Typowo na mnie spóźniłam się na autobus, więc musiałam iść na pieszo. W sumie biec na pieszo, jak kto woli. Nigdy nie byłam sprinterką, i utrudniały mi to jeszcze wysokie szpile na platformie. No ale dla stażu musiałam się poświęcić. Pierwsze dobre wrażenie najważniejsze. Moim szefem miał być wielki Harry Styles, i równie wspaniały jego wspólnik, Zayn Malik. Mnie oni jedynie śmieszyli. Goście mieli 23 lata, a przynudzali na wytwornych imprezach i kolacjach z top modelkami. Myśleli, że są nie wiadomo kim. Od takich zawsze chciałam trzymać się z daleka, ale teraz tak jakby nie miałam wyjścia.
U szczytu zakrętu jednej z londyńskich ulic stał dumnie szary budynek z wielkimi oknami i szyldem
,,Styles&Malik International". Marzyłam żeby tu pracować, nawet jeśli musiałabym znosić tych wszystkich snobów. Pracował tu przecież Lou - nie byłabym sama. Zauważyłam właśnie jego sylwetkę nerwowo stąpającą przed drzwiami budynku.
- A moja Ami jak zwykle spóźniona! - zaczął rechotać patrząc jak nerwowo ściągam spódniczkę.
- Biegłam przez pół Londynu w tych pieprzonych butach! - wleciałam mu w ramiona. Pocałował mnie szybko w policzek i pociągnął do wejścia. Surowy wystrój wnętrza nie zachęcał żeby tu przebywać. Szare ściany, czarne kafelki na podłodze, drzwi do poszczególnych pomieszczeń również czarne. Gdzieniegdzie na ścianie widniał obraz, ale również w kolorystyce bieli i czerni. Przy jednym z wielkich okien stała roślina w szarej doniczce. Właściwie zielony kolor liści był jedynym wyróżniającym się.
- Cześć Katy! - krzyknął Louis do sekretarki. - prezesowie u siebie?
Szatynka kiwnęła głową uśmiechając się lekko.
- Louis, stój! Są u siebie ale stary Styles przyszedł, więc myślę, że lepiej będzie jak zaczekasz aż wyjdzie.- powiedziała szybko.
- Znowu będzie awantura? Dobrą porę wybrał. - mruknął Tomlinson.
Musicie wiedzieć, że wytwórnia została założona wieki temu (pewnie z 30 lat, ale ,,wieki temu" brzmi lepiej) przez ojców obecnych właścicieli. Des Styles i Yassar Malik byli wspólnikami. Starzejąc się chowali swoich synów, by przejęli firmę. Nagła choroba zmusiła ich do przekazania jej bardzo wcześnie. Niechętnie w sumie to zrobili. Nie wierzyli w synów. Ale tym czasem zmiana poszła na lepsze wytwórni. Rozwinęła się 3 razy szybciej niż u poprzedników. Ojcowie jednak chyba wciąż mieli pretensje. Skąd to wiem? Cóż, dość głośna afera na, powiedziałabym - cały świat, więc było i w telewizji, i w internecie, chcąc nie chcąc każdy o tym wiedział.
Byłam strasznie zestresowana. Lou widząc to uspokajająco położył dłoń między moje łopatki.
Nagle wśród krzyków otworzyły się drzwi w jednym z gabinetów. Wyszedł z nich postawny mężczyzna. Mógł mieć jakieś 50 lat. Był wysoki, i jednocześnie dość gruby. Ubrany był w jasny garnitur, i niezbyt pasującą do tego lawendową koszulę. Jego twarz była zaczerwieniona. Włosy, które całkiem już posiwiały były przerzedzone.
- Pamiętaj, synu, co ja ci mówiłem. Ty też, Zayn! - krzyknął na odchodnym nie zwracając uwagi ani na sekretarkę, ani na Lou, ani na mnie. Mój wzrok przeniósł się na drzwi. Odruchowo moje serce zabiło szybciej. Stojący w nich mężczyzna był chyba jeszcze wyższy niż ten, który wyszedł. Miał na sobie idealnie dopasowany, czarny garnitur, a czarna koszula była trochę rozpięta, i ukazywała fragment opalonego torsu. Widać było, że był postawny i dobrze zbudowany. Całości dopełniała twarz. Mocno zarysowana szczęka. Idealny kształt ust: były podłużne, ale i tak pełne i kształtne. Zielone oczy wpatrywały się w sekretarkę. Kasztanowe loki, odgarnięte niedbale do tyłu dodawały mu jeszcze uroku. Spojrzałam na Katy. Była cała czerwona. Czyli nie tylko na mnie tak dziwnie działał. Onieśmielał urodą.
- Panie Styles, przyprowadziłem panu kandydatkę na stażystkę, Amelie Evans. - uśmiechnął się Lou.
- Zapraszam do gabinetu. - zamarłam. Po pierwsze: głos. Głos który mógł chyba zabić. Niski, głęboki, ochrypły. Po drugie: dołeczki w policzkach, które pojawiły się przy nieznacznym uśmiechu.
Powoli się do niego zbliżyłam. Głuchy stukot moich obcasów był teraz chyba najbardziej drażniącym dźwiękiem na świecie. Przystanęłam.
- Panie przodem. - odezwał się uśmiechając półgębkiem. To nie było takie łatwe, bo stał w wąskich drzwiach, i gdybym chciała przejść, musiałabym zaryzykować mocnym otarciem się o niego. On jednak nie ustępował, tylko ze złośliwym uśmiechem wskazywał ręką wnętrze biura.
Przełknęłam ślinę.
Pewnym krokiem ruszyłam w stronę drzwi. Kurcząc się na tyle na ile to możliwe, zbliżyłam do siebie ramiona tak, że prawie się ze sobą stykały. Niestety bioder nie mogłam zwężyć, i to mnie zgubiło. Przechodząc mocno otarłam się o jego krocze. Dobrze, był przystojny. Ale ocieranie się o niego nie było moim marzeniem. Kątem oka widziałam jak odchyla głowę, udając, że patrzy na framugę drzwi, wysyłając porozumiewawcze spojrzenie do mulata, który siedział na blacie burka. To był pewnie Zayn.
- No więc - zaczął Styles zamykając drzwi. - przejrzeliśmy pani CV, i muszę powiedzieć że jestem pod wrażeniem, i...
- Proszę usiąść. - przerwał mu Zayn widząc moje wahania. Usiadłam sztywno na jednym z foteli.
Gabinet również był surowym wnętrzem. Męski wystrój z klasą. Unosił się w powietrzu intensywny zapach whisky i drogich, męskich perfum.
- Że jestem pod wrażeniem, i z wielką chęcią przyjmiemy panią na staż. Podpiszemy umowę na razie na 3 miesiące, a potem.. kto wie? - kontynuował Styles. Z każdym jego słowem miałam co raz większą ochotę zacząć skakać. Staż w takiej firmie? Marzenie milionów!
- Jedno mnie tylko zastanawia. - powiedział nagle Malik przeszywając mnie uważnym wzrokiem. - Dla czego przerwała pani nagle naukę w Wolverhampton?
- Cóż..ja... - zawahałam się. Nie będę mu się zwierzać o tym, że byłam dręczona przez pewnego dupka, prawda? - z przyczyn osobistych. Z resztą w Londynie są większe szanse na pracę.
Pokiwał tylko głową.
Styles pochylił się nad biurkiem tak, że czułam jego oddech, zmieszany z alkoholem.
- Musi pani tylko wiedzieć parę rzeczy. Przede wszystkim, od wszystkich pracowników wymagamy rzetelności i przykładania się do zadań. - mówiąc to patrzył w moje oczy. Zieleń okalająca jego źrenice była tak żywa, piękna.
- Często kontrolujemy ich, i przebywamy z nimi kiedy są w pracy. Utrzymujemy przez to... - odchrząknął.- bliskie stosunki.
- I kolejna sprawa... - kontynuował delikatnie zbliżając palce do moich skroni, co wywołało u mnie silne dreszcze i mrowienie w tym miejscu. - jak już pewnie pani zauważyła, pan Tomlinson nie przychodzi w eleganckim stroju do pracy. Ma być po prostu na luzie. - mówiąc to delikatnie przeczesywał moje włosy.
- C-co pan robi? - zdołałam wydusić.
Uśmiechnął się.
- Jeśli pani sobie nie życzy, przestanę. - wychrypiał.
- Nie życzę sobie. - powiedziałam otrząsając się, i odgarniając włosy włosy za ucho. W jednym momencie widziałam jakby zdziwienie na twarzy Styles'a i Malik'a.
- Dobrze, a więc jutro zaczyna pani pracę. O 8.00 niech pani będzie już w studiu. Któryś z nas przyjdzie i zobaczy, jak pani sobie radzi pod okiem pana Tomlinson'a. - powiedział rozbawiony nie wiem przez co Malik.
- Dobrze, dowidzenia. - odchrząknęłam tylko i wstałam z fotela.
Podążyłam do drzwi, ale Styles uprzedził mnie i otworzył drzwi. Stanął w nich tak samo, jak za pierwszym razem. Kiedy przeciskałam się obok niego jak najbardziej jak to możliwe nabierając biodrem na framugę od drzwi, szepnął ledwie słyszalnie:
- Ja zawsze dostaję to, czego chcę, pani Evans.
Harry's pov.
- Nie gadaj, że się zabujałeś! - krzyknął Malik gdy tylko zatrzasnąłem drzwi.
- Ja? Stary! - zacząłem się śmiać. - pociąga mnie i tyle. Jest dla mnie za mało śmiała, chociaż to jak się postawiła... Niee, i tak nie jest w moim typie.
- Czyli będzie szybki numerek? - spytał przyjaciel. Znał mnie na wylot.
- Powiedzmy. Na pewno żaden związek. Ale muszę ją zaliczyć, po prostu nie wiem czemu ale czuję dziwną desperacją. Jedna noc, i zostawiam ją w spokoju. - odparłem wypijając resztki whisky.
- Może być ciężko. To chyba pierwsza która nie chciała, żebyś jej dotykał. - zaśmiał się Zayn.
- Dam radę, mnie... - przerwał mi dzwonek mojego telefonu. - Halo?
Głos jednej z moich kochanek rozbrzmiał w słuchawce.
- Mmm, oczywiście kotku. Ale załóż to, co lubię. Będę po 20. - obserwowałem jak Malik kręci głową.
Gdy skończyłem połączenie, nie mógł się powstrzymać od komentarza.
- Która to? Taylor, Caroline, Kendall, Alice czy Susan?
- Tak się składa, że Samantha. - roześmiałem się, widząc jak jego oczy się rozszerzają.
- 6 frontów? Stary! - zaczął się śmiać.
- Muszę zaspokajać potrzeby! - odchrząknąłem, i zaczęliśmy się śmiać.
Haha dobre;D już lecę czytać mn rozdziały.
OdpowiedzUsuńTo jest praktycznie przepisywanie opowiadania "Lost"...
OdpowiedzUsuń