poniedziałek, 31 marca 2014

Rozdział 16

- Nie chcę robić problemów... - powiedziałam cicho patrząc jak wyciąga z bagażnika swój płaszcz. Zarówno ja jak i on byliśmy przemoczeni. Wróciliśmy szybko do jego samochodu. Uparł się, że zawiezie mnie do swojego domu żebym się ogrzała, bo do mnie jest za daleko. Perspektywa spotkania się z jego matką i bratem, który jest o wiele za mądry jak na swój wiek mnie przerażała.
- Nie zrobisz, kochanie. - powiedział szczelnie mnie otulając.
Na dźwięk ostatniego słowa przeszły mnie lekkie dreszcze, ale nic nie powiedziałam.
Droga do jego domu była długa. Panowała napięta atmosfera bo mimo wszystko nadal nie wiedzieliśmy jak mamy rozwiązać ten problem. Może się wydawać, że ja tu mieszam i komplikuję, ale jak mam zaufać komuś, kto jeszcze nie dawno wiódł życie... najdelikatniej mówiąc lekkich obyczajów?
- Coś się stało? - spytał nagle.
- Niee, po prostu... - chciałam kontynuować, ale zatkało mnie widząc na jaką ulicę wjeżdżamy. Jedna z najbogatszych dzielnic Londynu. Same penthouse'y , wille z basenami, przeszklonymi ścianami, gigantycznymi ogrodami... ale z drugiej strony czego można się spodziewać po właścicielu największej firmy na świecie?
- Po prostu co? - spytał Harry, ignorując widoki za oknem. ,,Ignoruje, bo to jego codzienność." Rozdwojenie jaźni powraca...
- Nie rozwiązaliśmy jeszcze nic... - odparłam powoli.
Obserwowałam, jak Harry waha się nad odpowiedzią.
Po chwili sięgnął po coś w rodzaju pilota, nadusił, i skręcił na jedną z posesji. Automatyczna brama otworzyła się i ukazała wielki ogród. Równo przystrzyżony trawnik i perfekcyjnie zadbane grządki z różami. Wszystko idealnie ze sobą współgrało tworząc trochę przerażającą harmonię.
Jeszcze gorzej było gdy zobaczyłam jego dom.
Zrozumiałam jedną rzecz.
Ja tu nie pasuję.
Milioner i dziewczyna która nie ma właściwie nic.
Gestem ręki wskazał, żebym weszła do domu.
Mimo, że wszystko co miałam na sobie było przemoczone, to i tak było mi za gorąco ze stresu.
- Harry! - usłyszałam krzyk Dylana i już po chwili chłopiec był w jego ramionach. - Amelie? Skąd? Czemu jesteś taki mokry?
- Powoli młody. - zaśmiał się Styles. - byliśmy na spacerze i trochę zmokliśmy, Amelie ma za daleko do domu więc przywiozłem ją tutaj.
- Super! - Dylan dosłownie przykleił się do moich nóg, co dla mnie było trochę niezręczne. Sytuacja pogorszyła się, gdy w drzwiach ujrzałam matkę Harry'ego.
Jej postawa mimo tych wszystkich upokorzeń nadal była dumna i dystyngowana, eleganckie i za pewne drogie ubrania podkreślały jej sylwetkę. Starannie spięty kok dodawał jej powagi. Twarz o wyraźnych rysach i lekko pomarszczonej skórze była podkreślona kosmetykami. Miała te same oczy co Harry.
- Dzień dobry... - powiedziałam cicho. Instynktownie przybliżyłam się do Harry'ego. Dylan kurczowo się do mnie przytulał.
- Kolejna? Synu, tolerowałam długo wszystkie twoje zachowania, ale to już przekracza wszelkie granice. Nie chcesz zrobić z siebie chyba męskiej za przeproszeniem dziwki! - tym razem była chyba bardzo zdenerwowana. Nie dziwię się, gdybym ja miała takiego syna, dawno bym osiwiała.
- Mamo, spokojnie, my nie jesteśmy razem, ani nie robimy tego o czym myślisz. - mruknął znudzony Harry, a ja się wzdrygnęłam. - I weź już przestań. Amelie to przyjaciółka.
Przyjaciółka... w jakimś stopniu zabolały mnie te słowa. Czy wolałabym być kimś więcej?


- Przepraszam cię za zachowanie matki. Dużo się wydarzyło i chyba postanowiła się zemścić na wszystkim. - powiedział Harry wchodząc do sypialni z dwoma kubkami gorącego kakao w rękach.
- Rozumiem ją. Wypiję i pojadę. - powiedziałam odbierając od niego naczynie. Tak cudownie rozgrzało mi zziębnięte ręce.
Harry nie przyjął do wiadomości, że mam zostać w swoich ubraniach, stwierdził że nie mogę się przeziębić i przez to siedziałam teraz w za dużej koszulce Nirvany i dresach które musiałam podwinąć chyba z 5 razy żebym mogła chodzić.
Jego dom był ogromny, i szczerze mówiąc straciłam zupełnie orientację, nie wiem gdzie jest wyjście.
Wszędzie były białe ściany i rachityczne, czarne lub szare meble. Gdzieniegdzie były jedynie bordowe dodatki. Przytłaczające wnętrze z pewnością nie pomagało napiętej sytuacji między nami. Harry lekko speszony siedział cicho na skraju łóżka łykając kakako. Ja również nie czułam się dobrze w tej niezręcznej sytuacji.
- Słuchaj, Amelie, ja...
Podniosłam wzrok i mimowolnie się uśmiechnęłam. Na co dzień poważny i zaborczy szef w drogich garniturach i koszulach, siedział teraz przede mną jako zwykły, młody chłopak w szarych dresach i wytartym T-shircie. Dodatkowo jego włosy nadal były mokre i przez wilgotność zupełnie się wyprostowały. Nadal był jednak seksowny, a jedno spojrzenie na niego przyprawiało o dreszcze.
- Czy ty się ze mnie śmiejesz? - uśmiechnął się i zmarszczył brwi.
- Nie, skąd. - zaśmiałam się.
- Z czego się śmiałaś? - spytał zachrypniętym głosem .
- Z niczego! - wytknęłam mu język.
- Ja ci dam, taki szacunek do szefa mieć? - jego twarz rozjaśniła się i zaczął się do mnie skradać na łóżku.
Odłożył kubek z moich rąk na szafkę, i siłą zmusił, żebym się położyła.
- Masz łaskotki? - spytał a w jego oczach pojawiły się niebezpieczne ogniki.
- Nie zrobisz mi tego. - mój uśmiech zrzedł.
- Oczywiście, że zrobię.
Zawisł nade mną przytrzymując jedną ręką oba nadgarstki.
Chwilę później zwijałam się ze śmiechu i błagałam, żeby przestał, ale widocznie sprawiało mu to ogromną przyjemność, bo zanosił się śmiechem łaskocząc jeszcze bardziej.
Nawet jego śmiech był zachrypnięty i seksowny...
- Harry!... - wybuchłam śmiechem. - Styles przestań!
Znieruchomiał. Podpierał się rękami przy mojej głowie.
- Jesteś taka piękna... Nawet z afro. - uśmiechnął się złośliwie.
- Ja przynajmniej nie wyglądam jakbym miała stertę siana na głowie. Cóż, szefie, pańskie loczki gdzieś zniknęły. - zaśmiałam się.
- Nie mów tak do mnie. Jestem Harry. Ewentualnie po nazwisku, bo strasznie seksownie to wymawiasz. - uśmiechnął się ruszając brwiami.
Uświadomiłam sobie, co robię. Rozkochuję się w nim jeszcze bardziej...
- Myślę, że powinnam już jechać..
- Zostań na noc, razem pojedziemy do wytwórni. - uśmiechnął się.
- To nie jest dobry pomysł... - zawahałam się. - zachowujemy się jakbyśmy byli parą.
- W takim razie czemu nią nie jesteśmy? - spytał cicho.
Lekko go odepchnęłam. Zdziwiony opadł na miejsce obok. Miał już coś powiedzieć, ale jego oczy rozszerzyły się.
- Dylan?
Chłopiec stał przy drzwiach, i za pewne słyszał wszystko.
- Jesteście TYLKO przyjaciółmi? - zmarszczył czoło. - Nie wyglądacie. - czy już mówiłam, że ten chłopiec jest za bardzo sprytny?
- Młody... - Harry westchnął. - pukaj jak chcesz wejść.
- Ale tak bym się nigdy nie dowiedział. Dla czego mama tak zareagowała na Amelie? Dla czego tata krzyczy coś o twoich kochankach? Dla czego się całowaliście skoro jesteście przyjaciółmi?
Spojrzałam się na zbitego z tropu Harry'ego.
- Myślę, że sami musicie to sobie wyjaśnić. Ja już pojadę. ,,Jeśli znajdę wyjście z tego przeklętego domu".
- Amelie zaczekaj! - Harry poderwał się chwytając mnie za rękę. - Dylan, wyjdź. - odparł trochę oschle.
Chłopiec z opuszczoną głową zatrzasnął drzwi.
- Nie bądź dla niego taki. To jeszcze dziecko. - odparłam cicho opierając się o ścianę.
Bez słowa podszedł do mnie.
- Kocham cię. - chciał mnie pocałować, ale się odsunęłam.
- Powinniśmy chyba zapomnieć... - powiedziałam nagle. Słowa wypowiedziane przeze mnie raniły nawet mnie samą. Tak, jestem idiotką.
- Zrobię wszystko. Wszystko ci udowodnię, mogę dać tobie wszystko... dom, kasę, co chcesz...
Chciał kontynuować ale ja się odsunęłam.
- Na prawdę myślisz, że chodzi mi o pieniądze? - byłam przerażona tym, za jaką mnie uważał. - Chodzi mi o to, że boję się, że mnie zdradzisz. Wiem, może to głupie.
 Tak, dla mnie największym problemem były jego kochanki.
- Zerwałem z nimi kontakty. Nie spotykam się z nikim od 2 miesięcy. - odparł spokojnie.
Zapadła cisza. Byłam totalnie pogubiona.
- Ami proszę cię... - znów się do mnie zbliżył, tylko tym razem tak, że nasze ciała się stykały. Miałam wrażenie jakby między nami przepływały iskry.
Chwycił mnie za ręce, i delikatnie musnął moje usta. Nie opierałam się. Nie miałam siły oprzeć się temu, co silniejsze ode mnie.
Masował swoim językiem moje wargi, tak że zupełnie miękły mi nogi. Widząc to położył ręce na moich udach i zmusił do oplecenia nogami jego pasa.
Wplotłam palce w jego włosy i przyciągnęłam jeszcze bardziej do siebie. Jęknął, gdy otarłam się przypadkowo o jego krocze. ,,Przypadkowo...."
Gdy powoli wsunął ręce pod moją bluzkę miałam dreszcze na całym ciele.
- Harry... ktoś tu wejdzie...
- W tej chwili to nasz najmniejszy problem. - wyszeptał. 

                                                *Zostaw komentarz*

___________________________________________________

I jak tam zboczuszki? Jak myślicie: będzie w następnym rozdziale czerwona czcionka, czy nie? :D
Dziękuję za komentarze pod poprzednimi rozdziałami. Uśmiechałam się do laptopa jak głupia, jak je czytałam xd
xx


3 komentarze:

  1. Omgomgomgomgomg!!! Zamiast uczyć się biologi i fizyki ja czytam rozdział <3 Jest extra :D Kocham DYLAAAAANAAAA!!!! ten chłopaczek mnie zachwyca xD Śmiałabym się, gdyby Dylan do nich wszedł w jakimś pikantnym momencie ^^ hahaha.... Czekam z niecierpliwością na następny :D a teraz lecę, bo muszę zrobić 20 zadań z matmy -,- a potem idę grać mecz, więc może w kolejnym rozdziale się rozpiszę :D

    OdpowiedzUsuń
  2. ahh... wspaniały jak zawsze:) nie ukrywam, że czekam na coś pikantnego:)

    OdpowiedzUsuń