Harry's pov.
- Masz tutaj jeszcze te papiery od Smiths'a. - powiedział Zayn kładąc kolejną tonę papieru na biurko.
Jęknąłem odchylając głowę do tyłu.
- Stary, w sumie, to zastanawiam się, czemu ja zawsze wszystko podpisuję. Ty kontrolujesz pracowników, a ja siedzę i korzenie tu zapuszczam. - zaśmiałem się składając kolejny podpis na dokumencie.
- Bez przesady. Jak tam u Samanthy? - mówiąc to wziął część kartek i usiadł za swoim biurkiem również je podpisując.
- Mmm, do teraz nie mogę się pozbierać.
- Drew przyniosła te papiery? - spytałem wspominając wczoraj swoją rozdygotaną pracownicę.
- Jeszcze nie.
- Pójdę do niej. - powiedziałem, i na odchodnym dodałem: - i odwiedzę naszą nową stażystkę.
Malik zaśmiał się.
- Harry... - zrobił tu małą przerwę. - Nie skontroluj jej za bardzo, bo wygląda jednak na dziewicę.
Zaśmiałem się i wyszedłem z gabinetu.
- Dzień dobry, Katherine! - krzyknąłem do sekretarki, która na mój widok się zaczerwieniła. - Drew jest w pracy?
- Tak, panie prezesie. - odparła cichym głosem i patrzyła się wciąż na mnie.
Kiwnąłem głową i udałem się w stronę odpowiednich drzwi. Przechodząc obok studia nagrań, usłyszałem śmiechy. Zdecydowanie muszę tam wejść. Na początku chciałem iść najpierw odebrać obiecane dokumenty, ale coś mnie tknęło, gdy usłyszałem damski śmiech. To musiał być śmiech Amelie Evans, żadna inna kobieta tam nie pracowała. Nacisnąłem pewnie na klamkę.
Amelie's pov.
Właśnie dusiłam się ze śmiechu, bo Louis pomylił klawisze i zmienił całą piosenkę, którą będzie musiał zaczynać od nowa, kiedy do studia wszedł Styles.
- Dzień dobry, jak się pracuje? - uśmiechnął się szeroko podchodząc do mnie.
Wyglądał tak samo zniewalająco jak wczoraj. Zamiast czarnej koszuli miał dzisiaj białą, rozpiętą dość głęboko. Nie miał marynarki, jedynie czarne spodnie od garnituru.
- Mamy... - zachichotałam widząc wahanie Lou. - malutkie problemy, ale zaraz je naprawię.
- Co się stało? - spytał jakby czytając w myślach.
- Nic, po prostu przez pomyłkę przyciszyłem wokal, i zgłośniłem podkład, ale mam samo demo piosenki, więc to naprawię. - powiedział Tomlinson przeczesując włosy.
- Może pomogę? - mówiąc to pewnie podszedł do konsoli i zaczął przesuwać poszczególne guziki. Obserwowałam skupienie na jego twarzy. Widziałam, że się uśmiecha, kątem oka patrząc na mnie, na co ja szybko odwróciłam wzrok.
- Myślę, że może wyręczę pana na kilka dni. - powiedział odwracając się do nas. - Niech pan sobie nic złego nie pomyśli, po prostu przez miesiąc zostaje już pan po godzinach, i należy się panu odpoczynek.
- No nie wiem.. - mój przyjaciel się zawahał. - Nie wiem czy Amelie da sobie radę, nie chciałbym jej zostawiać...
- Ja jej wszystko pokarzę. Ostatecznie przecież też się na tym znam. - uważnie mnie obserwował. - z resztą to będzie świetna okazja do zapoznania się, z wszystkimi pracownikami chcemy przecież mieć dobry kontakt.
Spojrzałam na Lou. Wieczorem ostrzegał mnie, przed Styles'em. Nie chciał mnie z nim zostawiać.
- Oh, panie Tomlinson, nie zrobię pana partnerce nic złego. - zaśmiał się. - Po prostu chcę trochę popracować. Mam dość siedzenia w gabinecie.
- Nie jesteśmy razem. - Louis zrobił przerwę, a potem kontynuował. - Na pewno, Amelie dasz sobie radę?
Kiwnęłam głową. W sumie co miałam zrobić? Powiedzieć ,,Oh nie, Louis, boję się z nim zostać, jest czarująco przystojny, druzgocze mnie swoim urokiem a nie chcę być jego kolejna panienką"? To głupie.
- To świetnie. - na twarzy Styles'a pojawił się złośliwy uśmiech. - zaczniemy pracę za chwilę. Pan niech się nacieszy urlopem.
Jakąś godzinę później siedziałam na wysokim krześle i przyglądałam się pracy mojego szefa.
- No dobrze, więc teraz puszczę pani ten utwór. Proszę, by po skończeniu powiedziała mi pani, co w nim jest nie tak. - powiedział podając mi słuchawki.
Kiwnęłam głową. On chyba zrobił to specjalnie. W tle były wyraźne jęki, jakby za ścianą jakaś niewyżyta para się pieprzyła.
Kolejny raz przygryzłam wargę. To tylko kilka dni. Zdjęłam słuchawki.
- No więc słychać....- zacięłam się. - hałas.
Słychać hałas. Mądrze, bardzo mądrze pani Evans.
Powoli przemieścił się tak, że opierając się o konsolę prawie mnie do niej przygniatał od tyłu.
- Aa...jakiego rodzaju, jest ten hałas? - wymruczał mi do ucha. Odskoczyłabym, gdybym tylko miała gdzie.
- Cóż... są jakieś krzyki i...
- I co?
- I... jęki. - wydusiłam ostatnie słowo. Usłyszałam jego gardłowy śmiech.
- Bardzo dobrze. - chciał powiedzieć coś jeszcze, ale rozbrzmiał sygnał jego telefonu. - przepraszam na chwilę.
Wyszedł.
Opadłam na fotel. Co za idiota! Myśli, że zaciągnie mnie do łóżka? Chyba w jego cholernych snach.
Nagle drzwi otworzyły się.
- Niestety muszę iść. Nagła sprawa. Ale niech się pani nie martwi, dokończymy to, co zacząłem.
Gdy wyszedł sięgnęłam roztrzęsionymi rękami po tabletki. Zażyłam całą garść. Wiem, że to nielegalne. Ale ja nie mogę. Myślałam, że w Londynie moje życie się polepszy. Za szybko się denerwuje. Ręce mi się trzęsły. Wiedziałam, że nikt nie może o tym wiedzieć, a tu w każdej chwili może ktoś wejść, ale musiałam. Czułam, jak krew w moich żyłach nie pulsuje już tak mocno. O wiele lepiej. Oparłam się o ścianę uspokajając oddech. Zamknęłam oczy i przez chwilę byłam w pewnego rodzaju błogostanie. Otworzyłam oczy. Czarne, metalowe drzwi były zamknięte. Ale oparty o nie, spokojnie się temu przyglądając stał mój szef. Jego twarz nie wyrażała nic. Zielona głębia oczu wpatrywała się we mnie.
- Wie pani, co powinienem teraz zrobić? - spytał spokojnie.
Spuściłam głowę, a z moich oczu poleciały łzy. Stracę teraz wszystko. Wrócę do Wolverhampton z mianem narkomanki. Bez perspektyw, bez nadziei.
Zrobił dwa, duże kroki i już był przy mnie.
- Na prawdę, szkoda by było, gdyby taki talent się marnował. - delikatnie zaczął jeździć opuszkami palców po mojej szyi. Jego dotyk rozpalał we mnie ogień.
- Ale mogę nie zawiadomić policji. - wplótł palce w moje włosy. - nikt się o tym nie dowie. Ale pani...
- T-tak? - spytałam przestraszona.
- Będzie pani robić, co będę chciał. - skamieniałam. Co ja mam zrobić? Nie mogę stracić studiów i pracy. Nie mogę zawieść rodziców i Lou. Nie mogę...
- Jeśli będę chciał pójść z panią na kolację, zgodzi się pani. Tak samo we wszelkich innych przypadkach. A nasza umówa skończy się i tak jednym. Dobrze pani wie, o czym mówię. - Każde jego słowo wypalało jakby dziurę w moim sercu. Nie pójdę z nim do łóżka!
Zaczęłam płakać. Nie mam wyjścia.
Kiwnęłam głową, a mój płacz stał się głośniejszy.
No i się zacznie :3
OdpowiedzUsuńSuper tłumaczysz :***
o boze hahahahaha
OdpowiedzUsuńchory Styles :D