesteś za stary! Przecież ludzie właśnie w tym wieku zaczynają!
- Ami... w tym wieku powinienem mieć żonę i dzieci, przynajmniej w mniemaniu mojej rodziny. Muszę się ustatkować.
- Już raz nie zrealizowałeś marzeń, i jesteś nieszczęśliwy. Nie powtarzaj tego błędu znowu. - pogładziłam delikatnie jego policzek. Był taki piękny...
- Ale już je realizuję. Chcę po prostu być zawsze przy tobie. Do śmierci.
- To brzmi jak oświadczyny, wiesz o tym? - zaśmiałam się.
Zrobił dziwną minę i wstał. Wyszedł z wanny, owinął się ręcznikiem i gdzieś zniknął.
Co on znowu kombinuje?
Musiałam wstać i sprawdzić. Gdy upewniłam się, że ręcznik ciasno przylega do mojego ciała wyszłam z łazienki i po śladach piany poszłam do sypialni.
- To są oświadczyny. - wyszedł nagle zza drzwi i przyklęknął.
_____________________________________________________________
Mam już plan na następne części opowiadania. Będzie bardzo dużo zmian :D
Pracuję teraz nad wyglądem drugiego bloga.
ALE
jest was mniej. Cały czas ubywa komentarzy...
Nie wiem czy to wypali, jeśli tak dalej pójdzie.
Kiedyś pod rozdziałem 8 komentarzy
dzisiaj 3?
Co się dzieje? :(
wtorek, 17 czerwca 2014
Rozdział 26 + suprise
Harry's pov.
- Nie. Do jasnej cholery nie ma mowy! - warknąłem. Poczułem dłoń Zayna na swoich plecach. Próbował mnie uspokoić choć sam był kłębkiem nerwów.
- Przykro mi. - odparł spokojnie Luke, chodź widziałem że w jego lodowatych oczach kryje się rozbawienie. - Wasi ojcowie naważyli piwa. Wy musicie je wypić. Tak było zawsze, taki był zakład. Po jednej partnerce od każdego z właścicieli, na kilka nocy a potem spokój.
Pieprzona umowa. Cholerny ojciec.
Dawne zwyczaje pieprzonych zarządców gigantycznych firm polega na pojebanym rodzaju sojuszu. Partnerka każdego z nich spędza z niektórymi z nich noce. Coś w tym stylu. Nie mogę uwierzyć, że moja matka brała w tym udział. Że mój ojciec mógł to robić z tymi pustymi dziwkami. Pewnego rodzaju wymiana, pod hasłem co moje to i twoje. Pojebane.
Mamy z Zaynem gigantyczny problem.
Ten świat nie jest taki łatwy. Zdrady są co chwilę. Szastasz pieniędzmi na prawo i lewo, dziwki, alkohol...
Ale ja nie chcę. Niedobrze mi się robi gdy wyobrażam sobie ich brudne palce na mojej nieskazitelnej Amelie. Zayn też nigdy nie zmusi Perrie do czegoś takiego.
- Nie! Nigdy się na to nie zgodzę. - Zayn mruknął.
- Niestety, to obowiązek. Jeśli nie, wasza firma przestanie istnieć. Mamy ludzi na bardzo wysokich stanowiskach.
- W takim razie zamykamy firmę. - uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że dla Luke'a upadek Styles&Malik International oznacza tyle, co upadek jego firmy zajmującej się gromadzeniem młodych artystów i zapewniania im wytwórni i wszystkiego czego im potrzeba, i dodatkowo ogromne problemy z X-Factorem.
- Nie zrobicie tego.
- Żebyś się kurwa nie zdziwił. - warknąłem i opuściliśmy z Zaynem pomieszczenie.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Nie ma mowy. - odparliśmy równocześnie.
Amelie's pov.
Czas mijał, obie z Perrie nudziłyśmy się gadając o bzdurach. Gdzie jest Harry? ,,Będę cały czas przy Tobie" mówił. Widzę. W ogóle to jest bez sensu. Przeleciał połowę kobiet na tej sali, więc może teraz też zabawia się ze starymi znajomymi? Wiem, że są lepsze, ładniejsze. Gdybym była facetem myślę że wybrałabym je, ale nie może mi tego wprost powiedzieć? Musiał mnie tu ciągnąć?
- Nie wiem jak ty, Pezz, ale ja stąd idę. Mam dosyć. - odparłam wstając.
- A Harry? - spytała podnosząc na mnie swój pół przytomny wzrok.
- Mam go gdzieś.
Podążyłam przez salę pełną okropnie bogatych dupków i wyszłam na zewnątrz. Zimne powietrze. Tego mi brakowało.
Nie mam pojęcia gdzie jest Harry, i wolę teraz o tym nie myśleć. Chcę po prostu do domu. Do ciepłych, ciasnych kątów mojego pokoju. W tym starym małym domu, którego cała powierzchnia zmieściłaby się w samym salonie domu Harry'ego czułam się najlepiej. Nie było nowocześnie urządzone, ale mimo to miało klimat. Nie tak jak u Styles'a, gdzie jedyne kolory to widok za oknem, a wnętrze jest czarno-białe.
Gdy dotarłam do domu ze złością rzuciłam torebką o podłogę. To był beznadziejny gest, ale przynajmniej mogłam wyładować złość. Nie ogarniam już Harry'ego, nie rozumiem kim w końcu dla niego jestem...
Harry's pov.
Come up to meet you, tell you I'm sorry
You don't know how lovely you are
I had to find you, tell you I need you
Tell you I set you apart
Nuciłem piosenkę Coldplay która akurat wydobywała się z głośnika samochodu. Amelie nie odbierała. Firma wisi na włosku. Wystarczyłoby po prostu się najebać.
To jasne, że w moim domu jej nie ma. Pojechała do swojego. ,,Brawo, Sherlocku!".
Problem w tym, że jest 5 rano. Na pewno śpi. ,,No, Sherlock, jednak istniejesz!" Przestań.
Kłócę się sam ze sobą. Jest źle.
Chciałbym po prostu rzucić to wszystko w cholerę... lub cofnąć czas, i wbrew zakazom ojca iść do X-Factora... spełnić marzenia.
Zaśmiałem się.
Moje życie już i tak nie ma sensu i dąży donikąd...
Gdy dojechałem do domu wypiłem resztkę whisky z butelki i w garniturze położyłem się spać. W tamtej chwili miałem dość wszystkiego.
- Harry do cholery! - obudził mnie wrzask Zayn'a.
Gdy otworzyłem oczy jęknąłem. Głowa mi pęka...
- Człowieku... Nie drzyj się tak... - odparłem cicho. 7 rano. Może zacząłby w końcu budzić mnie o ludzkiej porze? Spałem 2 godziny...
- Mamy problemy. Firma Luke'a wycofała wszystkie akcje. X - Factor odwołał edycję.
- Co? - poderwałem się i od razu tego pożałowałem. - Moja głowa...
- Harry... firma upada.
- Moje życie upada. - mówiąc to walnąłem się z powrotem na łóżko.
WSZYSTKO upada.
________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecość. Z przyczyn prywatnych musiałam wyjechać.
Ale jestem! :D
Rozdziały będą dodawane tak jak wcześniej, co 3-5 dni :)
A tu mały bonus. Wiele osób prosiło mnie o nagranie jak rysuję jakiś rysunek.
- Nie. Do jasnej cholery nie ma mowy! - warknąłem. Poczułem dłoń Zayna na swoich plecach. Próbował mnie uspokoić choć sam był kłębkiem nerwów.
- Przykro mi. - odparł spokojnie Luke, chodź widziałem że w jego lodowatych oczach kryje się rozbawienie. - Wasi ojcowie naważyli piwa. Wy musicie je wypić. Tak było zawsze, taki był zakład. Po jednej partnerce od każdego z właścicieli, na kilka nocy a potem spokój.
Pieprzona umowa. Cholerny ojciec.
Dawne zwyczaje pieprzonych zarządców gigantycznych firm polega na pojebanym rodzaju sojuszu. Partnerka każdego z nich spędza z niektórymi z nich noce. Coś w tym stylu. Nie mogę uwierzyć, że moja matka brała w tym udział. Że mój ojciec mógł to robić z tymi pustymi dziwkami. Pewnego rodzaju wymiana, pod hasłem co moje to i twoje. Pojebane.
Mamy z Zaynem gigantyczny problem.
Ten świat nie jest taki łatwy. Zdrady są co chwilę. Szastasz pieniędzmi na prawo i lewo, dziwki, alkohol...
Ale ja nie chcę. Niedobrze mi się robi gdy wyobrażam sobie ich brudne palce na mojej nieskazitelnej Amelie. Zayn też nigdy nie zmusi Perrie do czegoś takiego.
- Nie! Nigdy się na to nie zgodzę. - Zayn mruknął.
- Niestety, to obowiązek. Jeśli nie, wasza firma przestanie istnieć. Mamy ludzi na bardzo wysokich stanowiskach.
- W takim razie zamykamy firmę. - uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że dla Luke'a upadek Styles&Malik International oznacza tyle, co upadek jego firmy zajmującej się gromadzeniem młodych artystów i zapewniania im wytwórni i wszystkiego czego im potrzeba, i dodatkowo ogromne problemy z X-Factorem.
- Nie zrobicie tego.
- Żebyś się kurwa nie zdziwił. - warknąłem i opuściliśmy z Zaynem pomieszczenie.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Nie ma mowy. - odparliśmy równocześnie.
Amelie's pov.
Czas mijał, obie z Perrie nudziłyśmy się gadając o bzdurach. Gdzie jest Harry? ,,Będę cały czas przy Tobie" mówił. Widzę. W ogóle to jest bez sensu. Przeleciał połowę kobiet na tej sali, więc może teraz też zabawia się ze starymi znajomymi? Wiem, że są lepsze, ładniejsze. Gdybym była facetem myślę że wybrałabym je, ale nie może mi tego wprost powiedzieć? Musiał mnie tu ciągnąć?
- Nie wiem jak ty, Pezz, ale ja stąd idę. Mam dosyć. - odparłam wstając.
- A Harry? - spytała podnosząc na mnie swój pół przytomny wzrok.
- Mam go gdzieś.
Podążyłam przez salę pełną okropnie bogatych dupków i wyszłam na zewnątrz. Zimne powietrze. Tego mi brakowało.
Nie mam pojęcia gdzie jest Harry, i wolę teraz o tym nie myśleć. Chcę po prostu do domu. Do ciepłych, ciasnych kątów mojego pokoju. W tym starym małym domu, którego cała powierzchnia zmieściłaby się w samym salonie domu Harry'ego czułam się najlepiej. Nie było nowocześnie urządzone, ale mimo to miało klimat. Nie tak jak u Styles'a, gdzie jedyne kolory to widok za oknem, a wnętrze jest czarno-białe.
Gdy dotarłam do domu ze złością rzuciłam torebką o podłogę. To był beznadziejny gest, ale przynajmniej mogłam wyładować złość. Nie ogarniam już Harry'ego, nie rozumiem kim w końcu dla niego jestem...
Harry's pov.
Come up to meet you, tell you I'm sorry
You don't know how lovely you are
I had to find you, tell you I need you
Tell you I set you apart
Nuciłem piosenkę Coldplay która akurat wydobywała się z głośnika samochodu. Amelie nie odbierała. Firma wisi na włosku. Wystarczyłoby po prostu się najebać.
To jasne, że w moim domu jej nie ma. Pojechała do swojego. ,,Brawo, Sherlocku!".
Problem w tym, że jest 5 rano. Na pewno śpi. ,,No, Sherlock, jednak istniejesz!" Przestań.
Kłócę się sam ze sobą. Jest źle.
Chciałbym po prostu rzucić to wszystko w cholerę... lub cofnąć czas, i wbrew zakazom ojca iść do X-Factora... spełnić marzenia.
Zaśmiałem się.
Moje życie już i tak nie ma sensu i dąży donikąd...
Gdy dojechałem do domu wypiłem resztkę whisky z butelki i w garniturze położyłem się spać. W tamtej chwili miałem dość wszystkiego.
- Harry do cholery! - obudził mnie wrzask Zayn'a.
Gdy otworzyłem oczy jęknąłem. Głowa mi pęka...
- Człowieku... Nie drzyj się tak... - odparłem cicho. 7 rano. Może zacząłby w końcu budzić mnie o ludzkiej porze? Spałem 2 godziny...
- Mamy problemy. Firma Luke'a wycofała wszystkie akcje. X - Factor odwołał edycję.
- Co? - poderwałem się i od razu tego pożałowałem. - Moja głowa...
- Harry... firma upada.
- Moje życie upada. - mówiąc to walnąłem się z powrotem na łóżko.
WSZYSTKO upada.
________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecość. Z przyczyn prywatnych musiałam wyjechać.
Ale jestem! :D
Rozdziały będą dodawane tak jak wcześniej, co 3-5 dni :)
A tu mały bonus. Wiele osób prosiło mnie o nagranie jak rysuję jakiś rysunek.
Cara Delevingne - rysowanie <KLIK>
Od razu przepraszam za stronę techniczną filmu, ale mniej więcej widać jak rysuję :)
I hope you like it!
_____________________
Subskrybuj:
Posty (Atom)