sobota, 15 lutego 2014

Rozdział 7

Harry's pov.
- Idę na chwilę do łazienki. - uśmiechnęła się do Dylana , który był w nią wpatrzony jak w świętość.
Poprawiła sukienkę i wyszła cicho zamykając za sobą drzwi. Siedziałem na łóżku i patrzyłem, jak bawi się z moim bratem. Była szczęśliwa, i na prawdę się śmiała.
- Ona jest super! I jest piękna! - krzyknął Dylan i zaczął biegać po pokoju bawiąc się samolotem.
- Obawiam się, młody, że troszeczkę dla ciebie za stara. - zaśmiałem się.
- Ile ona ma właściwie lat? - spytał wskakując na moje kolana, mocno przy tym obijając moje krocze. Syknąłem z bólu, ale mój brat to zignorował.
- 20. - wysapałem.
- To dla ciebie jest za młoda. Ty jesteś stary! - krzyknął czochrając jeszcze bardziej moje włosy.
- Stary?! Mam 23 lata! - zaśmiałem się. - I my wcale ze sobą nie chodzimy. Z resztą wątpię, żeby to były tematy dla ciebie.
Wytknął mi w żartach język, ale potem i tak mocno mnie przytulił.
- Dla czego mnie tu zostawiłeś samego? - spytał już mniej radośnie. - Dla czego ty i Gemma mnie zostawiliście?
- Jak to zostawiliśmy? - byłem trochę zdezorientowany. - Przecież są rodzice.
- No ale... oni zawsze są poważni. Mama próbuje trochę się ze mną bawić, ale nie ma czasu, a tata ciągle krzyczy, jak dostaję gorszą ocenę. Ciągle każe mi się uczyć. Chciałem kiedyś wyjść z kolegami pograć w piłkę, ale on powiedział że mają nie przychodzić. Więc jestem sam. Tęsknię za wami... - jego głos był cichy.
Wiedziałem, że to co powiedział jest prawdą. Dla ojca zawsze na pierwszym miejscu była wytwórnia, a co za tym idzie też poziom nauki jego dzieci, żeby mogły ją przejąć. Matka nigdy nie miała nic do powiedzenia. Mając 16 lat chciałem iść do X-Factora. Kochałem śpiewać, ale on mi nie pozwolił. Wyprowadziłem się do Gemmy, która miała 18 lat. Dylan miał wtedy tylko 3 lata, więc nie przejmował się niczym. Moja siostra zupełnie odcięła się od rodziców. Ja musiałem się z nim i użerać przez tą wytwórnię, ale przyjeżdżałem do nich bardzo rzadko, jedynie czasem po Dylana żeby zabrać go na kilka dni.
- Harry... - zaczął mój brat. - będziesz przyjeżdżał częściej,  z Amelie?
- Dylan, tylko widzisz... - westchnąłem. - to nie jest takie łatwe. Mam pełno roboty, a Amelie... ona tak na prawdę mnie nienawidzi. My tylko udajemy.
- Czyli ty też jej nie lubisz? - zadał mi ciężkie pytanie. Amelie to tylko moja kolejna zdobycz, prawda?
- Harry! Jest tu Amelie? - krzyknął Zayn który nagle wpadł do pokoju.
- Nie, poszła do łazienki, coś się stało? - spytałem zaskoczony. Dylan niespokojnie poruszył się na moich kolanach, jakby wyczuł że coś się dzieje.
- Nie wiem! Nagle ktoś zaczął krzyczeć, że w ogrodzie jest facet w kominiarce, a potem że w łazience...  leży kobieta. - dokończył patrząc na Dylana, który był cały przestraszony.
- Cholera ona poszła do łazienki! - krzyknąłem i poderwałem się z chłopcem na rękach. Czułem się dziwnie. Serce chciało mi wyskoczyć z piersi, a do oczu cisnęły się łzy. Jej nie mogło się nic stać!
Zayn pobiegł przodem a ja zaraz za nim. Panowało zamieszanie, a ochrona nie chciała nikogo wpuścić do łazienki.
- Dylan, zostań tu, zaraz wrócę. - powiedziałem odstawiając go na ziemię. Razem z Zaynem zaczęliśmy przebijać się przez tłum zgromadzonych w jednym miejscu gości.
Gdy miałem już wbiec do łazienki zatrzymał mnie masywny ochroniarz moich rodziców, Dan. W tej chwili zastanawiałem się tylko, że trzeba definitywnie zmienić ochronę bo ta jest beznadziejna. Wiedziałem, że jeśli skrzywdzono Amelie, ja skrzywdzę tego kto to zrobił. Nie wiem czemu. Impuls. Ręce mi się trzęsły.
Martwiłem się, bo nie chciałem stracić świetnej pracownicy prawda? Co się ze mną dzieje?
Odszedłem od drzwi. Nie dostanę się tam. W tłumie mignęła mi czerwona sukienka.
- Amelie! - wyszeptałem i pobiegłem za postacią nie zważając na innych ludzi.
Kobieta schyliła się i przytuliła płaczącego Dylana. To na pewno ona. Czułem tak ogromną ulgę...
- Ami! - krzyknąłem do niej na co się odwróciła.
Podbiegłem i mocno ją przytuliłem. Bardzo mocno. To tylko relacja szefa z pracownicą, która jest dla niego tylko kolejnym celem...
- Harry...co tam się stało? - spytała lekko przestraszona odsuwając się ode mnie.
- Nie wiem... - spojrzałem na mojego brata, który kurczowo trzymał się jej sukienki. - później pogadamy, na razie jedźmy stąd, Dyl chyba się za bardzo przejął. - szepnąłem jej do ucha. Kiwnęła głową. Wziąłem go na ręce i poszliśmy do jego pokoju.
- To co? Pakuj ubrania i jedziemy! - próbowałem być wesoły, chociaż nadal byłem roztrzęsiony i zdezorientowany tym co się stało. Nadal mimo wszystko nie wiedziałem, kim jest poraniona kobieta.
- A ty Amelie mieszkasz z Harry'm? - spytał ocierając ostatnie łzy.
- Nie. - uśmiechnęła się do niego.
- Dla czego? - spytał zawiedziony.
- Już ci mówiłem młody. My nie jesteśmy razem. - powiedziałem.
Po tym nie zadawał więcej pytań. Zaczął się śmiać, żartować. Dopiero w samochodzie zadał pytanie, na które ciężko było odpowiedzieć. Mianowicie zapytał, czy Amelie może na tą noc zostać z nami.
Wiedziałem, że się nie zgodzi. Widziałem, jak przejęła się tym że Dylan płacze, więc z drugiej strony ciężko jej będzie zaprzeczyć.

Skończyło się jednak tym, że się nie zgodziła. Perspektywa zostania na noc w MOIM domu była dla niej chyba zbyt przerażająca.


Amelie's pov.
Gdy weszłam do domu mając nadzieję na to, że Louis śpi ujrzałam właśnie jego, opierającego się o ścianę z grobową twarzą.
- Mów. Wszystko. Od początku. Teraz. - powiedział surowo.
- Louis... on po prostu zaprosił mnie na kolację, bo chciał pogratulować tego, że dobrze sobie radzę. - uśmiechnęłam się. Nienawidzę kłamać... - Mogę dzisiaj spać z tobą?
Dla nas normalne było, że śpimy razem, przytulamy się czy trzymamy za ręce, mimo że Lou był zajęty. Eleanor, czyli jego dziewczyna dobrze wiedziała, że ja nigdy nie mogłabym być z Tomlinsonem, bo traktowałam go od zawsze jak brata.

*tydzień później*
- Jestem, przepraszam ale ledwo zdążyłam na autobus! - zaśmiałam się szybko ściągając płaszcz i siadając przy stoliku. Niall poprosił o spotkanie, na które jak zwykle ledwo zdążyłam.
- Nic się nie stało. - uśmiechnął się i mnie przytulił.
- Coś się stało, że nie przyszedłeś do mnie i Lou do domu? - spytałam uważnie na niego patrząc.
- Tak... Wyjeżdżam i... - zawahał się. - szybko nie wrócę do Londynu.
Ta wiadomość była bolesnym ciosem. Niall zawsze był gotowy mi pomóc, i po prostu go potrzebowałam. Zawsze jak byłam smutna siadał obok z gitarą, przygrywał i rozmawialiśmy. Zarażał mnie swoim śmiechem.
Poznaliśmy się w liceum, kiedy byłam zagubiona i nie miałam się gdzie podziać. To on poznał mnie z Louis'em, który można powiedzieć, że mnie przygarnął.
- Ale... gdzie? Czemu? Kiedy? - było mi ciężko. Bardzo, bardzo ciężko.
- Powoli. - westchnął. Wesoły Niall gdzieś zniknął. - Wyjeżdżam do domu, do Irlandii. Moja matka zachorowała i muszę się nią zająć. Za 2 dni mam samolot. Ale mam propozycję...
Spojrzałam się na niego uważnie. Widziałam, że głęboko się nad czymś zastanawiał i jakby bił się z myślami.
- Może... pojechałabyś tam ze mną? - spytał a jego wzrok powędrował na mnie.
- Umm... Niall... - zawahałam się. - Nie mogę. Kończę studia, mam pracę... nie mogę teraz tego zostawić...przepraszam.
Zacisnął wargi, próbował się uśmiechnąć. Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale dopiero teraz zauważyłam że przy oddalonym od nas stoliku siedzi nie kto inny jak mój szef, wpatrzony w siedzącą obok niego blondynkę.
Starałam się to zignorować, ale w pewnym momencie nasze spojrzenia się spotkały. Harry posyłał groźne spojrzenie i wymownie patrzył się na siedzącego na przeciwko mnie blondyna. Dopiero gdy kobieta obok niego coś do niego powiedziała odwrócił się.
- Coś się stało? - spytał nieświadomy Niall przerywając swoją opowieść. No tak, siedział tyłem do Styles'a.
- Nic nic, po prostu... muszę na chwilkę do łazienki. Zaraz wracam. - posłałam mu uśmiech i podążyłam
do bocznych drzwi. W toalecie było chłodno, cicho i kojąco. Nagle drzwi otworzyły się, a ja w lustrze zobaczyłam, kto wszedł do pomieszczenia.
- Mówiłem ci, że nie masz mieć żadnego innego faceta po za mną. - powiedział bez jakichkolwiek uczuć.
- To jest damska toaleta. - odparłam nie odwracając się.
Westchnął i podszedł niemal bezszelestnie do mnie.
- Masz mnie szanować. - warknął lekko ściskając moje ramię.
Próbował chyba być groźny. Nie udało mu się, bo z jakiegoś powodu w ogóle się go nie bałam.
- Ale ty nie szanujesz mnie. - powiedziałam nadal zachowując spokój. Widziałam w odbiciu lustra jego zdezorientowaną minę.
- Dla czego tak uważasz? I do jasnej cholery obróć się do mnie! - powiedział jeszcze bardziej surowo.
Pokręciłam głową.
- Wiesz dla czego? Traktujesz mnie jak swoją własność. Ja nie mogę spotkać się z jakimś facetem. Ty w tym czasie możesz się pieprzyć z którąś ze swoich kochanek. Nie pytasz mnie o zdanie. I wiesz co? - tu zrobiłam chwilę przerwy. Wiem, że to złe wyjście. Ale druga opcja też jest zła. Co mam do stracenia? - Mam w dupie naszą umowę. Nie dam rady tak dłużej. Nie chcę. Proszę, donieś na mnie do rektora. Zwolnij mnie. Donieś na policję. Zrób co chcesz, ja już po prostu mam tego dosyć, Harry.
Jakoś nie czułam się lepiej gdy to wszystko wykrzyczałam. Odsunął się ode mnie. Wyglądał na wstrząśniętego. Wybiegłam z łazienki, rzuciłam czekającemu Horan'owi, że bardzo źle się czuję i opuściłam restaurację.
Na prawdę mam dość. Zerwałam umowę, więc jutro zostanę wyrzucona z uczelni, a policja wkroczy do mojego mieszkania. Znowu kierował mną dziwny impuls, żeby po prostu skończyć wszystko. Wyjście głupie, bez sensowne, a jednocześnie takie... rozwiązujące wszystkie problemy...
_________________________________________________________________________
Mam nadzieję, że się nie obraziliście na mnie!
Miałam po prostu nagły wyjazd poza kraj, i nie miałam szans pisać.
Wchodzę po tych kilku dniach tutaj i....

WOW! 65 wyświetleń i 5 komentarzy, pod ostatnim rozdziałem!

MASSIVE, MASSIVE THANK YOU!

 

 



2 komentarze:

  1. Dziękuję, że przetłumaczyłaś. Już sie o Ciebie martwiłam :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie mogłam się doczekać kolejnego rozdziału i miałam rację, bo robi się coraz bardziej ciekawie.:-D

    OdpowiedzUsuń