poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 16

- Nie chcę robić problemów... - powiedziałam cicho patrząc jak wyciąga z bagażnika swój płaszcz. Zarówno ja jak i on byliśmy przemoczeni. Wróciliśmy szybko do jego samochodu. Uparł się, że zawiezie mnie do swojego domu żebym się ogrzała, bo do mnie jest za daleko. Perspektywa spotkania się z jego matką i bratem, który jest o wiele za mądry jak na swój wiek mnie przerażała.
- Nie zrobisz, kochanie. - powiedział szczelnie mnie otulając.
Na dźwięk ostatniego słowa przeszły mnie lekkie dreszcze, ale nic nie powiedziałam.
Droga do jego domu była długa. Panowała napięta atmosfera bo mimo wszystko nadal nie wiedzieliśmy jak mamy rozwiązać ten problem. Może się wydawać, że ja tu mieszam i komplikuję, ale jak mam zaufać komuś, kto jeszcze nie dawno wiódł życie... najdelikatniej mówiąc lekkich obyczajów?
- Coś się stało? - spytał nagle.
- Niee, po prostu... - chciałam kontynuować, ale zatkało mnie widząc na jaką ulicę wjeżdżamy. Jedna z najbogatszych dzielnic Londynu. Same penthouse'y , wille z basenami, przeszklonymi ścianami, gigantycznymi ogrodami... ale z drugiej strony czego można się spodziewać po właścicielu największej firmy na świecie?
- Po prostu co? - spytał Harry, ignorując widoki za oknem. ,,Ignoruje, bo to jego codzienność." Rozdwojenie jaźni powraca...
- Nie rozwiązaliśmy jeszcze nic... - odparłam powoli.
Obserwowałam, jak Harry waha się nad odpowiedzią.
Po chwili sięgnął po coś w rodzaju pilota, nadusił, i skręcił na jedną z posesji. Automatyczna brama otworzyła się i ukazała wielki ogród. Równo przystrzyżony trawnik i perfekcyjnie zadbane grządki z różami. Wszystko idealnie ze sobą współgrało tworząc trochę przerażającą harmonię.
Jeszcze gorzej było gdy zobaczyłam jego dom.
Zrozumiałam jedną rzecz.
Ja tu nie pasuję.
Milioner i dziewczyna która nie ma właściwie nic.
Gestem ręki wskazał, żebym weszła do domu.
Mimo, że wszystko co miałam na sobie było przemoczone, to i tak było mi za gorąco ze stresu.
- Harry! - usłyszałam krzyk Dylana i już po chwili chłopiec był w jego ramionach. - Amelie? Skąd? Czemu jesteś taki mokry?
- Powoli młody. - zaśmiał się Styles. - byliśmy na spacerze i trochę zmokliśmy, Amelie ma za daleko do domu więc przywiozłem ją tutaj.
- Super! - Dylan dosłownie przykleił się do moich nóg, co dla mnie było trochę niezręczne. Sytuacja pogorszyła się, gdy w drzwiach ujrzałam matkę Harry'ego.
Jej postawa mimo tych wszystkich upokorzeń nadal była dumna i dystyngowana, eleganckie i za pewne drogie ubrania podkreślały jej sylwetkę. Starannie spięty kok dodawał jej powagi. Twarz o wyraźnych rysach i lekko pomarszczonej skórze była podkreślona kosmetykami. Miała te same oczy co Harry.
- Dzień dobry... - powiedziałam cicho. Instynktownie przybliżyłam się do Harry'ego. Dylan kurczowo się do mnie przytulał.
- Kolejna? Synu, tolerowałam długo wszystkie twoje zachowania, ale to już przekracza wszelkie granice. Nie chcesz zrobić z siebie chyba męskiej za przeproszeniem dziwki! - tym razem była chyba bardzo zdenerwowana. Nie dziwię się, gdybym ja miała takiego syna, dawno bym osiwiała.
- Mamo, spokojnie, my nie jesteśmy razem, ani nie robimy tego o czym myślisz. - mruknął znudzony Harry, a ja się wzdrygnęłam. - I weź już przestań. Amelie to przyjaciółka.
Przyjaciółka... w jakimś stopniu zabolały mnie te słowa. Czy wolałabym być kimś więcej?


- Przepraszam cię za zachowanie matki. Dużo się wydarzyło i chyba postanowiła się zemścić na wszystkim. - powiedział Harry wchodząc do sypialni z dwoma kubkami gorącego kakao w rękach.
- Rozumiem ją. Wypiję i pojadę. - powiedziałam odbierając od niego naczynie. Tak cudownie rozgrzało mi zziębnięte ręce.
Harry nie przyjął do wiadomości, że mam zostać w swoich ubraniach, stwierdził że nie mogę się przeziębić i przez to siedziałam teraz w za dużej koszulce Nirvany i dresach które musiałam podwinąć chyba z 5 razy żebym mogła chodzić.
Jego dom był ogromny, i szczerze mówiąc straciłam zupełnie orientację, nie wiem gdzie jest wyjście.
Wszędzie były białe ściany i rachityczne, czarne lub szare meble. Gdzieniegdzie były jedynie bordowe dodatki. Przytłaczające wnętrze z pewnością nie pomagało napiętej sytuacji między nami. Harry lekko speszony siedział cicho na skraju łóżka łykając kakako. Ja również nie czułam się dobrze w tej niezręcznej sytuacji.
- Słuchaj, Amelie, ja...
Podniosłam wzrok i mimowolnie się uśmiechnęłam. Na co dzień poważny i zaborczy szef w drogich garniturach i koszulach, siedział teraz przede mną jako zwykły, młody chłopak w szarych dresach i wytartym T-shircie. Dodatkowo jego włosy nadal były mokre i przez wilgotność zupełnie się wyprostowały. Nadal był jednak seksowny, a jedno spojrzenie na niego przyprawiało o dreszcze.
- Czy ty się ze mnie śmiejesz? - uśmiechnął się i zmarszczył brwi.
- Nie, skąd. - zaśmiałam się.
- Z czego się śmiałaś? - spytał zachrypniętym głosem .
- Z niczego! - wytknęłam mu język.
- Ja ci dam, taki szacunek do szefa mieć? - jego twarz rozjaśniła się i zaczął się do mnie skradać na łóżku.
Odłożył kubek z moich rąk na szafkę, i siłą zmusił, żebym się położyła.
- Masz łaskotki? - spytał a w jego oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki.
- Nie zrobisz mi tego. - mój uśmiech zrzedł.
- Oczywiście, że zrobię.
Zawisł nade mną przytrzymując jedną ręką oba nadgarstki.
Chwilę później zwijałam się ze śmiechu i błagałam, żeby przestał, ale widocznie sprawiało mu to ogromną przyjemność, bo zanosił się śmiechem łaskocząc jeszcze bardziej.
Nawet jego śmiech był zachrypnięty i seksowny...
- Harry!... - wybuchłam śmiechem. - Styles przestań!
Znieruchomiał. Podpierał się rękami przy mojej głowie.
- Jesteś taka piękna... Nawet z afro. - uśmiechnął się złośliwie.
- Ja przynajmniej nie wyglądam jakbym miała stertę siana na głowie. Cóż, szefie, pańskie loczki gdzieś zniknęły. - zaśmiałam się.
- Nie mów tak do mnie. Jestem Harry. Ewentualnie po nazwisku, bo strasznie seksownie to wymawiasz. - uśmiechnął się ruszając brwiami.
Uświadomiłam sobie, co robię. Rozkochuję się w nim jeszcze bardziej...
- Myślę, że powinnam już jechać..
- Zostań na noc, razem pojedziemy do wytwórni. - uśmiechnął się.
- To nie jest dobry pomysł... - zawahałam się. - zachowujemy się jakbyśmy byli parą.
- W takim razie czemu nią nie jesteśmy? - spytał cicho.
Lekko go odepchnęłam. Zdziwiony opadł na miejsce obok. Miał już coś powiedzieć, ale jego oczy rozszerzyły się.
- Dylan?
Chłopiec stał przy drzwiach, i za pewne słyszał wszystko.
- Jesteście TYLKO przyjaciółmi? - zmarszczył czoło. - Nie wyglądacie. - czy już mówiłam, że ten chłopiec jest za bardzo sprytny?
- Młody... - Harry westchnął. - pukaj jak chcesz wejść.
- Ale tak bym się nigdy nie dowiedział. Dla czego mama tak zareagowała na Amelie? Dla czego tata krzyczy coś o twoich kochankach? Dla czego się całowaliście skoro jesteście przyjaciółmi?
Spojrzałam się na zbitego z tropu Harry'ego.
- Myślę, że sami musicie to sobie wyjaśnić. Ja już pojadę. ,,Jeśli znajdę wyjście z tego przeklętego domu".
- Amelie zaczekaj! - Harry poderwał się chwytając mnie za rękę. - Dylan, wyjdź. - odparł trochę oschle.
Chłopiec z opuszczoną głową zatrzasnął drzwi.
- Nie bądź dla niego taki. To jeszcze dziecko. - odparłam cicho opierając się o ścianę.
Bez słowa podszedł do mnie.
- Kocham cię. - chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
- Powinniśmy chyba zapomnieć... - powiedziałam nagle. Słowa wypowiedziane przeze mnie raniły nawet mnie samą. Tak, jestem idiotką.
- Zrobię wszystko. Wszystko ci udowodnię, mogę dać tobie wszystko... dom, kasę, co chcesz...
Chciał kontynuować ale ja się odsunęłam.
- Na prawdę myślisz, że chodzi mi o pieniądze? - byłam przerażona tym, za jaką mnie uważał. - Chodzi mi o to, że boję się, że mnie zdradzisz. Wiem, może to głupie.
 Tak, dla mnie największym problemem były jego kochanki.
- Zerwałem z nimi kontakty. Nie spotykam się z nikim od 2 miesięcy. - odparł spokojnie.
Zapadła cisza. Byłam totalnie pogubiona.
- Ami proszę cię... - znów się do mnie zbliżył, tylko tym razem tak, że nasze ciała się stykały. Miałam wrażenie jakby między nami przepływały iskry.
Chwycił mnie za ręce, i delikatnie musnął moje usta. Nie opierałam się. Nie miałam siły oprzeć się temu, co silniejsze ode mnie.
Masował swoim językiem moje wargi, tak że zupełnie miękły mi nogi. Widząc to położył ręce na moich udach i zmusił do oplecenia nogami jego pasa.
Wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam jeszcze bardziej do siebie. Jęknął, gdy otarłam się przypadkowo o jego krocze. ,,Przypadkowo...."
Gdy powoli wsunął ręce pod moją bluzkę miałam dreszcze na całym ciele.
- Harry... ktoś tu wejdzie...
- W tej chwili to nasz najmniejszy problem. - wyszeptał. 

                                                *Zostaw komentarz*

___________________________________________________

I jak tam zboczuszki? Jak myślicie: będzie w następnym rozdziale czerwona czcionka, czy nie? :D
Dziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami. Uśmiechałam się do laptopa jak głupia, jak je czytałam xd
xx


środa, 26 marca 2014

Rozdział 15 + przeprosiny

Avril Lavigne - When you're gone ( słuchałam cały czas w podróży, jak padał deszcz. Zrozumiesz, jak przeczytasz rozdział i notkę :)
- Jak ty to sobie wyobrażasz? - spytała po czym wróciła do sączenia zimnej już kawy.
Nie mogłem się wysłowić. Byłem jakby w pułapce własnych uczuć. Onieśmielała mnie nawet każdą drobną rzeczą, którą wykonywała. Gdy odgarniała loki opadające jej na twarz przy pochylaniu się. Gdy jej rzęsy przez chwilę stykały się z policzkami by za chwilę odsłonić hipnotyzujące oczy. Gdy oblizywała idealnie różowe wargi. Gdy po prostu stukała w zdenerwowaniu paznokciami o blat. Wszystkie te czynności wywoływały u mnie dreszcze. Nie wiem kiedy tak owinęła mnie sobie w okół palca. Nie mam pojęcia kiedy pokonała moją twardą skorupę zewnętrzną, chroniącą przed całym światem i ludźmi. Ona tak po prostu z każdym dniem uzależniała bardziej, i chociaż chciałbym uciec gdzieś daleko, żeby zapomnieć - nie mogłem. Działała jak narkotyk. Na początku była tylko zabawą, ale niekontrolowana przerodziła się w nałóg, z którego nie można się wydostać.
- Harry?
Wzdrygnąłem się na dźwięk swojego imienia. Znów nerwowo uderzała paznokciami w kubek, przygryzając wargę. Dreszcze przebiegły przez moje ciało. Tak nie może być.
Odchrząknąłem prostując się na niewygodnym krześle.
- Amelie, ja już dłużej nie mogę. Muszę wiedzieć, czy ty coś do mnie czujesz. Teraz. - moja stanowcza strona wraca.
- Harry nawet jeśli, nie mogę ci zaufać... nie umiem... - teraz bała się nawet na mnie spojrzeć.
- Dla czego to wszystko musi być takie popierdolone... - mruknąłem przeczesując włosy.
- A może najlepiej byłoby gdybyśmy zapomnieli.... - widziałem, że gubiła się we własnych słowach. - Wrócili do ,,szef" i ,,pracownica"....
Pokręciłem głową.
- Nie umiem tak.
- Harry ja też nie! Z jakiegoś powodu nie mogę się od ciebie odciągnąć, mimo że najchętniej chciałabym ci dać w ryj i wyjechać! - powstrzymywała się przed krzykiem, bo byliśmy w restauracji, ale jej ton był ostrzegawczy.
- Ja już tak próbowałem. Wiesz dla czego gdy wróciłaś do pracy po wypadku mówiłem do ciebie ,,pani"? Bo chciałem zapomnieć, tylko coś mi się kurwa nie udało... - warknąłem nerwowo strzępiąc serwetkę.
Powtarzanie pytania CO STAŁO SIĘ Z MOIM ŻYCIEM było bez sensu. Nie wiem już nic, chciałem się zabawić, a teraz tkwimy tutaj i nie wiemy co zrobić, pogubieni w uczuciach...
- Wyjedźmy. Osobno. Na jakiś czas. Nie powiedziałbyś mi, gdzie wyjeżdżasz, a ja nie powiedziałabym tobie, może to...
- Amelie dla czego nie możemy być razem? - jęknąłem przerażony odkrywając, że mam wilgotne oczy.
- Harry byłeś chujem. Nie wierzę w przemiany... kiedyś przejechałam się na swojej naiwności, i nie powtórzę tego błędu.
Najbardziej raniące słowa. ,,Nie wierzę w przemiany"...
- Ja się nie zmieniam. Nadal jestem chujem, tylko nie dla ciebie. Dla świata, rozumiesz? To się nigdy nie zmieni. - odparłem cicho.
- Postaw się w mojej sytuacji. - powiedziała cicho. - daj mi chociaż trochę czasu, może...
- Nie! - przerwałem. - Jeśli się zastanawiasz, prosisz o czas, to... czy ty w ogóle mnie kochasz?
- Harry nie znasz mojej przeszłości. - westchnęła. - Nie wiesz, co przeszłam. Boję się miłości i tych wszystkich pieprzonych uczuć!
Powietrze zgęstniało. Atmosfera była strasznie napięta. Ja miotałem się w środku w tych wszystkich wahaniach i walkach z samym sobą.
Cisza. Rozrywająca cisza.
- Trochę czasu... miesiąc... żebym wiedziała, że mnie nie zdradzisz, nie zostawisz... - powiedziała ledwo słyszalnie, jakby bała się mojej reakcji.
- I co? I przez miesiąc jak mam cię traktować? - spytałem próbując opanować swój gniew.
Zamiast odpowiedzi zobaczyłem tylko jak podrywa się z krzesła i wybiega z restauracji. Nie myśląc wiele podążyłem za nią.
- Amelie! - krzyknąłem za dziewczyną.
- Harry ja nie wiem... - jęknęła cicho siadając na ławce. - Chciałabym być z tobą, ale...
- Więc bądź! - pochyliłem się nad nią i delikatnie oblizałem jej dolną wargę. Lekko rozchyliła usta, co pozwoliło mojemu językowi zadziałać mocniej, namiętniej. Tak bardzo jej pragnąłem, potrzebowałem...
Smak jej ust w połączeniu ze słonymi łzami które wciąż leciały z jej oczu był w tej chwili czymś cudownym, czymś czego szukałem od dawna. Nieśmiało poruszała wargami, jakby czegoś się obawiała.
Zatraciliśmy się aż nadto w tym, co działo się między nami. Od dawna wykańczaliśmy się wzajemnie swoimi obawami i wahaniami, ale teraz wszystko było jasne. Jasne, że jakimś dziwnym trafem nawzajem jesteśmy sobie potrzebni.
- Harry... - wyszeptała przerywając pocałunek.
- Cii... - powiedziałem i znów delikatnie musnąłem jej wargi.
- Zaraz zacznie padać. - powiedziała cicho.
- Mogłabyś nie psuć chociaż tej chwili? - tym razem jeszcze mocniej i intensywniej ją pocałowałem.
Nim się spostrzegłem poczułem na skórze co raz więcej kropelek wody. Spojrzałem w niebo.
- Na prawdę teraz? Nie można kurwa za godzinę, dwie, nie teraz! - krzyknąłem gdy ,,deszczyk" przerodził się w ulewę.
Amelie zaczęła się śmiać. Zdziwiony spojrzałem na dziewczynę która wstała z ławki i wyciągnęła do góry ręce. Jej włosy były już całkowicie mokre, tak samo jak jej ubrania.
- Może to i dobrze? - uśmiechnęła się i delikatnie cmoknęła mnie w nos.
Zaskoczony tym gestem uśmiechnąłem się.
- Co dobrego jest w deszczu?
- Nastaw się na to inaczej. Ma wady ale są przecież zalety. - mówiąc to wzięła głęboki wdech. - czujesz?
- Spaliny? - zaśmiałem się. Byliśmy w środku Londynu, więc jasne było, że tylko to unosiło się w powietrzu.
Obdarzyła mnie krytycznym spojrzeniem.
- Spróbuj się wczuć, to nie jest deszcz, tylko... lepszy deszcz - zaśmiała się.
- Czekaj... czuję coś innego.... - z radością obserwowałem jej uśmiech. - Powietrze... nie, jednak wciąż spaliny.
- Musisz doszukać się w tym czegoś innego, takiego niezwykłego. - oddaliła się trochę. - Musisz dać szansę tej swojej wrażliwszej stronie.
- Dobrze. - podszedłem do niej. - w takim razie dam jej szansę jeśli ty dasz ją nam. Niech miłość będzie jak ten deszcz, bo widzę że go uwielbiasz... i w nim dopatrujesz się rzeczy wyjątkowych.
Nie chciałem myśleć o tym, jak bardzo oszalałem. Stałem przemoczony w ulewie czekając na jakikolwiek dowód uczuć.
Była inna. Jakby radosna...
Odwróciła się.
- Nie chcę, żeby nasza miłość była jak deszcz. On przestaje padać. - na jej słowa zjechałem rękoma na jej uda.
- To w takim razie coś, co jest wieczne.
- Nic nie jest wieczne.
- Masz rację. Więc niech po prostu będzie do śmierci. - właściwie rzuciłem się na jej usta.
________________________________________________________________________
Ten rozdział do specjalnych nie należał, ale będą lepsze :(
Przepraszam, że was zawiodłam.
Musiałam nagle wyjechać na drugi koniec Polski.
Mam nadzieję że zrozumiecie



wtorek, 11 marca 2014

Rozdział 14

- Harry ja...  - zadał najtrudniejsze pytanie, na które nie znałam odpowiedzi.
- Czyli nie? - spytał niecierpliwie.
Wyglądał idealnie. Niepewnie stał przy drzwiach. Musiał się przebrać, bo ubrany był w bordową koszulę i ciemno- szare spodnie. Do tego miał długi, czarny płaszcz i błyszczące, czarne lakierki.
- Postaw się na moim miejscu... Gdybym ja co noc spała z kimś innym, robiła ci te wszystkie świństwa zaufał byś mi? - spytałam próbując powstrzymać łzy. Co jeśli ja na prawdę go kocham?
- Kochasz mnie? - powtórzył pytanie. Jego twarz nie wyrażała żadnych emocji.
- Pierwsza zadałam pytanie. - odparłam wracając do obrabiania piosenki.
- Nie zaczynaj znowu. - warknął. On jest nie zrównoważony psychicznie?
- Ja ZNOWU zaczynam? - zaśmiałam się nie dowierzając. - Harry, czy ty się słyszysz?
- Słyszę, jak znowu zachowujesz się jak obrażona idiotka. - krzyknął zaciskając pięści.
Miał wyraźne problemy z opanowaniem gniewu i z przyjęciem porażki, odmowy.
- Już to przerabialiśmy, Harry. - powiedziałam ocierając szybko łzę. Ile razy jeszcze będę przez niego cierpieć? - wiesz dla czego zostałam w tym pieprzonym studiu po dzisiejszej rozmowie? Miałam nadzieję że się zmienisz. Nie wiem, dla czego to wszystko tak przeżywam, i tym bardziej nie wiem, dla czego coś mnie do ciebie ciągnie. Wiem jedno: powinnam odejść od razu.
- Zamiast porozmawiać, uciekasz. - warknął znowu. Jego usta zacisnęły się w wąską kreskę.
- Uciekam, bo mam cię dosyć.
- Ale ja cię kocham. - powiedział cicho.
- Większej bzdury nie słyszałam. - rozpłakałam się. Zostawiłam włączony sprzęt, po prostu wybiegłam.
Co on ze mną zrobił?
- Amelie, czekaj! - usłyszałam za sobą krzyk. Rozum kazał wyjść z wytwórni, nie wracać, skończyć z tym, ale serce zmuszało wręcz do zatrzymania. Zwolniłam.
Po krótkiej chwili poczułam jego ręce na ramionach.
- Stój. - powiedział ostro.
- Zmień ton.
- Przestań się obrażać.
- Obróć się do mnie.
- Przestań mi rozkazywać.
- Przestań być idiotką.
- Nie bądź chujem.
- Kochaj mnie.
- Kocham.
To była chwila. Szybka wymiana zdań, a po słowie wypowiedzianym przeze mnie poczułam jego usta na swoich. Oparł mnie o ścianę, i po prostu całował. Oboje tak zatraciliśmy się w chwili, że nie zwróciliśmy uwagi na to, że ktoś w każdej chwili może przejść korytarzem. Po prostu byliśmy my. Z wadami, zaletami, ze wszystkimi słabościami i lękami, tyle że one jakby przestały istnieć. Czułam, jakbyśmy mieli na nowo wyczyszczone karty, i mogli zacząć od nowa...
Położył dłonie na bokach mojej głowy, a palce wplótł w moje włosy.
- Przepraszam. Nie panuję nad sobą czasem... - wyszeptał.
- Wiesz że już mam tego dosyć? - spytałam przeżywając bitwę między rozsądkiem a głosem serca.
- Zmienię się. Zmienię, jeśli dasz mi szansę. - był wyraźnie zdeterminowany.
Co ja mam robić? Z jednej strony coś mnie do niego ciągnie. Z drugiej strony wiem jaki on jest...
- Harry... ja już nie mam na to wszystko siły... - westchnęłam. - Nie mam siły na kolejne zerwania, łzy, nie chcę...
- Dla czego już od razu to przekreślasz? - spytał. Przejechał palcami po moim policzku powodując dziwne dreszcze.
- Bo to nie ma szans. - powiedziałam obserwując, jak jego oczy ciemnieją. - Harry ja muszę stąd wyjechać, odpocząć...
- Wszystko ma swoje szanse, i w tym wypadku nie przyjmuję odmowy. Możemy wyjechać razem. - nalegał, jakby od tego zależało całe jego życie.
- Nie wiem, czy jestem gotowa na związek... - byłam totalnie rozbita.
- Wyjedziemy jako przyjaciele. Co powiesz na Barcelonę? Moi rodzice mają tam domek. - widząc moje wahanie na chwilę przerwał. - Odpoczniesz, przyzwyczaisz się do mnie, a potem...
- Nie wiem, czy szef da mi urlop. Jest strasznym chujem. - odparłam obojętnie starając się powstrzymać uśmiech, kiedy obserwowałam jego reakcję.
- Ale słyszałem, że jest za to cholernie przystojny.
- Nie powiedziałabym. Myśli, że jeśli założy jakiś drogi garnitur, rozepnie do połowy koszulę, źle założy krawat i poczochra włosy, to będzie już seksowny. - powiedziałam z pogardą.
Nie powstrzymałam śmiechu, jak zobaczyłam jego reakcję. Przygładził włosy, poprawił krawat i koszulę.
- Na prawdę tak sądzisz? - spytał jakby zbity z tropu.
- Nie Styles, ale cieszę się, że przejmujesz się moim zdaniem. - zachichotałam, wymijając go.
- Gdzie idziesz? - zawołał za mną.
- Mam robotę. - odpowiedziałam.
- Dzisiaj masz już wolne. Twój seksowny szef porywa cię na kawę.
______________________________________________________________________
Rozdział dynamiczny, ale następne będą spokojne.
Przepraszam, że nie poinformowałam o rozdziale, ale padam po prostu i muszę iść spać.
Dobranoc ;*
xx




piątek, 7 marca 2014

Rozdział 13

Cieszyłam się po raz pierwszy, że Louis wyjechał na kilka dni do Manchesteru. To, że tam mieszka Eleanor czasem się przydaje. Nie musiałam się mu tłumaczyć, dla czego płaczę. Mam dosyć Harry'ego, i jego popieprzonych humorków. Przez to wszystko w głowie pojawiła mi się myśl, że to wyznanie miłości mi się śniło, i tak na prawdę nic się nie zdarzyło...
Dzisiaj jest jakaś konferencja, na której wszyscy z wytwórni muszą być. Cały dzień w pracy.
Rutynowo przywitałam się z Katy, posłałam nienawistne a zarazem stęsknione spojrzenie ku drzwiom od JEGO gabinetu, i podążyłam długim korytarzem do studia. Wszystko było normalne, dopóki nie weszłam do pomieszczenia. Andy kręcił się przy konsoli przygotowując mikrofon. Mój wzrok powędrował jednak na drugą sylwetkę majstrującą przy przyciskach. Wysoki, dobrze zbudowany, w idealnej, grafitowej koszuli i obcisłych, czarnych spodniach. Harry.
- Hej Amelie! - przywitał mnie uśmiechem Andy. Styles nie odwrócił się, tylko wyjąkał ciche ,,dzień dobry".
Zdjęłam płaszcz, i dalej nie wiedziałam co robić. Czułam się nieswojo, gdy był tu Harry. Na szczęście uratował mnie Andy.
- Dzisiaj nagrywamy płytę The Wanted. Mnie wyjątkowo zastąpi pan Styles, bo muszę przygotować nagłośnienie na dzisiejszą konferencję. - uśmiechnął się.

Perspektywa pracy z samym Harry'm była dla mnie przerażająca, do póki nie przybył zespół. Zdawali się nie lubić ze Stylesem, chociaż starali się to ukryć. Jak dla mnie, byli sympatyczni. Zwłaszcza Jay. Na lunchu idealnie mi się z nim gadało, i o dziwo nie myślałam o moim szefie. Siva i Max rozśmieszali mnie tak, że nie mogłam jeść. Niestety wszystko się kiedyś kończy. Chłopcy wyszli, a ja wróciłam do studia, żeby obrobić nagrane wcześniej piosenki ze Styles'em.
- Masz zamiar nadal się tak zachowywać? - spytał Harry przerywając ciszę która panowała już od kilkunastu minut.
- Jak? - spytałam, powstrzymując się od przywalenia mu w twarz. On robi te wszystkie świństwa, ale to ja zachowuję się źle?!
- Jakbyś była obrażona na cały świat. - powiedział spokojnie. Jego palce krążyły po przyciskach.
- Ty tak na poważnie? - zaśmiałam się nie dowierzając.
- Cholera, o co ci znowu chodzi? - przygryzł wargę.
Miała ochotę się rozpłakać. Zacisnęłam wargi.
- Myślałam, że nie można być większym chujem. - powiedziałam, gdy udało mi się powstrzymać od płaczu. - Wiesz o co mi chodzi? Że mnie wykorzystywałeś, potem przepraszałeś, nazwałeś mnie dziwką, prawie pozbawiłeś życia, a potem....
Nie wytrzymałam. Łzy same poleciały.
- A potem powiedziałeś, że mnie kochasz. Tylko że w czasie kiedy ja dochodziłam do zdrowia, ty pieprzyłeś się z kochankami, i jak wróciłam do pracy traktowałeś mnie jak kogoś, kogo w ogóle nie znasz!
Był tak cholernie idealny! Jak ktoś taki może być w rzeczywistości takim niepoprawnym chujem?!
Jego zdziwienie rosło. A może rzeczywiście to tylko mi się śniło? Może nic takiego nie było? Harry przecież nie umie kochać...
- Zapomnijmy o tym. Zwalniam się. - wyszeptałam, a po moich policzkach poleciało więcej łez. Nie mogę tak dłużej. Muszę wyjechać, zapomnieć, zostawić to wszystko w cholerę...
- Nie! Zaczekaj! - odezwał się po raz pierwszy od kilku minut. Jego oczy błyszczały a usta zaciśnięte były w jedną linię.
- Nie mam już siły. - odparłam i nadusiłam klamkę. W ostatniej chwili poczułam, jak jego dłoń chwyta mój nadgarstek.  Życie to jakaś cholerna ironia losu.
Oddychał niespokojnie. Zaciskał oczy, jakby mocno cierpiał. Jego usta wciąż drgały, jakby chciał coś powiedzieć, ale nie mógł. Tak było przez długi czas.
- Amelie... - pokręcił głową. - ja nie umiem...
Teraz to ja byłam zdezorientowana. Wyglądał, jakby w środku toczył jakąś bitwę z samym sobą.
- Do widzenia, panie Styles. - znów pokierowałam się do drzwi.
- Nie! Proszę cię, błagam, nie! Boże, jakim ja jestem idiotą! - niespokojnie krążył po studiu. - Wiele chciałbym ci powiedzieć, wytłumaczyć... jestem chujem, wiem. I... to wszystko... te kochanki, formalność... to wszystko dla tego że....
Ręce mu się trzęsły.
- Harry! - usłyszeliśmy krzyk od strony drzwi.
- Dylan? - wychrypiał zaskoczony Styles podbiegając do brata. Sama stałam z tyłu, zbita z tropu, rozpłakana. Mój szef też nie był w lepszym stanie. Nadal roztrzęsiony, z pojedynczymi łzami na policzkach.
- Co ty tu robisz? - spytał mocno go przytulając. Chłopiec wyglądał na wystraszonego i był cały zdyszany.
- Do nas... do domu przyszła jakaś blondynka.... i ona ... ona powiedziała, że jest z tobą w ciąży, i że... - zaczął, ale Harry mu przerwał.
- Co do cholery? Jaka blondynka? Jak się nazywa? To Taylor? - spytał wściekły Styles.
- Nie wiem! Ale Taylor to nie była, bo ją znam,  tata wpadł w szał, i krzyczał że zniszczysz reputację, a potem... uderzył mamę i...
Skamieniałam. Po prostu nie mogłam stąd wybiec, chociaż bardzo chciałam. Za dużo jak dla mnie.
Harry wziął chłopca na ręce, i obrócił się w moją stronę.
Widział moją reakcję, i był jakby wystraszony.
- Amelie przyrzekam ci, że to nie prawda, ja...ja cię kocham, tak... jesteś dla mnie jedyna, a wszystkie inne... inne to błędy! - krzyknął i wybiegł. Przez chwilę słyszałam, jak biegnie po korytarzu i trzaska drzwiami od wytwórni.

Harry' s pov.
Jestem pewien, że to nie moje dziecko. Od dłuższego czasu spotykałem się tylko z Taylor, żeby zapomnieć o Amelie, co z resztą mi się nie udawało. Swift jest teraz w Ameryce, i to nie możliwe, żeby zaszła w ciążę, bo ona nie może mieć dzieci.
Spojrzałem na przestraszonego Dylana. Widział to, czego nie powinien. Teraz będę sobie wyrzucał, że zostawiłem go w tamtym domu. Ojciec uderzył mamę. Zabiję gnoja, zabiję! Od dawna nie był już moim ojcem, tylko człowiekiem, który spowodował wszystkie moje problemy.
Nie chciałem wychodzić od Amelie, ale muszę jechać do mamy...
- Jesteście wreszcie razem z Amelie? - spytał nagle Dylan.
- Nie. - starałem się być twardy.
- Przecież powiedziałeś, że ją kochasz. - mały był chyba bardziej sprytny niż myślałem. - A jak ludzie się kochają, to są razem, nie?
- Dylan, ale to nie jest tak łatwe. Amelie mnie nie kocha. - ostatnie zdanie przeszło mi przez gardło bardzo ciężko.
- Przeszkodziłem wam? - spytał.
- Nie, w takich sprawach zawsze możesz przyjść. Z resztą w każdej nawet najmniejszej sprawie możesz na mnie liczyć. - poczułem jeszcze większą chęć opieki nad nim. - Chcesz zamieszkać u mnie?
- Tata nie pozwoli... - odparł cicho wpatrując się w szybę. Kątem oka widziałem, że jest smutny.
- Ojcem się nie przejmuj. Nie pozwolę, żeby tobie też zniszczył życie. - powiedziałem, w głowie znowu mając obraz moich marzeń. Kochałem muzykę i śpiew. Chciałem śpiewać, bo byłem szczęśliwy gdy to robiłem. Cóż, ojciec nie pozwolił...
- Przepraszam...
- Za co?
- Za to, że nic nie zrobiłem jak chciałeś iść do X-Factora...
- Dylan, miałeś wtedy roczek, co miałeś zrobić? Nie obwiniaj się. - zaśmiałem się.
Byłem zmęczony. Dodatkowo stresowałem się przed zobaczeniem reakcji Amelie na moje słowa. Cały czas miałem ją w głowie. Kocham ją, cholera, kocham tak mocno...

Po krótkiej wizycie w moim rodzinnym domu, która zakończyła się bójką między mną a ojcem. Zabrałem mamę i Dylana do siebie, zostawiłem ich w domu i pognałem na konferencję. Towarzyszył mi cały czas stres. Koszmarny strach o to, czy Amelie się ode mnie nie odwróci.
Lekko roztrzęsiony wkroczyłem do wytwórni, i od razu pokierowałem się do sekretarki.
- Jest panna Evans? - spytałem omdlewającej blondynki. Nadal śmieszyła mnie reakcja kobiet na mój widok. Nie wszystkie tak reagowały, bo jedna, jedyna w swoim rodzaju była oczywiście Amelie. ,,Po prostu zawsze zjada cię wzrokiem." Rozdwojenie jaźni powraca? Dopisywał mi wyjątkowo dobry humor.
- Tak. Powinna być w studiu, a jeśli nie, to w sali konferencyjnej. - odparła poprawiając włosy. Rozbawiło mnie to, jak dyskretnie rozpina 2 guziki od koszuli odsłaniając biust.
- Dziękuję. - odpowiedziałem nie zwracając uwagi na jej podrywy. Teraz interesowała mnie tylko pewna brunetka. Odruchowo, trochę jak kobieta poprawiłem koszulę i odgarnąłem włosy. Nacisnąłem klamkę.

Amelie's pov.
Odwróciłam się spodziewając się zobaczyć Andy'ego który miał przynieść demo piosenek, ale zobaczyłam kogoś innego. Kogoś, kogo bałam się spotkać...
Musiał się przebrać, bo grafitową koszulę zastąpiła bordowa, która dodawała mu tylko seksowności. Całości uzupełniał czarny płaszcz.  Zarysowana szczęka odznaczała się na linii szyi, zielone oczy błyszczały a loki jak zwykle były w nieładzie. Był taki idealny...
Wróciłam do swojej pracy. Chciałam skończyć obrabiać cały album przed konferencją.
- Kochasz mnie? - spytał cicho. Zadał pytanie, na które ja nie znałam odpowiedzi.
__________________________________________________________________________
Tadaaaaaaaa! xd
Siedziałam nad tym rozdziałem cały dzień. Jest dość długi więc myślę że was zadowoli :)

Zostaw komentarz :)



wtorek, 4 marca 2014

Rozdział 12

Na początek chcę podziękować, za te wszystkie komentarze. Dziękuję, że jesteście <3
_______________________________
Amelie's pov
Zdezorientowana, zbita z tropu, zrozpaczona, zdziwiona... Przez ostatnie dni byłam kłębkiem nerwów i sprzecznych emocji. Szantażował umową, spotykał się ze mną i innymi kobietami, nazwał dziwką, prawie pozbawił życia, a teraz... kocha?
Harry kocha?
Może był pijany? 
Potem tak po prostu wybiegł, zostawiając mnie całą zszokowaną. Wyszłam ze szpitala, miałam rehabilitacje, a od niego wciąż żadnego znaku życia. Próbowałam zapomnieć - nie dało się. Jutro wracam do pracy, o ile jeszcze mam do czegoś wracać, bo można się po nim wszystkiego spodziewać. Tak zagubiona jeszcze chyba nie byłam nigdy.

Roztrzęsiona pchnęłam ciężkie, przeszklone drzwi wytwórni. Już gdy wysiadłam z autobusu w oczy rzucił mi się szyld ,,Styles&Malik International" Styles. Dla czego to nazwisko powoduje dla mnie trzęsienie ziemi?
- Amelie? - oczy Kate, sekretarki wytwórni mocno się rozszerzyły. Wybiegła zza biurka i przytuliła mnie. Skąd ta czułość? Nie znamy się za bardzo... Mimo to odwzajemniłam uścisk.
- Już wszystko dobrze? - spytała szeroko się uśmiechając.
- Fizycznie tak. Psychicznie jest jeszcze gorzej, ale nie będę cię zanudzać. - powiedziałam wpatrując się w te jedyne, szczególne drzwi, z tą posrebrzaną tabliczką, na której wyryte było to jedyne nazwisko, którego nie chciałam czytać. 
- Co zrobiłaś ze Stylesem? - spytała nagle.
- Ja? - uśmiechnęłam się. - nic, czemu pytasz?
- Bo widziałam że coś między wami się działo, a teraz cały wkurzony chodzi. - powiedziała.
Kate była jedną z tych nielicznych osób, którym wiedziałam, że mogę ufać. Głęboko westchnęłam.
- Nie wiem co się stało, ale musicie to sobie wyjaśnić. Chodzi o ten wypadek? - spytała siadając z powrotem przy biurku. Oparłam się o blat.
- Nie... On po prostu po pijanemu coś mi powiedział, ale potem uciekł... - zrobiłam pauzę, bo samo wspominanie tego kosztuje mnie dużo emocji. - Tylko teraz chyba sobie to przypomniał. Nie wiem.
Nagle Katy zesztywniała, i głośno wypuściła powietrze.
- Dzień dobry. - usłyszałam ten głęboki, ochrypły głos. Zmrużyłam na chwilę oczy. Nie odwróciłam się, bo nie chciałam ,,paść ofiarą" jego wyglądu. Moja towarzyszka niestety się nie powstrzymała, i jak zaczarowana na niego patrzyła. On taki był - nawet, jeśli jest największym na świecie dupkiem, jego wygląd zawsze będzie czarujący.
Podszedł do biurka z plikiem dokumentów, który położył na blat. Kątem oka widziałam, jak rzuca ten swój uśmiech Katy na co ona gwałtownie wciąga powietrze. 
- Tutaj są dokumenty i raporty z ostatniego miesiąca. Proszę tylko, żeby zaniosła je pani do studia nagrań, musi je jeszcze podpisać ktoś stamtąd. Pana Tomlinson'a nie ma, więc niestety będzie pani musiała na niego poczekać. - powiedział i już miał zamiar wrócić do gabinetu, kiedy nagle się odwrócił, a moje serce wyrywało się z piersi. - Oh, i jeszcze jedno. Około 17.00 przychodzą ważni goście, prosiłbym, żeby sala konferencyjna była gotowa.
 Spojrzałam na niego. Idealnie i jednocześnie niedbale zarzucone do góry loki, zielone, błyszczące oczy, dopasowany, czarny garnitur i czarna, rozpięta trochę koszula... Ideał...
 - Ale przecież Ame... to znaczy panna Evans jest również ze studia, ona może to podpisać? - spytała Katy otrząsając się z ... tego stanu, do którego doprowadzał Harry wszystkie kobiety.
Poczułam na nim swoje spojrzenie. Przenikliwe, i potwornie zimne.
- Wolałbym, żeby był to ktoś... - odchrząknął. - zaufany.
Czyli powracamy do chamskiego szefa? O nie, Styles tak nie ze mną.
- Ach, czyli ja nie jestem już zaufana? Tak mi przykro, bardzo chciałam podpisać tonę tych papierów! - wysyczałam i szybkim krokiem poszłam do studia. Może za ostro zareagowałam, ale to już przekracza granice. Wyznaje mi miłość. Po pijaku, czy nie po pijaku, nie ważne, zachowuje się jak dupek!
Pchnęłam metalowe drzwi do studia, i znalazłam się w chłodnym, przyjemnym pomieszczeniu.
- Amelie? - Andy i Ed jednocześnie wypowiedzieli moje imię.
- Wyglądam jak zombie, mam coś na twarzy, że tak wszyscy na mnie reagują? - spytałam rzucając torebkę i płaszcz na fotel.
- Nie, po prostu cieszymy się że jesteś, i się nie spodziewaliśmy. - odparł Ed, jak zwykle opanowanie, cicho, obdarzając mnie uśmiechem.
- Coś się stało? - spytał Andie.
- Niee, po prostu mam małe problemy. - małe wielkie problemy, dla ścisłości, ale nie wnikajmy, nie muszą wiedzieć. - co dzisiaj nagrywamy?
- Ostatni singiel. A szkoda, bo miło tu było. - uśmiechnął się Ed i sięgnął po gitarę.
Jego nagrania lubiłam najbardziej.
          'Cause lately I've been waking up alone
Paint splattered tear drops on my shirt
Told you I'd let them go
And that I'll fight my corner
Maybe tonight I'll call ya
After my blood turns into alcohol
No, I just wanna hold ya
Może do ciebie zadzwonię, po tym jak moja krew zmieni się w alkohol... Dla czego każdy wers, każde słowo tak bardzo mnie raniło? Nie sprawiał tego melodyjny głos Ed'a, tylko Harry. Harry i jego dziwne zachowanie...
Zaczęłam palcami przesuwać po odpowiednich przyciskach. Nie redukowałam jego głosu, bo sam w sobie był idealny. 
- Dobra, mamy to! - krzyknął Andy. - zwijamy sprzęt, bo za chwilę przychodzi Taylor.
- Jeśli przyjdzie. - zaśmiał się Ed. - przypomnij sobie wczoraj.
- Co było wczoraj? - spytałam zaciekawiona, chociaż bałam się odpowiedzi.
- Taylor i pan Styles zaliczyli. - Andy odchrząknął i spojrzał się znacząco na Ed'a. - dość gorące spotkanie, które zajęło im 2 godziny. 2 godziny jęków. Powoli to było nie do wytrzymania.
Zaczęli się śmiać. Poprawiali małe szczegóły, Ed pakował gitarę. 
Dla mnie jakby wszystko się zatrzymało. Wyszłam ze studia, i poszłam prosto przed siebie, długim, białym korytarzem. Nie kontrolowałam już łez. Mam po prostu dosyć tego wszystkiego. Mój płacz odpijał się od ścian echem. 
Nagle na kogoś wpadłam. Los mnie nienawidzi. Harry. Spojrzałam w górę. W jego oczach widziałam zdziwienie. Był przygaszony, i jakby zmęczony, pewnie po namiętnej nocy z którąś kochanką.
Zaśmiałam się gorzko przez łzy, nie dowierzając, jakie życie potrafi być okrutne. Pokiwałam głową, i wyminęłam go. Dla czego tak bardzo ciepię? Dla czego uwziął się akurat na mnie? 
Harry's pov.
Zmęczony tym wszystkim w otępieniu przemierzałem korytarze firmy. Nie mogę usiedzieć na miejscu, ze świadomością, że ONA jest w tym samym budynku. Znów potraktowałem ją jak chuj, znów nie miałem odwagi, żeby wyjawić jej prawdę. Ciągle wahają mi się nastroje. 
Potem potoczyło się wszystko tak szybko. Płacz, niosący się echem, i jej drobna sylwetka stykająca się z moim ciałem. Miliony dreszczy przepływających przez moje ciało. W końcu jej przepełnione bólem oczy wpatrujące się prosto w moje.
Mam dość.
Tego uczucia nie wywołuje u mnie nikt.
Dla czego ja zawsze ją ranię? 
Dla czego jestem takim tchórzem?
_____________________________________________________________

zostaw komentarz :)


niedziela, 2 marca 2014

Rozdział 11

Pisząc słuchałam tego: <klik>  (zauważyłam, że poprzednio podobała się wam piosenka do rozdziału, więc teraz chyba będę ją podawać, jeśli będzie w ogóle jakaś pasować. Ta pasuje głównie do końcówki )

- Zostaw mnie, Zayn. - powiedziałem cicho wpatrując się tępo w okno.
- Nie, stary, co się z tobą dzieje? Dla czego taki jesteś? - w jego oczach widziałem zdziwienie, strach...
- Nie wiem. Nienawidzę jej. - powiedziałem, a moje serce zaczęło dziwnie kłuć. Kazała mi odejść, czuję się... taki pusty, wydrążony z uczuć, nie wiem już nic...
- Amelie? - znał dobrze odpowiedź, chciał się chyba upewnić. Od godziny bawił się w psychologa, jakby to miało pomóc. Jestem obłąkany, opętany, nie wiem co się ze mną dzieje.
                                                                        ,,Nie chcę cię widzieć, wyjdź"
Słowa wypowiedziane przez nią kilka dni temu bolały mnie z każdą minutą bardziej. Raniły doszczętnie, i pogrążały mnie w nienawiści do niej. Problem w tym, że czułem do niej coś jeszcze. Za cholerę nie wiem co. Coś mocnego, co wyniszcza mnie od środka. Zaburza moje życie, jednocześnie nadając mu jeden cel: być przy niej. Nienawidzę, i jednocześnie potrzebuję. Jak widać, mój los mści się na mnie.
- Do cholery, Zayn odwal się! Nie potrzebuję twoich rad, pomocy, wiem wszystko! - krzyknąłem nagle. Miałem dość. Dość wszystkiego.
- Wydaje mi się, że nie wiesz. - powiedział, ale przerwał widząc moje spojrzenie. - Chyba się pogubiłeś. Wiesz że ją kochasz?
Za wiele na moje rozszarpane nerwy. Kochać? Nigdy! Ja nikogo nie kocham, ja... sam już nie wiem.
Opadłem na fotel. Ukryłem twarz w dłoniach. Nigdy nie płakałem, nie kochałem, nie przejmowałem się niczym, ale chyba coś się zmienia.
- Co ja mam zrobić? - nie ukrywałem łez przed przyjacielem. Ten, choć mocno zdziwiony po prostu objął mnie ramieniem. Byłem bezradny i zagubiony jak nastolatek.
- Idź do niej. Przeproś... - wahał się. - Jedziemy do szpitala. Pogadasz z nią...
Nie miałem siły protestować. Pogadać, ale jak, skoro ona mnie nienawidzi? Ma mnie dość, i się nie dziwię. Byłem dupkiem.
Przecież ja nigdy nie kochałem! Jestem potwornie zagubiony.
- Zayn, kurwa, co ja mam jej powiedzieć? ,,Nazwałem cię dziwką, ale cię kocham, chociaż sam tego nie wiem"?
- Stary. - zaśmiał się pod nosem. - Sam musisz wiedzieć. Serce ci podpowie.
Pokręciłem głową.
- Ja zakochany? - uderzyłem się ręką w czoło. - tego jeszcze nie było.
Próbowałem pozytywnie się nastawić, uśmiechać, ale wychodziło mi to z marnym skutkiem.
Droga do szpitala, która normalnie zajmowała jakieś pół godziny dzisiaj wyjątkowo minęła za szybko. Korki były dla mnie za krótkie, a światła za szybko się zmieniały. Chciałem odwlec tą chwilę. Odwlec to, co musiałem powiedzieć. Jak idiota wmawiałem sobie, że ciągnie mnie do niej tylko chęć zdobycia.. Teraz musiałem przyznać się, że ją kocham, a ja jestem totalnym dupkiem. Nazwałem ją dziwką, i to jest chyba mój największy błąd w życiu.
- Harry! - z zamyślenia wyrwał mnie głos Zayn'a. Staliśmy pod drzwiami od sali Amelie. Moje serce prawie wyrywało mi się z piersi, a oddech był krótki i niespokojny.
- Zayn ja nie dam rady! - jęknąłem rozpaczliwym głosem.
Przyjaciel w odpowiedzi po prostu zapukał w drzwi i wepchnął mnie do środka.
Zdziwienie na twarzy Amelie było bardzo widoczne. Wyglądała lepiej niż kilka dni temu.
Jej ciemne włosy spoczywały na poduszce wokół jej idealnej twarzy. Teraz widziałem, jak bardzo jest piękna...
Stałem nieruchomo, czekając aż zdarzy się cud. ,,Tylko jaki cud idioto? Sama nie rzuci ci się na szyję"
- Mówiłam, żebyś nie przychodził. - jej cichy głos przerwał ciszę.
- Tak, ale ja.... - zacząłem nerwowo dreptać w miejscu. - jaaa....
Skrzywiłem się. Nie powiem jej tego. Nie umiem!
- Chcesz znowu nazwać mnie dziwką? Wykorzystać znowu pieprzoną umowę? Znowu mnie pognębić? - zaczęła wyliczać każdy mój błąd, który popełniłem wcześniej. Wcześniej myślałem, że to niewinna zabawa uczuciami. Teraz widzę tego ogromne konsekwencje.
- Nie! - musiałem to przerwać. - Nie, ja... przyszedłem żeby.... żeby powiedzieć ci....spytać się jak się czujesz!
Wydusiłem w ostatniej chwili. ,,Brawo Styles. Odwaga godna pozazdroszczenia!" Moje wredne ja nie pomagało.
- Czułam się lepiej, gdy ciebie tu nie było. - podniosła wzrok na mnie. Widziałem, że jej oczy niebezpiecznie się błyszczą. Nie może płakać przeze mnie! ,,I tak już płakała" - Harry, czego ty ode mnie chcesz? - spytała już spokojniej.
Nienawidzę siebie. Nie umiem wyjawić jej prawdy. Jestem niezrównoważonym psychicznie wariatem.
Usiadłem na jakimś skrzypiącym krześle stojącym w kącie.
Westchnąłem spuszczając wzrok na podłogę.
- Jak bardzo mnie nienawidzisz? - spytałem cicho.
Nerwowo przygryzała wargę i obmyślała odpowiedź.
- Harry... - zaczęła powoli. Bałem się na nią spojrzeć.
- Mówisz do mnie po imieniu. Postęp. - próbowałem się uśmiechnąć, ale chyba mi to nie wyszło.
I w tym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Czułem się jak w niebie, a moje wszystkie problemy jakby na chwilę uleciały.
- Muszę ci coś powiedzieć. Coś bardzo ważnego. I... wiesz jaki ja jestem. Gruboskórny, bezuczuciowy.. - zacząłem wyliczać, a na jej twarzy pojawił się najpiękniejszy uśmiech pod słońcem. - Proszę Cię, wysłuchaj mnie. Jak skończę, będziesz mogła mnie wywalić ze swojego życia, potraktować jak śmieć, bo chyba na to zasługuję. Na początku chciałem cię tylko przelecieć. Wiem, byłem chamski. Potem coś mnie do ciebie zaczęło ciągnąć, ale tłumaczyłem to sobie tylko tym, że chcę cię zdobyć. Nieświadomie raniłem ciebie i mnie. Teraz coś chyba się zmieniło. Tutaj zaczyna się problem, bo... ja nie wiem, jak mam ci powiedzieć to co bardzo bym chciał, a chciałbym żeby to było piękne tak bardzo jakbym chciał, bo chciałbym.... - ,,Na pewno cię zrozumie, głupku" Język mi się plątał, a mózg chyba nie pracował. Ręce mi się trzęsły, przegryzałem wargę do krwi, czochrałem włosy. Ona spokojnie czekała. Nie ruszała się, nie wyrażała nic. Wstałem, i głośno westchnąłem.
- Może w tej chwili burzę romantyczną scenę, ale sam tego nie mogę powiedzieć. Zayn! - wydarłem się i otworzyłem drzwi.
Przyjaciel zdziwiony podszedł do mnie.
- Cześć, Amelie! - przywitał się, a potem zaczął się śmiać. Dusić ze śmiechu, jak kto woli.
- Mogę się w końcu dowiedzieć, o co ci chodzi Harry? - spytała rozbawiona i zdezorientowana dziewczyna.
- Ty... - Zayn chciał coś powiedzieć, ale napad śmiechu nasilił mu się jeszcze bardziej. Oparł się o ścianę i chwycił za brzuch. Wszyscy patrzyli na niego jak na idiotę. - widzisz Amelie, Harry tak jakby ma problemy z wyrażaniem uczuć. On cię kocha. A teraz lecę, i radź sobie sam idioto, bo nie będę się za ciebie w przyszłości oświadczał! - wybiegł trzaskając drzwiami.
Zapadła cisza. Bałem się na nią spojrzeć, bałem się cokolwiek powiedzieć. Życie jest popieprzone.
,,To się nazywa być mężczyzną! Czekać aż kobieta pierwsza się odezwie. Mięczak!" Rozdwojenie jaźni powróciło, a razem z nim nasilenie problemów sercowych.
- Amelie, ja wiem że jestem jaki jestem, więc jeśli mnie wyrzucisz to... - godzić się na to, by ze mną skończyła? Przez te kilka minut zrozumiałem, że kocham ją do szaleństwa, bo gdy starałem się zrozumieć miłość oszalałem.
- Ty mnie kochasz? - jej wargi się trzęsły, jakby miała się rozpłakać.
Ona mnie nie kocha. Waha się. Ja to widzę. Niepotrzebnie robiłem z siebie idiotę. Przejdzie mi szybko, i nie będzie problemu.
- Przepraszam. Wiedziałem, że to głupie. Zapomnijmy o tym. - powiedziałem próbując powstrzymać łzy i wielką gulę w gardle. Wybiegłem z sali, nie zwracając uwagi na Zayn'a. Zbłaźniłem się. Teraz będę jeszcze większym idiotą w jej oczach. Mam dość. Tak cholernie chciałbym, żeby ona coś powiedziała.                                      Żeby stwierdziła, że mnie kocha....
                                                                            .... ale mnie nie da się kochać.
 Say something, I'm giving up on you.
I'll be the one, if you want me to.
Anywhere, I would've followed you.
Say something, I'm giving up on you.
________________________________________________________
 Tak oto kończymy ten burzliwy rozdział. Cytat z piosenki którą podałam na początku rozdziału. 
Rozdział miał być wczoraj, ale nie mogłam go wstawić bo nie miałam nagle internetu. Przepraszam.

Zostaw komentarz :)