Wypuściłem powietrze z płuc. Oparłem głowę na rękach. Jesteśmy w szarej dupie...
- Harry ja nie widzę innej opcji niż zamknięcie wytwórni... - Zayn nagle się odezwał. Od jakichś 15 minut siedział cicho. On tak jak ja czochrał sobie z nerwów włosy i właściwie leżał na szklanym blacie biurka.
- Niekoniecznie. - odparł cicho Andy. - Mamy kasę ze sprzedaży płyt. Dochodzi do tego jeszcze wydanie płyty Taylor i Ed'a, i uczestników byłej edycji X-Factora.
- Tyle że musimy opłacić rachunki i pracowników. - mruknął Zayn.
- I nie zdziwiłbym się, gdyby Luke zażądał kasy. - dodałem ponuro.
- Będziemy mieć za małe wpływy... - zaczęła Jane, nasza księgowa. - ale myślę, że wystarczy żeby przeciągnąć przez jeden rok firmę.
- Ja też tak myślę. - odparł Andy.
- Ale to nie ma sensu. - wstałem i podszedłem do okna. Włożyłem ręce do kieszeni spodni, nie dbając czy marynarka się pogniecie. W tej chwili nie bawił mnie nawet łakomy wzrok Jane i pozostałych kobiet tu zgromadzonych skierowany na mnie. - Jeżeli jak to mówicie ,,przeciągniemy" firmę przez rok, będziemy słabi finansowo. Ludzie odejdą, bo będą widzieli że upadamy. I nawet jeśli X-Factor by się odnowił, Luke zrobi wszystko żeby nas pognębić, i dołoży nam jeszcze większy cios. Przy osłabionej firmie nie zniesiemy tego, nie damy rady.
Spojrzałem się dyskretnie w stronę Amelie. Siedziała w głębi sali obok Louis'a i Katy, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Zrobiłem coś nie tak?
- Chwileczkę. - z miejsca podniósł się jeden z pracowników. - Jeżeli konkurencja chce nas pokonać, mamy tak po prostu się poddać i dać im satysfakcję?
- Ale jeśli nie mamy innej opcji? Tak jak powiedział Styles, mamy przeciągać na siłę aż będziemy osłabieni, wtedy dadzą cios poniżej pasa i damy im jeszcze większą satysfakcję. - odparł Zayn.
Gdy zebranie się skończyło, ludzie zaczęli wychodzić z sali. Amelie wyszła. Zniknęła mi zupełnie z oczu. Co ja zrobiłem? Dla czego? Znowu coś spierdoliłem? To za wiele. Za wiele się dzieje na moje nerwy.
- Amelie! - wydarłem się za nią.
Odwróciła się.
- Dla czego mnie unikasz? - spytałem gdy ją dogoniłem. Gdy chciałem ją przytulić i pocałować odsunęła się...
Wzruszyła ramionami.
- Proszę, powiedz coś... - szepnąłem gdy wyszliśmy przed budynek wytwórni.
- Spieszę się, przepraszam ale muszę już iść. - odparła obojętnie i już skierowała się w drugą stronę.
- Poczekaj, podwiozę cię! - krzyknąłem za nią. Niechętnie się odwróciła.
Byłem zrozpaczony. Co ja takiego zrobiłem?
- Kochanie... o co chodzi? - spytałem cicho gdy wsiadła do samochodu.
- Gdzie byłeś wczoraj? Zostawiłeś mnie samą. Zabawiałeś się ze starymi przyjaciółkami? Striptizerki też tam widziałam.
A więc o to chodzi...
- Ami, byłem w gabinecie Luke'a. Cały czas. Dobrze wiesz, że odkąd poznałem ciebie... nie mógłbym zrobić tego z inną... ty tylko się dla mnie liczysz...
Na prawdę myślała że po tym wszystkim mógłbym ją zdradzić?...
- Potem nie dałeś znaku życia.
- Bo wyszedłem z tego gówna o 5. Nie chciałem cię budzić. Gdzie cię podwieźć?
- Do domu. - odparła i ku mojemu zaskoczeniu pogładziła ręką po moim policzku. Jej dotyk wywołał u mnie dreszcze na całym ciele. Przez taką głupotę. ,,Oj, Styles, chyba przez długą przerwę od seksu zaczynasz wariować".
- Harry, źle skręciłeś. - zaśmiała się.
- Wcale nie.
- To w takim razie dla czego jesteśmy pod twoim domem?
- Bo to też twój dom. No i muszę dotrzymać obietnicy. - uśmiechnąłem się. - Miałem się toba zając po bankiecie, za tą sukienkę która mnie cały czas dręczyła.
- Nie wiem o co ci chodzi. - starała się ukryć uśmiech.
A więc tak się bawimy.
- W takim razie za chwilę ci pokażę. - odparłem wjeżdżając do garażu.
- Nadal jestem na pana zła.
- Ach tak? - zaśmiałem się.
- Dodatkowo stracę przez pana pracę.
,,Gdybyś wiedziała... gdybyś chociaż trochę wiedziała..."
Amelie's pov.
- Poczekaj tu na mnie. - wymruczał do mojego ucha.
Nie umiem się na niego długo gniewać. Kocham go. Dzisiaj na zebraniu nie mogłam znieść tych wszystkich łakomych spojrzeń skierowanych na niego. Wyglądał idealnie, z resztą jak zawsze. Jakoś ostatnio przestałam zwracać na to uwagę, ale dzisiaj znowu to powróciło.
Jest strasznie przystojny...
- Zapraszam. - wszedł do pokoju cały uśmiechnięty, bez koszuli, w samych spodniach od garnituru.
Zaprowadził mnie za rękę do łazienki, i tam zobaczyłam wannę pełną piany a obok niej róże.
Nie wnikam skąd je wytrzasnął.
Wyraźnie czekał aż zacznę się rozbierać, ale ja jak zwykle miałam przed tym blokadę.
- Mam wyjść...
- Nie! - szybko zaprzeczyłam.
- To może... najpierw ja się rozbiorę? - podrapał się w tył szyi - może będzie ci raźniej albo coś...
Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam. Był taki słodki... starał się, robił wszystko żebym czuła się lepiej...
Zebrałam włosy i poprosiłam, żeby odpiął mi sukienkę. Robił to powoli, przy okazji dotykając lekko linii mojego kręgosłupa. Zachowywał się tak, jakby wszystko rozumiał, a tak na prawdę nie wiedział dla czego się wstydzę.
Rozebrałam się i szybko zanurzyłam się w pianie. Usiadł za mną, tak że leżałam między jego nogami.
- Bardzo cię kocham, wiesz o tym? - spytałam jeżdżąc palcem po atramentowych wzorach na jego torsie.
- Wiem. - odparł cicho, całując moją skroń. - ale nie rozumiem, dlaczego się mnie wstydzisz...
- Nie wstydzę, po prostu... - westchnęłam. - nie wiem dla czego. Ale już jest lepiej...
- Nie wstydź się mnie... nie ufasz mi?
- Ufam! Harry... - podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. - jesteś dla mnie najważniejszy, i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, naprawdę.
Uśmiechnął się.
Pojawiły się moje ukochane dołeczki na jego policzkach.
- Co z firmą? - spytałam po chwili ciszy.
- Będziemy musieli ją zamknąć...
- A twoi rodzice?
- I tak się mną nie interesują, mam ich w dupie. Niech ojciec sam sobie ją ratuje jeśli mu zależy.
- Przechodzisz na emeryturę w wieku 24 lat? - zaśmiałam się a on ubrudził mi nos pianą.
- Na to wygląda. - wyszczerzył zęby. - Będę kurą domową. To nic, że nie mam rodziny, dzieci.
Zaśmiałam się.
- Chciałbym... nie, to niemożliwe... - uśmiech z jego twarzy zniknął.
- Mów. - odparłam krótko.
- No bo tak z Zayn'em myśleliśmy... że może tak odnowić plany sprzed 8 lat... nie mówię już o X-Factorze, ale żeby nagrać coś, wrzucić do sieci... z resztą, za stary jestem. To się wytnie. - machnął ręką.
- Chcesz śpiewać? - uśmiechnęłam się zaskoczona.
- Za marzenia się nie kara. - pocałował mnie w czoło.
- Nie jesteś za stary! Przecież ludzie właśnie w tym wieku zaczynają!
- Ami... w tym wieku powinienem mieć żonę i dzieci, przynajmniej w mniemaniu mojej rodziny. Muszę się ustatkować.
- Już raz nie zrealizowałeś marzeń, i jesteś nieszczęśliwy. Nie powtarzaj tego błędu znowu. - pogładziłam delikatnie jego policzek. Był taki piękny...
- Ale już je realizuję. Chcę po prostu być zawsze przy tobie. Do śmierci.
- To brzmi jak oświadczyny, wiesz o tym? - zaśmiałam się.
Zrobił dziwną minę i wstał. Wyszedł z wanny, owinął się ręcznikiem i gdzieś zniknął.
Co on znowu kombinuje?
Musiałam wstać i sprawdzić. Gdy upewniłam się, że ręcznik ciasno przylega do mojego ciała wyszłam z łazienki i po śladach piany poszłam do sypialni.
- To są oświadczyny. - wyszedł nagle zza drzwi i przyklęknął.
_____________________________________________________________
Mam już plan na następne części opowiadania. Będzie bardzo dużo zmian :D
Pracuję teraz nad wyglądem drugiego bloga.
ALE
jest was mniej. Cały czas ubywa komentarzy...
Nie wiem czy to wypali, jeśli tak dalej pójdzie.
Kiedyś pod rozdziałem 8 komentarzy
dzisiaj 3?
Co się dzieje? :(
Ja zawsze komentuje ;*** Cudowny ten rozdział. Naprawde!!! Nie wierze on jej się oświadcza!!! Ach... cudo! Nie spodziewałam się. Taki zwrot akcji. Ona do tego mu wybaczyła *o* Kocham tego bloga i prosze pisz do końca, obojętnie ile bedzie komentarzy i w ogóle. Kocham ;*** i zapraszam do siebie...
OdpowiedzUsuńwww.destiny-harrystylesff.blogspot.com
aaaa!boss *_*
OdpowiedzUsuńcudowny! :)
OdpowiedzUsuń