poniedziałek, 7 kwietnia 2014

Rozdział 18

Lekko czerwono :)
- Dylan cię tak podniecił? - uśmiech na twarzy Amelie się poszerzył.
- Nie. - odchrząknąłem. - Tak jakby to ty.
Spuściła głowę i lekko się zaczerwieniła.
- Zostań na noc. Jutro i tak jest wolne. - zaproponowałem. - może gdzieś pojedziemy... jeśli chcesz w ogóle spędzać ze mną czas...
- Nie wiem czy to dobry pomysł, zwłaszcza z takim napaleńcem jak ty. - zaśmiała się.
- Moja wina... - wstałem nie przejmując się już namiotem w spodniach. - że tak na mnie działasz?
Uśmiechnęła się i znowu spuściła głowę.
Delikatnie uniosłem jej brodę, tak by spojrzała na mnie.
Spojrzałem się jej prosto w oczy. Tak idealne, błękitne oczy które teraz były zaszklone i zaczerwienione... musiała długo płakać.
- To wszystko jest takie popierdolone.  Z każdą minutą zakochuję się bardziej, i z każdą minutą co raz bardziej cierpię, mimo że kiedyś byłem pewny, że nigdy nie będę przeżywał nieszczęśliwej miłości... w ogóle żadnej miłości... A teraz? Co ty ze mną robisz... - pokręciłem głową. - Wywróciłaś moje życie do góry nogami, wiesz Ami? - wyszeptałem jej do ucha.
- Moje zawsze było do góry. Ty tylko poprawiłeś, żeby było idealnie nierówne... - odparła nadal patrząc mi się prosto w oczy. Swoją drogą to musi świetnie wyglądać z boku. Ja, cały obolały i roztrzęsiony klęczę niezgrabnie w wygniecionym garniturze przy fotelu na którym siedzi równie roztrzęsiona ale w dodatku zapłakana i ledwo trzymająca się na nogach Amelie, również w dość wymęczonej, eleganckiej sukience, i rozmawiamy o tym jacy to jesteśmy nieszczęśliwi, że obydwoje się kochamy ale tego nie przyjmujemy do wiadomości, raz się śmiejemy, raz płaczemy... Psychiatryk wita.
- Musimy coś z tym gównem zrobić, bo jeśli tak to ma być chociaż przez jeszcze tydzień, to umrę w wieku 24 lat. - próbowałem zażartować.
W tym momencie jakby poruszyła się i na chwilę przysłoniła usta ręką.
- O mój Boże przepraszam cię Harry... - na jej twarzy widziałem teraz zakłopotanie. Przynajmniej jej oczy stały się jakby bardziej obecne niż przed sekundą. - Zapomniałam...
Uśmiechnąłem się i szepnąłem:
- Wygląda na to, że nawet moja rodzona matka zapomniała, więc ty masz w tej sytuacji do tego pełne prawo.
- Strasznie mi przykro... Wszystkiego najlepszego, Harry. - poderwała się i mocno się we mnie wtuliła.
Czułem jak jej serce bije szybko. Tak się tym przejęła? W sumie odkąd skończyłem 10 lat nie obchodziłem urodzin, więc od 14 lat stało się rutyną to, że życzenia składają mi tylko pojedyncze osoby.
Dobra, bolało mnie to jak cholera... ale kto by się tym przejmował?
- Przepraszam. - znów spojrzała się w moje oczy. Były pełne łez.
- Dla czego płaczesz? - delikatnie otarłem kciukiem jej policzek.
Widząc, że przez płacz nie umie się wysłowić, odparłem tylko:
- Przyzwyczaiłem się. Byłem wychowywany na innych zasadach.
To tylko pogorszyło jej stan. Zaczęła jeszcze mocniej płakać, a ja nie wiedząc co robić podniosłem ją i zaniosłem do sypialni, żeby nie czepiała się matka.
- Ami... Kotku... Kochanie... - śmiałem się już z mojej bezradności.
,,Pierdoła z ciebie i tyle. Pieprzył tyle dziewczyn, teraz jedna mu się rozryczała i nie wie co robić"
Tylko że Amelie to nie jest jedna z tych na jedną noc. Z nią chcę... zbudować rodzinę? NIE! Moment, ja jestem Harry Styles, ja nie mam i nie będę mieć rodziny! ,,Tak. Ja tam widzę w przyszłości dzieci, dom...." Przestań! Żadnych dzieci... Tak myślę...
- Kocham Cię... - szepnąłem nadal przed nią klęcząc.
- Ja... ja ciebie też.
Wpiłem się w jej usta i tym razem nie protestowała, tylko ponaglała, jakby została nam minuta do końca świata. Jakby nie zostało nam już nic po za pocałunkiem. Przeniosłem się na łóżko. Nasze usta nadal były złączone a ciała przyciągały się bardziej. Czułem nadal jej łzy oblizując wargi. Oplotła rękami mój kark przytulając jeszcze bardziej. Dziwny magnetyzm przejął nasze ciała, i teraz nie mogliśmy się oderwać. Z każdą minutą rozpaczliwie pragnąłem jej bardziej. Rozpaliła we mnie ogień, szał, pożądanie...
Przeniosłem pocałunki na jej szyję i powoli ją podniosłem odpinając zamek od sukienki na plecach.
Ku mojemu zdziwieniu nie protestowała tylko zdjęła mi marynarkę.
Zsunąłem jej sukienkę z ramion, i teraz mogłem zobaczyć jej piersi idealnie ułożone w czarnym staniku.
Odruchowo przestała rozpinać mi koszulę i skrzyżowała ramiona, ale ja chwyciłem ją za nadgarstki i szepnąłem:
- Nie musisz się mnie wstydzić, kochanie.
- Pocałujesz mnie? - zawahała się.
W odpowiedzi naparłem na jej usta i mocno je zassałem, a rękami trochę na ślepo zsunąłem jej sukienkę.
Oddech mi się przyśpieszył, kiedy zaczęła odpinać dolne guziki od koszuli. Były zdecydowanie za nisko.
Gdy zsunęła mi całkowicie koszulę przerwała pocałunek.
- Ty masz tatuaże? - spytała zaskoczona.
- To źle? - uśmiechnąłem się zawisając nad nią. Łańcuszek w kształcie krzyża który sentymentalnie zawsze nosiłem zwisał teraz ocierając się zabawnie o jej nos.
- Nie... - odparła i jak zafascynowana jeździła opuszkami palców po każdym z atramentowych rysunków.
- Właśnie psujesz romantyczną scenę. - zaśmiałem się.
- Po raz pierwszy widzę cię bez koszuli, mam prawo! - zaprotestowała udając obrażoną.
- Podoba ci się ten widok? - spytałem i zacząłem jeździć palcami po gładkiej skórze jej piersi.
- Nawet nie wiesz jak bardzo. - szepnęła i przymknęła oczy.
Potwierdziła, że jej się podoba o potem zamknęła oczy. Jest taka szczera...
Trochę agresywnie naparłem znowu na jej usta.
Przez długi czas całowałem jej szyję, dekolt i piersi a ona jeździła palcami po moim torsie. Bałem się zrobić kolejnego kroku żeby jej nie spłoszyć. Była tak delikatna, idealna, piękna... za cenna żeby ją stracić. Inne już dawno dobierałyby mi się do spodni, wszystko byłoby szybkie i dzikie, ale z nią... z nią jest inaczej. Wszystko dzieje się wolno, wzajemnie się poznajemy. Tak jest lepiej.
Ku mojemu zdziwieniu to ona dała mi znak.Wolno zjechała rękami do dołu mojego brzucha bawiąc się paskiem od bokserek.
- Na prawdę tego chcesz? Nie chcę cię do niczego zmuszać... - zawahałem się, czy nie jestem za bardzo natrętny.
- Kocham cię. - odparła powoli całując mi czubek nosa.
Potem wszystko potoczyło się szybko. Nasze ciała jakby w jednej harmonii tworzyły ze sobą jedność, która wydawało się że istniała od zawsze. Przeznaczenie? Jeszcze tego nie wiem. Wiem jedno: Amelie uzależniła mnie od siebie. Już bawiłem się w poetę i gadałem o narkotyku, więc nie będę się powtarzał, ale chodzi mi o to że kocham ją do szaleństwa. Jest idealna, delikatna, trudna..,, Oj, bardzo"
Z moich ust wydobył się jęk gdy owinęła ręką moją erekcję i zaczęła nią poruszać. Jej dotyk sprawiał że pod moją skórą wybuchał pożar.
Nie chciałem pozostawiać jej dłużny i zsunąłem ostatnią część jej garderoby drażniąc nosem jej najczulsze miejsca. Cały czas powstrzymywała się od jęków żeby matka tego nie usłyszała, więc zaczęła ciągnąć mnie za włosy, co swoją drogą strasznie mi się podobało.
Nie minęło wiele czasu jak zagłębiałem się w jej wnętrzu powodując drżenie mojego i jej ciała. Czułem wyraźnie każdy jej ruch nadal błądząc rękami po jej skórze: każde spięcie mięśni i ich rozluźnienie. Odchyliła głowę do tyłu i zacisnęła zęby gdy przyśpieszyłem ruchy. Ja sam zacisnąłem oczy z ogromnej, wręcz ciężkiej do wytrzymania przyjemności. Z żadną inną nie doświadczyłem czegoś takiego, tylko Amelie nawet nic nie robiąc pobudzała w moim ciele iskry.  W tej chwili nie liczyło się po prostu nic. Szczytując maltretowałem zębami dolną wargę a ona wpiła się paznokciami w moje plecy.
Opadłem na nią wypełniając prezerwatywę. Takie urodziny mogłyby być zawsze. Zawsze z nią. Uczucie które jest między nami jest chore i popieprzone i pewnie nie raz przysporzy nam kłopotów. Tym razem jednak utwierdziłem się w przekonaniu że warto o nią walczyć, nie ważne że będzie w chuj ciężko.
__________________________________________________________________
Wiem, zawiodłam, ale ja nie lubię, nienawidzę, nie cierpię pisać takich scen. Przepraszam.
Do końca 1 części zostało już około 10 rozdziałów! Jak ten czas leci...
Spodziewajcie się jeszcze dzisiaj notki z informacjami i aktualizacji zakładek za którą za chwilę się wezmę. 
Komentujcie, bo od tego zależy czas oczekiwania na następny rozdział :)
xx




4 komentarze:

  1. Rozdział ci wyszedł, długo na niego czekałam :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Tym razem jednak utwierdziłem się w przekonaniu że warto o nią walczyć, nie ważne że będzie w chuj ciężko. To zdanie jest wspaniałe i jeszcze były tam gdzieś w środku no, ale przecież nie będę kopiować całego rozdziału:-D nie cały jest wspaniały. Nie wiem czy mi się wydaje, ale ostatnio dużo humoru wprowadzasz do tego opowiadania, to naprawdę fajnie poprawisz mi nimi kiczowate samopoczucie.

    OdpowiedzUsuń
  3. . Wiec mowilas cos o kropce wiem ze to motywuje ze ktos tu zaglada ale pomysl wiele osob moze wstydzi sie napisac komentarz szczegulnie sama kropke bo to glupio wyglonda dlatego wiele osob w tym chyba ja jak zobaczy oddzielny post lub dluga notke pod rozdzialem pisze raz na jakis czas np swietny lub uwielbiam to i czekam na nn dlatego mozesz zaczac robic sondy chociasz i tak wiele osob jest za leniwych by kliknac jeden przycisk ale no cuz. A teraz co do rozdzialu bardzo mi sie podoba pisz dalej chociaz widac ze nie lubisz piac takich scen a co do tego gdzie ma byc druga czesc intern to z jednej strony latwiej byloby jak by bylo na tym samym blogu ale jak bedziesz chciala zmienic nazwe to ladniej wyglada na drugim blogu
    Czesto mam tak ze w glowie mam idealny po prostu exstra komentarz a jak zaczne pisac to wychodzi takie chujostwo jak to
    Przeprqszam za bledy pisalam na telefonie

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy matka wszystko słyszała ? oby nie :D bo będą mieli przechlapane ^^ Nie dziwie się, że chciałby zawsze tak obchodzić urodziny :D Rozdział jak zawsze perfekcyjny <3 :*

    OdpowiedzUsuń