niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 22

Amelie's pov.
Przez całą resztę dnia Harry bez przerwy uważnie mi się przyglądał.Gdy siedzieliśmy na spóźnionym bardzo lunchu ( była już godzina 19.00) w pobliskiej restauracji a atmosfera była napięta i dziwnie cicha, wydusił z siebie to pytanie które go męczyło:
- No ale... jak sobie z tym poradziłaś? No wiesz, po takich rzeczach ma się jakieś strachy albo coś... no a ja dotykałem cię i było normalnie...
- To trudniejsze niż ci się wydaje. To nie tak. - powiedziałam odkładając widelec. Jakoś nagle straciłam apetyt. Żołądek mi wirował na myśl, że Harry ma dowiedzieć się całej prawdy.
- To w takim razie jak? - spytał ostro. Jakby spochmurniał, a między jego brwiami pojawiła się zmarszczka która zawsze oznaczała jego złość albo zdenerwowanie.
- Między mną a Matt'em było coś więcej... wiem że to nie do pomyślenia ale...
- Co?! - warknął przerywając mi.  - Ten chuj cię dręczył, zgwałcił a ty jak jakaś idiotka się za nim uganiałaś?
- Harry, przestań. - odparłam stanowczo. Wyłapywałam pojedyncze spojrzenia niezadowolonych klientów.
- Nie kurwa! I co, może jeszcze teraz coś do niego czujesz co? - uniósł się.
Najgorsze jest to, że tak na prawdę nie wiem za kogo biorę Matt'a. Po tym wszystkim co było...
- Wiedziałem. Wiedziałem. Ty go kochasz. Ja jestem tylko zabawką tak? Jesteś za mną dla kasy! Tak jak wszystkie! Wiedziałem, że ja nie mam szansy na kogoś kto mnie pokocha... Jaki ja byłem naiwny! - krzyknął i wyszedł. Po prostu mnie zostawił, i jeszcze gadał takie głupoty! Za kogo on mnie ma?
Dla czego tak nagle się uniósł? Pierwszy dzień związku nam idealnie wyszedł...
Siedziałam i tak jakby nie wiedziałam co zrobić. Na pewno muszę wyjść z restauracji żeby wyrwać się z ciekawskich spojrzeń wszystkich.
Byłam zszokowana... zupełnie się tego nie spodziewałam... skąd u niego takie wybuchy złości? Nie rozumiem...
Lekko zagubiona opuszczam restaurację kierując się do wytwórni. Już sama nic nie wiem. Nie wiem czy mam mu to wszystko tłumaczyć czy poczekać aż mu przejdzie. ,,Jeśli mu przejdzie..."
Zamieszanie w firmie już zmalało i spokojnie przemierzyłam długi hol. Najgorsze jest to, że moje rzeczy wciąż są w gabinecie Harry'ego i Zayn'a.
Niepewnym krokiem d\podchodzę do TYCH drzwi i już chcę pukać, kiedy słyszę krzyki.
Harry's pov.
- Co się stało?! - Zayn spojrzał się na mnie chyba trochę nie poważnie przeglądając papiery.
Rzuciłem płaszcz na fotel i sięgnąłem po niedopite whisky. Złość we mnie buzowała. Nie mogę po prostu w to uwierzyć. Chuj ją zgwałcił, dręczył ale mimo to go kocha. Ja kurwa staję na rzęsach żeby ją mieć a ona nadal ma mnie w dupie.
- Tym włamywaczem jest gościu który zgwałcił Amelie i ją dręczył, ale ona mimo to go kocha. - wydarłem się waląc pięścią w ścianę. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to że boli, ani to że teraz wygaduję wszystkim o intymnych sprawach mojej dziewczyny... albo już nie mojej...albo w ogóle nie mojej, bo skoro kochała cały czas innego to nigdy nie była MOJA. Na samą tą myśl zacisnąłem oczy i ugryzłem się w język. To bolało. Cholernie bolała świadomość że Amelie tak po prostu mnie oszukała...
Mógłbym nazwać ją moją pierwszą miłością. Sam wątpiłem czy to się uda, w końcu nigdy nie kochałem...
- Czekaj czekaj... - Zayn rozpoczął zabawę w psychologa i wariata. - Powiedziała ci to? No wiesz, że go kocha?
- Odwal się. - burknąłem i położyłem się na sofie.
- Harry nie obraź się... wiesz że chcę dla ciebie jak najlepiej i myślę... - zaczął ale mu przerwałem:
- Chcesz jak najlepiej? Czyli kurwa dla tego zostawiasz mi na głowie firmę na kilka miesięcy chociaż wiesz co się teraz u mnie dzieje?!
- Przegiąłeś! Dobrze wiesz że nie miałem wyjścia! Cholera jasna tłumaczyłem ci to! - teraz to on krzyknął rzucając niedbale dokumentami w szklany blat biurka. Ile ono musi przeżyć...
- Tak, ale nie pierdol że chcesz dla mnie jak najlepiej! Myślisz że nie widzę jak się na nią patrzysz? - warknąłem.
- Jak?! Widzisz coś czego nie ma! Ja mam Perrie! - był co raz bardziej wkurzony.
- Jasne! Chcesz mi ją odebrać! Wszyscy mi ją zabiorą! - poczułem jakiś napad histerii.
- Ja pierdole Harry ogarnij się! Jacy wszyscy? Co ty gadasz?!
- Wszyscy się za nią oglądają! Ty też!
- Amelie jest ładna i kurwa nawet jeśli bym się za nią oglądał a tak nie jest, to ona i tak kocha ciebie! Kiedy ty to zauważysz?! - warknął.
- Właśnie okazuje się że jestem tylko jej zabawką! Chodzi jej o kasę! - zacząłem nerwowo trzeć oczy.
- Tak? I tylko dla tego to przeciągała i zastanawiała się nad tym czy z tobą być? Zastanów się. Jeśli tak by było to od razu wskoczyłaby ci do łóżka. - odparł już spokojniej.
- Chciała się tylko pobawić. Kocha zabawę, karmi się waszymi łakomymi spojrzeniami, dziwka. - syknąłem.
Zayn znieruchomiał i powoli do mnie podszedł.
- Co w ciebie wstąpiło? - zmarszczył brwi.
- Nic.
Nagle po prostu z całej siły uderzył w mój policzek. Syknąłem z bólu.
- Co ty kurwa robisz? - spytałem zdenerwowany.
- Sprawdzam czy masz jeszcze uczucia... Harry teraz mnie posłuchaj, błagam. Amelie nie jest pierwszą lepszą. Jest o wiele cenniejsza niż ci się wydaje. Porozmawiaj z nią o tej sprawie. - powiedział cicho.
- Skąd wiesz że jest cenniejsza?  Przeleciałeś ją! - moje serce się skurczyło na samą tą myśl. Spodziewałem się jakiegoś wybuchu złości ale przyjaciel tylko pokręcił głową i wstał.
- Jesteś zaślepiony tą swoją chorobliwą zazdrością. Uważaj, bo w ten sposób możesz stracić wszystko. - jego oczy były przygaszone... Twarz straciła kolory.
Wyszedł.
-Ja już to straciłem... - wyszeptałem do siebie. Tak, miał rację. Jestem jebanym, zazdrosnym chujem.
_________________________________
TADAAAAAA! XD
Przepraszam za ten poślizg ale miałam kilkudniową wycieczkę i nie mogłam pisać.
KAŻDEGO PROSZĘ O KOMENTARZ  :)
xx



poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Short Information :)

Aktualizacja zakładki bohaterów.

(tak, wiem że ciągle zmieniam ale to ostatni raz xd)

Dodany wiek do każdego bohatera

oraz dołączył do ich grona także

Matt Guthrie

oraz

Gemma Styles

(Gemmę witamy brawami, Matt'a olewamy  albowiem jest be be xd)

To tyle.
Do następnego! xx

Rozdział 21

- Ręce do góry! Stać! - rozległy się krzyki policjantów  którzy od razu podbiegli do włamywacza. Trzymając nadal Amelie w ramionach cofnąłem się trochę do tyłu.
- Nic pani nie jest? - spytał jeden z ochroniarzy podchodząc z apteczką.
- Nie, wszystko dobrze, dziękuję. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Na pewno?
- Tak. Nic mi nie zrobił, tylko się wystraszyłam. Gdzie Dylan?
- Poszedł z jedną z pracownic. - Na chwilę zatraciłem się w jej oczach tak, że nic po za nią nie istniało.
- Chcę tylko jej coś powiedzieć! - usłyszałem wrzask włamywacza. Był już bez kominiarki i ręce miał skute kajdankami.
Amelie jakoś dziwnie na niego zareagowała. Drgnęła gdy go zobaczyła i ścisnęła skrawek mojej marynarki. Przez chwilę patrzyłem na niego uważnie zastanawiając się czy go nie znam, skoro Amelie z pewnością go kojarzy. Zwyczajny facet z blond włosami zaczesanymi tandetnie na bok...
- Złapię cię rozumiesz? Będziesz moja! - krzyknął wyrywając się z tłumu policjantów. Dwójka z nich jednak nadal trzymała go za ramiona.
- Matt... skąd ty... - wyjąkała przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Ten twój chłoptaś jest popularny. W mediach jest tego pełno. - zaśmiał się. To robiło się co raz bardziej dziwne.
- Czego ty znowu chcesz? - spytała.
- Ciebie. - odparł z pożądaniem w oczach.
Przełknąłem ciężko ślinę.
Nagle zaczął się wyrywać więc policja szybko go wyprowadziła.
- Ukrywał się w jednym z pomieszczeń socjalnych. - westchnął ten podkomisarz... no jak mu tam.... chuj z tym. - Moglibyście państwo jutro stawić się na komendzie?
- Tak, oczywiście. - odparłem nadal zbity z tropu.
- No cóż, jeśli złapaliśmy już sprawcę to przeszukiwanie budynku jest niepotrzebne. Prosiłbym jedynie aby przejrzeć dokumenty i pieniądze, sprzęty, wszystko co ma jakąś wartość czy nie zniknęło. Żegnam państwa. - założył czapkę, machnął ręką na resztę policjantów i wyszedł razem z pracownikami.
Nagle zmaterializował się przy mnie Zayn.
- No to musimy teraz ogarnąć ten syf. - mruknął.
- Ekipa, do sali konferencyjnej! - wydarłem się tak, że mój głos poniósł się echem po rozległych korytarzach  wytwórni.
Kręcący się pracownicy z szałem i jednocześnie bezradnością w oczach skierowali się do wind.

Po rozdzieleniu wszystkim zadań, po wielu wyjaśnieniach i przeprosinach za dodatkowy dzień pracy wszyscy się rozeszli.
Razem z Ami i Zayn'em zamknęliśmy się w gabinecie. Od razu kazałem jej usiąść na moim fotelu, okryłem marynarką ( jej sukienka była strasznie cienka) a sobie i Zayn'owi nalałem whisky.
- Skąd go znasz? O czym gadaliście? - spytałem od razu.
- To jest Matt, jeden z powodów dla których wyjechałam z Wolverhampton. - odparła i spojrzała się na Zayn'a.
- Mam wyjść? - spytał uśmiechając się. - Okej, już mnie nie ma.
- Dzięki stary. - poklepałem go po ramieniu. - Ale koniecznie musimy pogadać więc nie odchodź nigdzie. Może męski wypad?
- Z tego co widzę jesteście chyba razem, więc zajmij się Amelie. Pogadamy jutro w pracy. - odparł znów się uśmiechając. ,,A temu co, że taki radosny?" Gburowaty, naburmuszony i wredny Zayn się uśmiecha...
Gdy zamknął za sobą drzwi podszedłem do niej i ukucnąłem przed fotelem na którym siedziałam, zupełnie tak jak wczoraj.
- Zrobił ci coś? - mój głos zrobił się nienaturalnie cichy i zachrypły.
Widziałem wahanie na jej twarzy. A więc tak...
Chwyciłem jej rękę i podniosłem do moich ust składając delikatne pocałunki na gładkiej skórze.
- Mieszkał obok mnie. Nasi rodzice bardzo się polubili, chodziliśmy do nich codziennie. Jak miałam 5, 6 lat po prostu mnie wyśmiewał, czasem bił ale to były tylko takie dziecięce kłótnie. Potem jak miałam 11 lat to... - spuściła głowę.
Jakimś dziwnym trafem domyśliłem się o co chodzi... tylko że wcale się z tego nie cieszyłem.
- Błagam cię, powiedz że to nie to... - przełknąłem ciężko ślinę. - On cię nie zgwałcił...
- Zrobił to jak miałam 14 lat. Wcześniej obmacywał... często, ale Harry to już nie ważne...
- Ważne! - stanąłem i zacząłem nerwowo chodzić po gabinecie. - Zabiję go. Oderwę mu tego chuja...
- Eeej... spokojnie. - wyszeptała i podeszła do mnie. Jakimś takim magicznym sposobem mnie zahipnotyzowała. Wplotła palce w moje włosy i musnęła usta. Uśmiechnąłem się widząc, że nawet w wysokich szpilkach musi się wspiąć niemal na czubki palców żeby dosięgnąć moich ust.
- To przeszłość. Daj sobie spokój.
- Ale... - chciałem coś odpowiedzieć, zaprotestować ale uciszyła mnie przykładając palec do moich warg.
- Kocham cię. - powiedziała cicho, a moje serce zabiło jeszcze szybciej. Zdenerwowanie jakby ze mnie uleciało.
Oplotła rękami mój kark i delikatnie zaczęła całować, ale ja znowu potrzebowałem czegoś więcej. Byłem spragniony jej bliskości, każdy jej dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, moje serce wariowało gdy była przy mnie. To nigdy mi się nie zdarzało.
Przeniosłem ręce na jej uda i podniosłem ją do góry. Nie przerywając pocałunku posadziłem ją na szklanym blacie biurka. Gdy oplotła mnie nogami w pasie jęknąłem. Znowu wrócę do domu z namiotem w spodniach...
Palcami błądziłem przy liniach jej majtek, czasami na chwilę wjeżdżając pod nie i dotykając jej czułej strefy. Za każdym razem uśmiechałem się gdy pod wpływem mojego dotyku mrużyła oczy.
Pocałunkami przeszedłem na jej szyję.
- Potwornie cię kocham. - wyszeptałem tuż przy jej uchu.
______________________________________
Przepraszam, że się spóźniłam, ale święta, wyjazdy, no wiecie xd
Od każdego kto przeczyta proszę o komentarz. Może być anonimowy.



czwartek, 17 kwietnia 2014

Rozdział 20

- To wy jesteście już razem? - spytał nagle Dylan przerywając ciszę panującą w samochodzie.
- Tak. - powiedziałem szybko zanim Amelie zdążyła namieszać swoimi wahaniami co do całej tej sprawy. Miałem ważniejsze problemy w tej chwili niż zapewnianie jej po raz tysięczny, że jest jedyna. ,,Sam dobrze wiesz, że nie jest" Oczywiście że jest. Jedyna, którą kocham. Tamte są tylko do seksu, i z nimi zerwę kontakt. Nigdy nie potrafiłem dochować wierności jednej kobiecie, ale Amelie kocham na prawdę, i to że czasem mogę... zboczyć ze ścieżki, to nie dla tego że się nie staram albo Ami dla mnie już zniknęła - ja po prostu taki jestem. Czasem nad sobą nie panuję, mam nerwicę i jestem pełen wad. Amelie poznała je wszystkie. Sama pisała się na ten związek i wie, że może być ciężko.
Mi też nie jest łatwo na przykład z powodu mojej chorobliwej zazdrości, bo ciągle mam wrażenie że faceci się ślinią na jej widok...
A teraz jeszcze ta pieprzona firma. Nigdy, przenigdy nie chciałem jej w spadku. Nie w wieku 19 lat. Może gdybym był już jakimś podstarzałym facetem z żoną i dziećmi, ustatkowanym i spokojnym...
Może w tej chwili byłbym na jakiejś arenie i śpiewał ułożone przez siebie piosenki, które teraz zalegają u mnie w komodzie na strychu? Pamiętam tamten dzień jak wczoraj. Siedziałem na łóżku z gitarą pisząc jakąś pełną optymizmu piosenkę, i przygotowywałem się do rozmowy z ojcem o X-Factorze. Wiedziałem, że jest zaborczy i ma co do mnie inne plany, ale nie spodziewałem się po nim tego, że się nie zgodzi...
Wróciłem do pokoju i nie wychodziłem z niego przez kilka dni, tylko usiadłem przed pianinem i grałem. Pisałem piosenkę o niespełnionych marzeniach ( jak każdy nastolatek musiałem trochę dramatyzować) i gdy ją skończyłem wpakowałem do kartonu wypchanego moimi tekstami. Od tamtej pory nie dotknąłem żadnego instrumentu i nie zaśpiewałem ani słowa. Do ojca odzywałem się kiedy było to już bardzo konieczne, ale zawsze tonem zimnym i bez uczuć.
-HARRY?! - usłyszałem krzyk Amelie zmieszany ze śmiechem mojego brata.
Potrząsnąłem głową tak, że włosy opadły mi na twarz.
Staliśmy przed wytwórnią. Kiedy ja tam dojechałem? Ostatnio zmieniam się w robota...
Wysiadłem z auta i podbiegłem do przeciwnych drzwi Amelie żeby je otworzyć. Podziękowała uśmiechem i chwyciłem ją za rękę. Cały stres jakby ze mnie uleciał gdy to zrobiłem.
- A ja?! - usłyszałem oburzonego Dylana.
- Tobie też mam drzwi otwierać panienko? - zaśmiałem się. - Tak się robi kobietom, chyba że...
Nie musiałem kończyć bo brat sam wyskoczył z samochodu.
Powoli skierowałem się w stronę owiniętych taśmą policyjną drzwi. Ścisnęło mi się serce gdy zobaczyłem to całe zamieszanie w środku. Pełno policji, pracownicy którzy wyglądali jakby przed chwilą wstali z łóżek  i chyba rzeczywiście tak było, papiery leżące wszędzie i ogólne zamieszanie.
- Styles, nareszcie! - krzyknął Malik stojący w drzwiach naszego gabinetu.
Podszedł do mnie a razem z nim jakiś policjant.
- Witam pana. Podkomisarz Johnson. - przedstawił się. - Mógłbym zadać kilka pytań?
- Oczywiście. - odparłem ściskając mocniej rękę Amelie gdy poczułem że chce odejść. - Dużo zniknęło?
-  Obecnie przeszukujemy wszystko. Jakie alarmy państwo zastosowali? Czym otwiera się drzwi do pomieszczeń? I przede wszystkim przydałyby się nazwiska ochroniarzy którzy dziś w nocy pilnowali firmy...
- To powinno być gdzieś w papierach... A drzwi otwiera się za pomocą czujników na kartach.- dłoń Amelie znów próbowała mi się wyślizgnąć. Wiem że może nie czuje się w tej sytuacji zbyt komfortowo, ale musi tu być ze mną.
- To może ja poszukam poszczególnych dokumentów, a ty Harry przeszukaj pomieszczenia. - odparł Zayn widząc że nie mam głowy do dokumentów, posyłając mi spojrzenie typu ,,Musimy później pogadać".
- W takim razie porozmawiam z panem później. Tylko jeszcze jedno pytanie, gdzie zazwyczaj zostawiają państwo te karty? - odparł policjant poprawiając sobie czapkę.
- Pracownicy zostawiają je u kierowników poszczególnych działów, a oni przynoszą je do jednego pomieszczenia obok recepcji. - odpowiedziałem.
- A czy pańska karta do gabinetu także zostałam tam wczoraj zaniesiona? - spytał.
- Nie...  Wczoraj miałem więcej pracy i... - odchrząknąłem. Pracy? Jeśli moja praca polegałaby na całowaniu się z Ami, to mógłbym brać nadgodziny. - zostałem dłużej w gabinecie i kartę zostawiłem sprzątaczkom.
Pokręcił głową i mruknął ,,Na tą chwilę dziękuję" i zniknął z Zayn'em w naszym gabinecie.
- To może ja wyjdę gdzieś z Dylanem... - odparła cicho Amelie ale przerwał jej krzyk któregoś z policjantów.
- Łapać go! To włamywacz!
Zobaczyłem rozpędzonego człowieka na końcu korytarzu. Miał czarną kominiarkę, więc nie widziałem jego twarzy, ale czułem że jest wyraźnie zdesperowany.
Zanim się obejrzałem był już przy nas, rozpychał się łokciami przez tłum pracowników i policjantów i nagle chwycił w biegu Amelie za ramię tak że jęknęła i chcąc nie chcąc poleciała w jego stronę.
Rozległ się krzyk policji.
- Ręce do góry! Puść ją! - wrzasnął jeden z nich.
Zostałem od nich odgrodzony.
- Odłóżcie broń, albo ona zginie! - usłyszałem jego przepełniony dzikością głos.
- On ma nóż! - pisnęła jedna z pracownic.
Moje serce łomotało w szaleńczym tempie. Tu jest pełno policji, nic jej nie zrobi.
- Rebecca! - krzyknąłem do przerażonej kobiety w kącie. - Błagam cię, zabierz stąd Dylana!
Nie patrzyłem, czy wykonała prośbę tylko przedarłem się przez tłum do samego centrum zdarzenia.
- Nie zbliżaj się! - warknął mężczyzna trzymając nóż przy policzku Amelie. Widziałem w jej oczach strach. Oddychała szybko i nierówno.
- Zostaw ją. - odparłem zaciskając zęby. - Pożałujesz tego.
- Panie Styles! Proszę zostawić to nam! - usłyszałem krzyk policjanta ale uciszyłem go tylko gestem ręki.
- Rusz się, a jej śliczna buźka nie będzie już taka ładna! - krzyknął na co ja głośno przełknąłem ślinę. Amelie zamknęła oczy.
Zignorowałem to. Podszedłem pewnym krokiem i uderzyłem go pięścią w twarz. Zachwiał  się, upadł na ziemię i puścił przerażoną Amelie.
Od razu zamknąłem ją w mocnym uścisku. Poczułem w sobie jakąś dziwną, niepohamowaną złość której nie czułem jeszcze nigdy.
- Nikt. - warknąłem. - Nikt nie będzie jej krzywdził.
______________________________________

Chciałabym wam podziękować

za tyle komentarzy pod poprzednim rozdziałem.

Muszę się wam przyznać że utknęłam na tym rozdziale, 

ale kiedy przeczytałam te wasze wpisy to

to było emejzing i już wiedziałam co pisać xd

Możecie komentować z anonima jeśli tak wam wygodniej.

Jeszcze raz straaaaaaaaaaaaaaasznie dziękuję.

Następny rozdział pojawi się prawdopodobnie jutro.

Massive, massive thank you <3




niedziela, 13 kwietnia 2014

Rozdział 19

Kiedy otworzyłam oczy od razu poczułam zapach tak dobrze znanych mi męskich perfum. Moja głowa spoczywała na jego nagim torsie, więc skorzystałam z chwili i zaczęłam przyglądać się wytatuowanemu motylowi. Nie wierzę, że to zrobiliśmy. Nie wierzę, że pokonałam strach przed takimi sytuacjami...
Jednak coś zaczynało mnie niepokoić. Od dawna miałam to z tyłu głowy myśląc, że samo zniknie, ale nadal jest. Harry mówił wiele razy, że po prostu chce mnie zdobyć, a potem da mi spokój.
Zmieniło się między nami wiele rzeczy, przede wszystkim to, że teraz wcale nie chciałam żeby się ode mnie odwalił, ale czy Harry również zmienił nastawienie? A może po prostu osiągnął cel i zamierza się wycofać? Co z jego matką i Dylanem, która za pewne słyszała wszystko?
Za dużo pytań, za dużo emocji...
Poczułam, że Harry zaczyna się ruszać i chwilę później delikatnie kładzie mnie na poduszkę obok a potem całuje w czoło. Gdy chciał już wstać kątem oka chyba zauważył, że się w niego wpatruję bo uśmiechnął się szeroko.
- Dzień dobry, kochanie. - nachylił się żeby mnie pocałować. - Jak ci się podobała nasza pierwsza wspólna noc? - Jego głos od rana był jeszcze bardziej zachrypnięty a loki podburzone po wieczornym maltretowaniu.
Złośliwy uśmieszek wkradł się na jego twarz.
- Harry... co z twoją matką? - spytałam odruchowo zakrywając się po szyję kołdrą, bo nadal byłam naga.
- Hmm... - wzruszył ramionami. - Nie mam pojęcia, ale za bardzo się tym nie przejmuję.
- Ale ja tak...chyba już mnie nie lubi...
Zawisł nade mną tak jak wczoraj, z tą tylko różnicą że był teraz całkowicie nagi. Zupełnie. Miał takie idealne, opalone i muskularne ciało, do tego jeszcze te tatuaże i twarz...
Znowu zaczął mnie całować, tylko tym bardziej mocniej i intensywniej.
- Harry, czy ty nie masz dzisiaj jakiejś konferencji? - rozległ się głos matki Styles'a zza drzwi. Jak tak dalej pójdzie stanie się najbardziej znienawidzonym przeze mnie głosem.
Harry gwałtownie wypuścił powietrze i wywrócił oczami.
- Nie, mamo! - odkrzyknął.
- A zamierzacie dzisiaj wstać ? - nie dawała za wygraną.
- My? - udawał głupiego. Chyba dopiero teraz zorientował się, że spaliśmy w jednym pokoju. A przecież my nie byliśmy razem... a może byliśmy? Po tym co wczoraj się stało...
- Doskonale wiem, że jest tam też twoja przyjaciółka. Muszę pilnie wyjść, zostawiam wam Dylana. - po tych słowach usłyszeliśmy oddalające się kroki. Przez chwilę jak idioci nie ruszaliśmy się patrząc sobie w oczy. To było dziwne i jednocześnie takie... inne...lepsze..
- Dla czego jesteś smutna? - spytał nagle nadal zachrypłym od spania głosem.
- Nic... po prostu dziwnie się czuję...
- Ja ci coś zrobiłem? Nie chciałem... Boże co ci jest? Ami!? - zaczął panikować.
- Fizycznie wszystko dobrze. - zaśmiałam się. - Po prostu...
Przestał mnie dręczyć swoim widokiem i usiadł obok przykrywając krocze kołdrą. Wpatrywał się we mnie skupiony,
- Jesteśmy razem. Przynajmniej ja tak odczytuję to co było wczoraj. - odparł i pozbawił mnie już większości obaw, że mnie zostawi lub coś w tym stylu.
Kiwnęłam głową. Nadal bałam się że nagle zmieni zdanie, że zjawi się ktoś o wiele lepszy... Nadal słowa Sharon były w mojej głowie.
- Powiedz mi, widzę że coś ci jest. - powiedział spokojnie ściskając moją rękę.
- Boję się że znajdziesz kogoś lepszego. No bo ty byłeś już z modelkami, więc tak jakby nie wiem co ja tu robię. - powiedziałam wszystko szybko a potem odwróciłam głowę.
Ta cała sytuacja jest dziwna, nie przyjemna, okropna... Chciałabym stąd uciec, albo cofnąć czas. Trzyma mnie tu tylko jedno: Harry.
Harry, który jest bezwzględny, gburowaty, arogancki i ma wiele wad. Ten, który słynie ze swoich lekkich obyczajów. I tak go kocham. Sposób, w jaki marszczy brwi kiedy zastanawia się nad chamską odpowiedzią albo ten jego despotyczny zwyczaj prowadzenia wytwórni. Jednocześnie wiem, że pod tą swoją twardą powłoką jest wrażliwy, pełen troski i miłości, nieśmiały i delikatny. Nie będę skupiać się na tym co będzie. Ważne tu i teraz.
Przez chwilę wydawał się jakby zszokowany a potem pochylił się nade mną i spojrzał głęboko w oczy.
- Myślisz że po tym wszystkim co musiałem przejść żeby cię zdobyć, po tych błaganiach, po godzinach spędzonych na sterczeniu pod twoimi drzwiami kiedy bałem się zapukać... po prostu mógłbym cię zostawić? Strasznie cię kocham Ami. - dokończył cicho kładąc się obok mnie.
Zaczął się bawić moimi włosami. Leżeliśmy tak w ciszy bardzo długo.
- Jest jeszcze coś. - stwierdził krótko. - jakiś powód, dla czego nadal jesteś smutna.
- Louis...Eleanor...
Zmarszczył brwi.
- Mogę spróbować go jakoś zastąpić... tylko tyle mogę zrobić. - przycisnął mnie do siebie całując w czubek głowy.
Gdzieś za nami dał się słyszeć stłumiony dźwięk komórki Harry'ego.
- Jebać to. - powiedział i zamiast wstać owinął mnie szczelnie ramionami.
- Odbierz, może to coś ważnego. - uśmiechnęłam się.
- Co ważnego może być w niedzielę rano? - wywrócił oczami.
- Jeśli się jest właścicielem największej, gównianej wytwórni na świecie zawsze może być coś ważnego.- zaśmiałam się.
Westchnął.
W czasie gdy leniwie podrywał się z łóżka i zakładał bokserki telefon przestał dzwonić ale po chwili połączenie znów się odnowiło.
W ogóle się nie spiesząc zaczął grzebać w porozrzucanych niedbale ciuchach. Trochę nas wczoraj poniosło.
- Styles, słucham. - odparł szorstko gdy odkopał komórkę. No tak: twarda strona Harry'ego powraca.
Przez chwilę nasłuchiwał zdenerwowanego głosu w słuchawce i co raz mocniej marszczył brwi.
- Cholera jasna... Powiedz im, że mają niczego nie ruszać. Przyjadę jak najszybciej.
Usiadłam na łóżku przeczuwając, że coś się stało. Kurczowo przyciskałam rękami pościel do piersi.
- Włamanie w firmie. - warknął patrząc na mnie.
- Co? Przecież są ochroniarze... alarmy...
- Właśnie kurwa nie wiem jak to możliwe. - nerwowo przeczesał podburzone włosy. Podszedł do szafy i wyjął bordową koszulę. Jedną z tych, w których wyglądał najseksowniej.
- Jedziesz tam ze mną. Nie chcę cię zostawiać, i musisz sprawdzić czy ze studia nic nie zniknęło. - odparł wybiegając do łazienki.
- Harry ale ja... - zostawił otwarte drzwi. W domu był Dylan. Ja byłam naga.
- Tak wiem, ubrania. - mruknął pędem wracając do pokoju. Zaczął grzebać w szafie i wyciągnął jakąś czerwoną sukienkę. - Buty możesz mieć swoje... tak myślę.... - był zdenerwowany. Gdy podawał mi ubranie czułam, jak trzęsą się mu ręce.
- Harry wiem, że to nie ta chwila ale... skąd ty masz te ubrania? - spytałam cicho. Myślałam o najgorszym dla mnie w tej sytuacji: zostawiła to któraś z kochanek.
- Siostra. - powiedział po czym naciągając spodnie od garnituru wybiegł i po chwili usłyszałam trzaskanie drzwi od łazienki.

Gdy udało mi się odnaleźć drugą łazienkę umalowałam się i założyłam sukienkę. Dziwnie się czułam w obcym ubraniu ale nie chciałam robić Harry'emu problemu, i tak miał ich już bardzo dużo.
Gdy wyszłam z łazienki przy drzwiach zobaczyłam Dylana.
- Cześć mały. - próbowałam się uśmiechnąć.
- Cześć. - przytulił się nagle do moich nóg. - Gdzie jedziecie?
- Do wytwórni... - przygładziłam trochę jego sterczące na wszystkie strony loczki. Takie same jak Harry'ego, z tą tylko różnicą że włosy Stylesa były trochę sztywniejsze od żelu.
Nagle przed nami do słownie przeleciał rozpędzony Harry pozostawiając za sobą tylko zapach perfum. Pierwszy dzień związku i już mnie tak bardzo szanuje...
- Harry czy Dylan jedzie z nami? - krzyknęłam za nim.
- Tak... Nie... Nie wiem.... Kurwa gdzie ten popieprzony krawat?! - usłyszałam jego głos gdzieś w oddali domu.
Westchnęłam.
- Chodź, musimy cię jakoś ubrać.
Trzymając chłopca za rękę poszłam (a właściwie o mnie prowadził) do jego zastępczego pokoju. Był równie nowoczesny, i chyba jako jedyne pomieszczenie miał w sobie trochę kolorów.
- Nie mam za dużego doświadczenia w opiece nad dziećmi... - zaśmiałam się. - twój brat mógłby mi trochę pomóc... - mruknęłam.
- Poradzę sobie. - uśmiechnął się chłopiec. - Ty pomóż Harry'emu.
Zachichotałam i podążyłam za odgłosami kroków mojego chłopaka.... jak to dziwnie brzmi.
Gdy znalazłam go w sypialni stał przed lustrem i roztrzęsionymi rękami zawiązywał sobie krawat.
- Daj to. - odparłam podchodząc do niego.
Poprawiłam mu guziki od koszuli, marynarkę i zawiązałam krawat. Starałam się ignorować jego przeszywające spojrzenie.
- Dzięki kochanie. - cmoknął mnie w policzek i szybkim krokiem podszedł do komody po jakieś dokumenty.
Był tak cholernie seksowny...
Był mój...
____________________________________________________

Proszę, skomentuj. Rozumiem, wstydzisz się - ale tu jesteś anonimowy/a.








wtorek, 8 kwietnia 2014

Liebster Blog Award!

O co w tym wszystkim chodzi?
Wyróżnienie Liebster Blog otrzymywane jest od innego blogera w zamian uznania za "dobrze wykonaną robotę". Osoba z wyróżnionego bloga odpowiada na 11 pytań zadanych przez osobę, która blog wyróżniła. Następnie również wyróżnia 11 osób (informuje je o tym wyróżnieniu) i zadaje 11 pytań. Nie wolno nominować bloga, z którego otrzymało się wyróżnienie.

Nominacja od: Natalia Agata ( przy drobnej pomocy jej przyjaciółki Kai xd)
Bardzo, bardzo wam dziękuję :)

Odpowiedzi na pytania:
1. W skali od 1-5, na ile oceniasz swojego bloga?
- Myślę, że 4. Rozdziały są pełne moich emocji, staram się je Wam przekazywać poprzez łzy czy śmiech bohaterów i przy moich zdolnościach pisarskich są nawet nie najgorsze.
2.Czy często czerpiesz pomysły z własnego życia?
- W zasadzie w każdym rozdziale jest jakiś wątek ,,ode mnie".
3.Ile (mniej więcej) zajmuje ci napisanie nowego imagina/rozdziału?
- Szczerze mówiąc zależy to też od mojego nastroju, zazwyczaj mam ochotę na napisanie czegoś
i wtedy może to zająć tylko kilka godzin, czasem
3 dni.
4.Dużo czytasz innych blogów?
- Bardzo dużo. Jestem od tego uzależniona :D
5.Jakie jest twoje marzenie?
- Przede wszystkim spotkać One Direction. Móc porozmawiać z nimi chociaż przez 5 minut. Drugim moim marzeniem jest dopięcie swego, i zostanie artystką. Otworzyć własną firmę artystyczną zajmującą się projektowaniem wzorów na tkaniny i dodatkowo malować obrazy na rynkach i starówkach miast.
6.Czy masz swój ulubiony program telewizyjny? jak tak to jaki?
- Kocham 'The Voice of Poland' i 'X-Factor'
7.Jaki jest twój ulubiony kraj i dlaczego?
- Uwielbiam Francję, bo jest malownicza, i Polskę ponieważ są u nas klimatyczne miasta, i idealne krajobrazy pól, łąk i lasów.
8. Ulubiony zespół/wykonawca?
- One Direction <3
 

9.Bez jakiej rzeczy nie ruszyłabyś się z domu?
- Bez telefonu, szkicownika i ołówka 6B ( takie tam dziwactwa xd).
10.Masz jakieś skryte talenty?
- Rysuję i kocham śpiewać, mało osób o tym wie, więc można to uznać za skryte talenty xd
11.Z jakimi ludźmi nie chcesz mieć nigdy do czynienia?
- Nienawidzę ludzi uważających się za najlepszych.
Moje pytania:
1. Jeśli mogłabyś wybrać obojętnie jakie imię, jak chciałabyś się nazywać?
2. Co przekonało Cię do założenia bloga?
3. Wolisz słoneczną, śnieżną czy deszczową pogodę? Dla czego?
4. Czytasz inne blogi?
5. Twoja ulubiona potrawa?
6. Do jakich fandomów należysz?
7. Jesteś osobą otwartą na innych czy typem samotnika?
8. Co robisz w wolnym czasie?
9. Kto jest dla Ciebie najważniejszy?
10. Jakie według Ciebie jest najpiękniejsze miasto świata? Dla czego?
11. Gdybyś mogła wybrać swoje miejsce zamieszkania, gdzie by to było?
1.  http://after-harry-styles-fanfiction.blogspot.com/
2. http://dark-fanfiction.blogspot.com/
3. http://knockout-fanfiction.blogspot.com/
4. http://unusualchoicess.blogspot.com/
5. http://psychotic-tlumaczenie.blogspot.com/
Resztę blogów podam później, albowiem muszę się zastanowić xd

Informejszyn

Bardzo, bardzo wam dziękuję za te komentarze, za to że wam się chce. Mówiliście, że niektóre osoby mogą wstydzić się komentować, ale na prawdę Kochani ja nie gryzę xd Ja na co dzień jestem bardzo wstydliwa, ale jednak wiem ile to znaczy i komentuję przynajmniej słowem ,,Idealny" albo coś w tym stylu :D

Po za tym zlikwidowałam na waszą prośbę weryfikację obrazkową :)

 


poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Aktualizacja zakładek + organizacja

1. Zniknęła zakładka ,,Informowani" z powodu tego iż twitter się na mnie obraził i nie mogę się logować ( tak, kocham go <3)
2. Dodałam bohaterów, myślę że to pomoże wam w wyobrażaniu sobie mimiki i ogólnego wyglądu postaci.
3. Dziękuję za komentarze i za to że jesteście! :)
4. Jeśli rozdział nie pojawia się przez max. tydzień, to wiedz, że coś się dzieje xd
I teraz retoryczne pytanka do was.
- Jeśli rozdział ma 40 wyświetleń a ma tylko 3 komentarze to co to znaczy?
opcja 1: Mam niezrównoważonych czytelników którzy czytają 1 rozdział 15 razy
opcja 2: Trafiło mi się na wychowanie dużo anonimków, które nie mają czasu na napisanie chociaż kropki w komentarzu podczas gdy ja piszę im rozdziały na 6969696 znaków.
opcja 3: ufo.
- Gdzie ma być 2 część ,,Intern" ? Na tym blogu czy na osobnym?

I niestety w tej jakże miłej notce muszę kogoś opieprzyć.

Najlepsze jest to, że nie wiem kogo za chwilę będę opieprzać.

Tak więc.

Szanowna osobo, robocie, kimkolwiek jesteś.

Dla czego mi po cholerę nie komentujesz tych rozdziałów!?

Komentować

NOW.

Ja wiem że tam jesteś.

Tak, o Tobie mówię!

Kropka, zwykła kropka w komentarzu.

Starczy.

Dziękuję, jeśli nie wystarczy to podejmuję radykalne środki xd

Lots of love

xox



Rozdział 18

Lekko czerwono :)
- Dylan cię tak podniecił? - uśmiech na twarzy Amelie się poszerzył.
- Nie. - odchrząknąłem. - Tak jakby to ty.
Spuściła głowę i lekko się zaczerwieniła.
- Zostań na noc. Jutro i tak jest wolne. - zaproponowałem. - może gdzieś pojedziemy... jeśli chcesz w ogóle spędzać ze mną czas...
- Nie wiem czy to dobry pomysł, zwłaszcza z takim napaleńcem jak ty. - zaśmiała się.
- Moja wina... - wstałem nie przejmując się już namiotem w spodniach. - że tak na mnie działasz?
Uśmiechnęła się i znowu spuściła głowę.
Delikatnie uniosłem jej brodę, tak by spojrzała na mnie.
Spojrzałem się jej prosto w oczy. Tak idealne, błękitne oczy które teraz były zaszklone i zaczerwienione... musiała długo płakać.
- To wszystko jest takie popierdolone.  Z każdą minutą zakochuję się bardziej, i z każdą minutą co raz bardziej cierpię, mimo że kiedyś byłem pewny, że nigdy nie będę przeżywał nieszczęśliwej miłości... w ogóle żadnej miłości... A teraz? Co ty ze mną robisz... - pokręciłem głową. - Wywróciłaś moje życie do góry nogami, wiesz Ami? - wyszeptałem jej do ucha.
- Moje zawsze było do góry. Ty tylko poprawiłeś, żeby było idealnie nierówne... - odparła nadal patrząc mi się prosto w oczy. Swoją drogą to musi świetnie wyglądać z boku. Ja, cały obolały i roztrzęsiony klęczę niezgrabnie w wygniecionym garniturze przy fotelu na którym siedzi równie roztrzęsiona ale w dodatku zapłakana i ledwo trzymająca się na nogach Amelie, również w dość wymęczonej, eleganckiej sukience, i rozmawiamy o tym jacy to jesteśmy nieszczęśliwi, że obydwoje się kochamy ale tego nie przyjmujemy do wiadomości, raz się śmiejemy, raz płaczemy... Psychiatryk wita.
- Musimy coś z tym gównem zrobić, bo jeśli tak to ma być chociaż przez jeszcze tydzień, to umrę w wieku 24 lat. - próbowałem zażartować.
W tym momencie jakby poruszyła się i na chwilę przysłoniła usta ręką.
- O mój Boże przepraszam cię Harry... - na jej twarzy widziałem teraz zakłopotanie. Przynajmniej jej oczy stały się jakby bardziej obecne niż przed sekundą. - Zapomniałam...
Uśmiechnąłem się i szepnąłem:
- Wygląda na to, że nawet moja rodzona matka zapomniała, więc ty masz w tej sytuacji do tego pełne prawo.
- Strasznie mi przykro... Wszystkiego najlepszego, Harry. - poderwała się i mocno się we mnie wtuliła.
Czułem jak jej serce bije szybko. Tak się tym przejęła? W sumie odkąd skończyłem 10 lat nie obchodziłem urodzin, więc od 14 lat stało się rutyną to, że życzenia składają mi tylko pojedyncze osoby.
Dobra, bolało mnie to jak cholera... ale kto by się tym przejmował?
- Przepraszam. - znów spojrzała się w moje oczy. Były pełne łez.
- Dla czego płaczesz? - delikatnie otarłem kciukiem jej policzek.
Widząc, że przez płacz nie umie się wysłowić, odparłem tylko:
- Przyzwyczaiłem się. Byłem wychowywany na innych zasadach.
To tylko pogorszyło jej stan. Zaczęła jeszcze mocniej płakać, a ja nie wiedząc co robić podniosłem ją i zaniosłem do sypialni, żeby nie czepiała się matka.
- Ami... Kotku... Kochanie... - śmiałem się już z mojej bezradności.
,,Pierdoła z ciebie i tyle. Pieprzył tyle dziewczyn, teraz jedna mu się rozryczała i nie wie co robić"
Tylko że Amelie to nie jest jedna z tych na jedną noc. Z nią chcę... zbudować rodzinę? NIE! Moment, ja jestem Harry Styles, ja nie mam i nie będę mieć rodziny! ,,Tak. Ja tam widzę w przyszłości dzieci, dom...." Przestań! Żadnych dzieci... Tak myślę...
- Kocham Cię... - szepnąłem nadal przed nią klęcząc.
- Ja... ja ciebie też.
Wpiłem się w jej usta i tym razem nie protestowała, tylko ponaglała, jakby została nam minuta do końca świata. Jakby nie zostało nam już nic po za pocałunkiem. Przeniosłem się na łóżko. Nasze usta nadal były złączone a ciała przyciągały się bardziej. Czułem nadal jej łzy oblizując wargi. Oplotła rękami mój kark przytulając jeszcze bardziej. Dziwny magnetyzm przejął nasze ciała, i teraz nie mogliśmy się oderwać. Z każdą minutą rozpaczliwie pragnąłem jej bardziej. Rozpaliła we mnie ogień, szał, pożądanie...
Przeniosłem pocałunki na jej szyję i powoli ją podniosłem odpinając zamek od sukienki na plecach.
Ku mojemu zdziwieniu nie protestowała tylko zdjęła mi marynarkę.
Zsunąłem jej sukienkę z ramion, i teraz mogłem zobaczyć jej piersi idealnie ułożone w czarnym staniku.
Odruchowo przestała rozpinać mi koszulę i skrzyżowała ramiona, ale ja chwyciłem ją za nadgarstki i szepnąłem:
- Nie musisz się mnie wstydzić, kochanie.
- Pocałujesz mnie? - zawahała się.
W odpowiedzi naparłem na jej usta i mocno je zassałem, a rękami trochę na ślepo zsunąłem jej sukienkę.
Oddech mi się przyśpieszył, kiedy zaczęła odpinać dolne guziki od koszuli. Były zdecydowanie za nisko.
Gdy zsunęła mi całkowicie koszulę przerwała pocałunek.
- Ty masz tatuaże? - spytała zaskoczona.
- To źle? - uśmiechnąłem się zawisając nad nią. Łańcuszek w kształcie krzyża który sentymentalnie zawsze nosiłem zwisał teraz ocierając się zabawnie o jej nos.
- Nie... - odparła i jak zafascynowana jeździła opuszkami palców po każdym z atramentowych rysunków.
- Właśnie psujesz romantyczną scenę. - zaśmiałem się.
- Po raz pierwszy widzę cię bez koszuli, mam prawo! - zaprotestowała udając obrażoną.
- Podoba ci się ten widok? - spytałem i zacząłem jeździć palcami po gładkiej skórze jej piersi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - szepnęła i przymknęła oczy.
Potwierdziła, że jej się podoba o potem zamknęła oczy. Jest taka szczera...
Trochę agresywnie naparłem znowu na jej usta.
Przez długi czas całowałem jej szyję, dekolt i piersi a ona jeździła palcami po moim torsie. Bałem się zrobić kolejnego kroku żeby jej nie spłoszyć. Była tak delikatna, idealna, piękna... za cenna żeby ją stracić. Inne już dawno dobierałyby mi się do spodni, wszystko byłoby szybkie i dzikie, ale z nią... z nią jest inaczej. Wszystko dzieje się wolno, wzajemnie się poznajemy. Tak jest lepiej.
Ku mojemu zdziwieniu to ona dała mi znak.Wolno zjechała rękami do dołu mojego brzucha bawiąc się paskiem od bokserek.
- Na prawdę tego chcesz? Nie chcę cię do niczego zmuszać... - zawahałem się, czy nie jestem za bardzo natrętny.
- Kocham cię. - odparła powoli całując mi czubek nosa.
Potem wszystko potoczyło się szybko. Nasze ciała jakby w jednej harmonii tworzyły ze sobą jedność, która wydawało się że istniała od zawsze. Przeznaczenie? Jeszcze tego nie wiem. Wiem jedno: Amelie uzależniła mnie od siebie. Już bawiłem się w poetę i gadałem o narkotyku, więc nie będę się powtarzał, ale chodzi mi o to że kocham ją do szaleństwa. Jest idealna, delikatna, trudna..,, Oj, bardzo"
Z moich ust wydobył się jęk gdy owinęła ręką moją erekcję i zaczęła nią poruszać. Jej dotyk sprawiał że pod moją skórą wybuchał pożar.
Nie chciałem pozostawiać jej dłużny i zsunąłem ostatnią część jej garderoby drażniąc nosem jej najczulsze miejsca. Cały czas powstrzymywała się od jęków żeby matka tego nie usłyszała, więc zaczęła ciągnąć mnie za włosy, co swoją drogą strasznie mi się podobało.
Nie minęło wiele czasu jak zagłębiałem się w jej wnętrzu powodując drżenie mojego i jej ciała. Czułem wyraźnie każdy jej ruch nadal błądząc rękami po jej skórze: każde spięcie mięśni i ich rozluźnienie. Odchyliła głowę do tyłu i zacisnęła zęby gdy przyśpieszyłem ruchy. Ja sam zacisnąłem oczy z ogromnej, wręcz ciężkiej do wytrzymania przyjemności. Z żadną inną nie doświadczyłem czegoś takiego, tylko Amelie nawet nic nie robiąc pobudzała w moim ciele iskry.  W tej chwili nie liczyło się po prostu nic. Szczytując maltretowałem zębami dolną wargę a ona wpiła się paznokciami w moje plecy.
Opadłem na nią wypełniając prezerwatywę. Takie urodziny mogłyby być zawsze. Zawsze z nią. Uczucie które jest między nami jest chore i popieprzone i pewnie nie raz przysporzy nam kłopotów. Tym razem jednak utwierdziłem się w przekonaniu że warto o nią walczyć, nie ważne że będzie w chuj ciężko.
__________________________________________________________________
Wiem, zawiodłam, ale ja nie lubię, nienawidzę, nie cierpię pisać takich scen. Przepraszam.
Do końca 1 części zostało już około 10 rozdziałów! Jak ten czas leci...
Spodziewajcie się jeszcze dzisiaj notki z informacjami i aktualizacji zakładek za którą za chwilę się wezmę. 
Komentujcie, bo od tego zależy czas oczekiwania na następny rozdział :)
xx




środa, 2 kwietnia 2014

Rozdział 17


Tradycyjnie pchnęłam ciężkie drzwi wytwórni wchodząc na surowy hol. Skierowałam się jak zwykle w stronę biurka sekretarki po harmonogram, plan dnia i płyty z demo piosenek. Jedna rzecz zmieniła się i odbiegła od rzeczywistości. Nie spoglądałam z obawą na ciemne drzwi z tak dobrze znaną mi złotą tabliczką. Teraz bardziej towarzyszyły temu motylki w brzuchu, bo wiedziałam, że Harry tam jest.
- Hej Katy! - powiedziałam. Ku mojemu zdziwieniu zamiast uśmiechniętej przyjaciółki zauważyłam obcą kobietę.
Była piękna... za piękna. Miała perfekcyjny, mocny makijaż, kształtne usta. Jej blond włosy układały się kaskadami na ramionach. Ubrana była w czarną mini i niebieską koszulę z dekoltem.
Ja miałam jedynie kreski i róż na policzkach, do tego zwykłą, nudną, pastelowo różową sukienkę...
- Amelie! - usłyszałam zachrypnięty głos za sobą. Automatycznie moje serce zabiło szybciej.
Jego włosy powróciły do formy niesfornych loków. Miał czarną koszulę w białe wzory i dopasowane spodnie od garnituru. Wyglądał zniewalająco.
- Ooo, widzę że już się poznałyście? Ami, to jest nasza nowa sekretarka, Sharon Ruth. - powiedział i objął mnie jedną ręką w pasie.
Obserwowałam, jak Sharon krzywi się na ten widok.
-  Przyjdź do mnie do gabinetu. - szepnął mi na ucho i żegnając się odszedł w stronę windy.
- Mogłabym prosić o mój harmonogram? - spytałam zdezorientowana widząc, że blondynka nie zwraca na mnie uwagi.
- Nie możesz wziąć sobie tego sama? - spytała szorstko.
- O ile wiem, to jest praca sekretarki. - odparłam zdziwiona.
- Rozbawiasz mnie. - zaśmiała się pod nosem. - Zarozumiała, myśli że jest najlepsza. Na twoim miejscu popracowałabym nad wyglądem, bo Styles to chyba za wysokie progi, on był z modelkami, a nie z jakimiś... dziwkami z ulicy.
Zabolało. Ostatnio obawiałam się, że nie jestem wystarczająco dobra dla Harry'ego...
- Cóż, spalone blondyny świecące cyckami są dla niego z kolei chyba zbyt puste. - uśmiechnęłam się i szybkim krokiem odeszłam.

Przez resztę dnia myślałam tylko nad słowami Sharon. Nie wystarczająca... Znudzę się mu... Miał modelki...
- Amelie? - usłyszałam głos Louisa. Odezwał się po raz pierwszy od dłuższego czasu. Jego ton był cichy...
- Tak? Przepraszam, zamyśliłam się. - spróbowałam wymusić uśmiech.
- Ta... słuchaj, możemy pogadać na korytarzu? - spytał cicho.
Gdy wyszliśmy za drzwi gdzie było normalne światło dzienne, zauważyłam, że ma strasznie podkrążone oczy i wychudłą twarz.
- Coś się stało? - zaczęłam się niepokoić.
- Eleanor ma białaczkę, i ja...
- Co? Ale... jak to? Jak?
- Ami spokojnie... przepraszam, że ostatnio taki byłem. - wciągnął głęboko powietrze. - Na jakiś czas muszę się przeprowadzić do Manchesteru...
Zrobiła krok w tył i spuściłam głowę. Louis był dla mnie wsparciem, jedyną bliską osobą w Londynie... w sumie nie miałam nikogo po za nim...
Z Eleanor nie widywałam się często ale zawsze gdy tylko mogła mi pomagała...
- Ja... ja też tam muszę jechać... przeprowadzę się tam... - zaczęłam trochę panikować. Bałam się samotności.
Zamknął mnie w swoim uścisku.
- Masz pracę, studia...
- Ale ty i Eleanor to jedyne bliskie mi osoby. - odparłam cicho.
- Ami ja też nie chcę cię zostawiać. Ty i El jesteście dla mnie najważniejsze... Będę przyjeżdżał. - jego głos się łamał. Schował twarz w moich włosach, masując mi plecy.
- Codziennie będziesz dzwonił, i mówił jak z El, a ja w weekendy będę przyjeżdżać. - dyskretnie otarłam łzę. Louis był roztrzęsiony, tak samo jak ja.
- Tutaj masz klucze. Dom jest twój. Spakowałem już walizki, wyjeżdżam... za chwilę. - widząc panikę na mojej twarzy jego oczy się zaszkliły. - Gdybym powiedział ci wcześniej martwiłabyś się dłużej. Kocham Cię, Ami. Jesteś dla mnie najważniejsza.
Pocałował mnie w czubek głowy i odszedł. Jego kroki odbijały się echem po białej posadzce. Czułam jeszcze jego zapach. Kochałam Louisa jak brata. Eleanor była moją przyjaciółką.
Zaczęłam płakać.
Usłyszałam za sobą kroki. Szybkie, pewne. Odwróciłam się i zobaczyłam Harry'ego.
Szedł szybko. Marynarka i włosy rozwiewały mu się. Wyglądał zniewalająco.
- Co to miało znaczyć, Amelie? ,,Kocham cię" ?! - był zdenerwowany.
- Harry... - zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Czułam się jak dziecko i może rzeczywiście nim byłam.
- Co się stało? - spytał a na jego twarzy widziałam teraz bardziej przerażenie niż złość.
Podbiegł do mnie i znalazłam się w jego ramionach. Pachniał tak idealnie...
- Czemu ty się tak trzęsiesz? - zmarszczył brwi. - Chodź do mojego gabinetu.
Odsunęłam się od niego, ale on szybko złapał moją rękę. Gdy mijaliśmy recepcję, i Sharon która patrzyła się na nas ,,Na Harry'ego" zasłoniłam twarz włosami, żeby nie widziała mojego rozmazanego makijażu.
Harry wyjął z kieszeni kartę, przyłożył ją do czytnika i po chwili poczułam intensywny zapach drugich perfum i whisky.
- Usiądź. - odparł krótko i podszedł do mnie. - Czemu masz takie zimne ręce?
Zdjął marynarkę i założył ją na mnie. Znowu czułam jego perfumy. Była nimi przesiąknięta.
- Louis wyjechał.
Pokiwał głową.
- Wiedziałem,że trzeba ci powiedzieć wcześniej, ale jak zwykle wszyscy mają mnie w dupie. - syknął.
- Wiedziałeś? - nie powiedział mi. Ukrywał cały czas... - od kiedy?
- Louis musiał się przecież zwolnić. Od miesiąca.
No tak. Czasem zapominam, że Harry jest tu szefem...
- Ukryłeś to przede mną... - tępo spojrzałam w okno.
- Louis prosił...
Pokręciłam głową i skierowałam się do drzwi.
- Gdzie ty idziesz? - spytał zdziwiony, jednak nadal ze spokojem nalewał sobie whisky.
Nacisnęłam klamkę, ale Harry zerwał się z miejsca.
- Zostaw mnie... muszę ochłonąć... - powiedziałam cicho.
Nie zwracając na mnie uwagi poprowadził mnie znowu na fotel.
- Słyszałem waszą rozmowę. - zaczął powoli. - Masz przecież mnie.
Przykucnął przy moim krześle. Spojrzałam w te cudowne, zielone oczy, które teraz były pełne troski.
- Nie odpowiedziałaś mi jeszcze na pytanie. - wymruczał mi do ucha. Doskonale wiedziałam o co mu chodzi. Chciałam być z nim w związku, ale nadal coś mnie powstrzymywało.
Pokręciłam bezradnie głową.
Podniósł się trochę i dość agresywnie zaczął całować moje usta. Wsunął ręce pod moją sukienkę delikatnie masując mi uda. Ku mojemu zdziwieniu nie protestowałam.
Rozległo się pukanie do drzwi.
- No kurwa mać! - warknął Harry i się odsunął. - Wejść!
Drzwi powoli się uchyliły. Lekko przestraszona sprzątaczka cicho zaczęła mówić:
- Dobry wieczór panie Styles, chciałam się tylko spytać o której pan opuści firmę, żebym mogła sprzątnąć gabinet i hol.
- My już jedziemy. - odchrząknął Harry. - Zostawię kartę w recepcji.
- Dziękuję i przepraszam panie Styles.
Wyszła cicho zamykając drzwi.
- Jedziemy do mnie, i nie przyjmuję odmowy. - uśmiechnął się.
- Ale...
- Nie możesz być teraz sama.

Harry's pov.
Gdy dotarliśmy do domu moja matka musiała, po prostu musiała się wtrącić, zrobiła kawę i zmusiła do tego, żebyśmy usiedli i porozmawiali. Sytuację pogarszał jeszcze Dylan, który wiercąc mi się na kolanach dość boleśnie naciskał na mój nabrzmiały już problem w spodniach.
Wystarczył zwykły pocałunek Amelie, a ja już byłem NIESTETY gotowy.
Dodatkowo wiedziałem, że będzie z nią ciężko. Jest teraz trochę przygnębiona, i nie jesteśmy przecież razem, więc ona też nie pomoże mi... jak to sformułować... ujarzmić mój problem.
- Zostajesz na noc Amelie? - pytanie Dylana wyrwało mnie z przemyśleń jaki to ja jestem poszkodowany.
Spojrzałem na nią. Cały czas speszona obecnością matki i oszołomiona tym, co teraz musi wytrzymywać miała trochę nieobecne spojrzenie.
- Niee, skąd. - wymusiła uśmiech, który szczerze mówiąc był całkiem wiarygodny gdybym nie wiedział, jaka jest jej sytuacja. Widziałem, że jest zmęczona, ale z drugiej strony gdybym po prostu odwiózł ją do domu pewnie teraz płakałaby w poduszkę, a tego nie chcę.
- Dla czego? - Dylan zdawał się nie odpuszczać.
- Nie uważasz że to dziwne, że mam spać w domu mojego szefa? - zaśmiała się, a ja głośno odchrząknąłem, dokładnie z trzech powodów. Po pierwsze miałem skojarzenia co do tej sytuacji, po drugie nie lubiłem gdy Amelie traktowała mnie tylko jako pracodawcę, i po trzecie Dylan poruszył się na moich kolanach niezwykle boleśnie zawadzając o mój problem.
Z drugiej strony nie mogłem po prostu wywalić brata, bo zasłaniał wybrzuszenie w spodniach. Nie chciałem wyjść na jakiegoś napalonego nastolatka przy mamie, i przede wszystkim nie chciałem spłoszyć Amelie. ,,Spłoszyć? Miała w szkole biologię." Ale jednak widok na żywo jest gorszy. ,,A może już takie coś widziała?" No właśnie... ona jest dziewicą? ,,Jeśli tak, to z twoim zapałem już długo nie będzie"
Przerażam siebie samego...
- Szefa i chłopaka, to już jest powód żeby zostać. - stwierdzenie Dylana zaskoczyło wszystkich.
- Chłopaka? - odchrząknąłem znowu. - Młody, nie popieprzyło ci się nic?
- Sam widziałem jak 2 dni temu się całowaliście. - uśmiechnął się, a ja drgnąłem. Amelie skamieniała (dosłownie!) a moja matka już obmyślała jak by mnie tu opieprzyć.
- My się nie całowaliśmy. - odparła cicho Amelie rozrywając niezręczną ciszę.
- Ja ją tylko łaskotałem. - uśmiechnąłem się.
- Nie prawda! - Dylan zaczął skakać na moich kolanach, a ja odchyliłem do tyłu głowę i zmrużyłem oczy. Cholera, jaki ból...
W pewnym momencie napotkałem oczy Ami. Śmiała się ze mnie. Z mojego cierpienia. ,,Czyli widziała"
- Ja już nie wiem, jak mam z tobą rozmawiać Harry. - odezwała się matka.
- Nie spotykałem się z nikim od 2 miesięcy! Przestałem z tym! - zaprotestowałem. Nie uprawiałem seksu od 2 miesięcy! JA!
Ja na prawdę cierpię i się poświęcam, niech to ktoś w końcu dostrzeże!
- Chodź Dylan, zrobimy kolację. - pokręciła głową mama.
Chłopiec przestał skakać i wstał, odsłaniając mój problem. W panice chwyciłem poduszkę i zasłoniłem się nią.
- Widzę, że masz duży problem. - zaśmiała się Amelie.
PRZECZYTAŁAŚ = KOMENTARZ
TO WIELE DLA MNIE ZNACZY.
IM WIĘCEJ, TYM SZYBCIEJ ROZDZIAŁ :)
___________________________________________________________________
Wiem, że was zawiodłam z tą czerwoną czcionką, ale niedługo ( maybe next rozdział xd) się pojawi. XX