- Wiedziałem, że ta sukienka jest stworzona dla ciebie. - powiedział i delikatnie przygryzł płatek mojego ucha. Wzdrygnęłam się. Pachniał drogimi, męskimi perfumami.
Splótł nasze palce i poprowadził do samochodu. Louis uważnie obserwował nas przez okno. Jak wrócę, będę miała przesłuchanie. Tylko co do cholery mam mu powiedzieć?
W jego oczach wygląda to pewnie jakbyśmy byli razem.
- Po imprezie pojedziesz ze mną do mnie? - spytał nagle.
- Umm.. jutro muszę iść do pracy i...
- Jutro masz wolne. - przerwał mi. No tak. Zapomniałam, że rozmawiam z własnym szefem. - więc?
- Jak ja się wytłumaczę Louisowi? Widział, że wychodzę z pa...z tobą... Jak mam mu to wytłumaczyć? Wiesz co by się działo, gdybym nie wróciła na noc po spotkaniu z tobą? To by znaczyło tylko jedno...
- Czy to źle? I tak wkrótce to zrobimy, kochanie. - uśmiechnął się. - będziesz mnie błagać.
- Harry nie pójdę z tobą do łóżka. - Dla czego byłam takim tchórzem? Dla czego nie mogłam powiedzieć nic więcej? Wyznać mu to wszystko, co mnie dręczy. Że jest cholernie przystojny, okropnie mnie wkurza i go nienawidzę, ale mimo to, gdy widzę go z inną kobietą to mnie boli? Chciałabym się od niego uwolnić...
W odpowiedzi tylko zaśmiał się pod nosem.
Wjechaliśmy na najbogatszą dzielnicę Londynu. Tu mieszkały same gwiazdy albo właściciele gigantycznych firm. Czułam się jakby w innym świecie. Każdy dom był nowoczesny, ogrody były wymyślnie zaprojektowane. Niektóre domy schowane były za gigantycznymi murami i bramami wysokości samego domu. Rozszerzyłam oczy. Podświetlone baseny, jacuzzi, gigantyczne tarasy...
Przy niektórych domach stali też szoferzy.
Harry zatrzymał się przed jedną z większych bram, przy których stał właśnie jeden z szoferów.
Styles otworzył samochodowe okno.
- John! - uśmiechnął się do siwego mężczyzny z wąsem.
- Witaj, Harry. - szofer odwzajemnił uśmiech. - masz śliczną dziewczynę. - przeniósł wzrok na mnie na co się zaczerwieniłam, i odpowiedziałam ciche ,,dziękuję".
Mężczyzna nacisnął guzik i brama automatycznie się otworzyła. Harry mu pomachał. Musieli znać się od dawna. Skupiłam swoją uwagę na budynku.
Miał tylko jedno piętro, ale był ogromny. Śnieżnobiałe ściany zdobił w niektórych miejscach bluszcz. Niektóre z nich były też przeszklone, i widziałam przez nie wytwornych gości pijących szampana, i krążących w okół nich kelnerów.
Ogród był zadbany i wszystko starannie zaplanowane. To był pałac...
- Wiem, że pewnie będziesz się tu nudzić. Przyznam Ci się, że ja też. Bogaci ludzie są nudni, i gadają tylko o pieniądzach. - powiedział nagle.
- Harry czasem mówisz tak, jakbyś ty w ogóle nie był bogaty i nie był tym, kim jesteś. Nie rozumiem cię.- zaśmiałam się patrząc nadal na te wszystkie cuda. Jechaliśmy wzdłuż jakiegoś mini - lasku. Harry chciał chyba zaparkować z tyłu domu.
Po drodze na trawniku mijaliśmy same bogate samochody gości.
- Bo w pewnym sensie taki nie jestem. Nie chciałem tej firmy. Miałem inne plany, ale ojciec mi kazał. Ci ludzie dążą do powiększania kupy pieniędzy. Mi to jest obojętne. -odparł spokojnie.
Zaparkował na uboczu ogromnego ogrodu. Właściwie to był sam parking. Za drzewami prześwitywała altana i podświetlona fontanna, więc ten teren musi być ogromny. Zauważyłam chłopca biegnącego w stronę samochodu Harry'ego. Gdy Styles wysiadł ten rzucił się na niego. Chwilę później wziął chłopca na ręce i zaczął nim okręcać w powietrzu. Mały miał może 10 lat. Takie same jak Harry zielone oczy i brązowe włosy, z tym wyjątkiem, że były proste. Miał ten sam uśmiech.
Styles spojrzał na mnie i podszedł szybko do moich drzwi. Otworzył je i podał rękę, żebym mogła wysiąść.
- Dylan, to jest Amelie. - powiedział Harry obejmując mnie wolnym ramieniem.
- Dzień dobry proszę pani. - powiedział uprzejmie chłopiec.
- Taka stara jestem, żebyś mówił mi pani? Jestem Amelie. - uśmiechnęłam się. W oku Harry'ego pojawił się dziwny błysk, i jeszcze mocniej przycisnął mnie do siebie. Szliśmy w stronę domu.
- Ja Dylan. - obdarzył mnie uśmiechem, tym samym jaki ma Harry. - Jesteś jego żoną?
Starałam się stłumić śmiech, ale Harry nie zadawał sobie trudności.
- Oj młody, przystopuj! Amelie to jest... moja przyjaciółka. - powiedział klepiąc Dylana po głowie.
- Żeby było oficjalnie, to jest mój młodszy brat. - powiedział z dumą Styles. - No, młody, to teraz leć zająć się gośćmi, dzisiaj zabieram cię do siebie.
Opuścił brata na ziemię. Harry promieniał, śmiał się. Szkoda, że zawsze taki nie jest.
- Taaak! Będziemy oglądać filmy? Będzie pop corn? - Dylan zaczął skakać.
- No jasne! A teraz leć, muszę pogadać z Amelie.
- Jasne, całujcie się ile chcecie. - zanim Harry zdążył zaprzeczyć, chłopiec zniknął gdzieś w nowoczesnym wnętrzu domu.
- Nie wiedziałam, że masz rodzeństwo. - zaśmiałam się.
- Taa... mam jeszcze starszą siostrę, ale jej tu dzisiaj nie ma. Odcięła się od ojca i zaczęła żyć na własną rękę. Ja byłem bardziej leniwy, i zostałem przy majątku. - odparł drapiąc się w tył szyi.
Zapanowała cisza. Nagle pociągnął mnie za rękę i znaleźliśmy się w jakiejś podświetlanej altanie.
- Mogę cię pocałować? Dzisiaj będę musiał powstrzymać się od nocnego seksu, bo nie mogę brata zaniedbywać, więc... - nie czekając na odpowiedź wpił się w moje usta. Jego język masował moje wargi.
Jedyne co mi teraz przeszkadzało to to, że całuje mnie tylko dla tego, że nie może dziś spotkać się z którąś ze swoich kochanek. Chociaż... dla czego tak się tym przejmuję?
- Chcę ci tylko powiedzieć, że ci ludzie potrafią być... chamscy, idiotyczni... po prostu bądź na to gotowa. Mój ojciec też nie jest normalny. - powiedział chcąc spleść nasze palce razem, ale mu nie pozwoliłam. Nie skomentował, po prostu objął mnie ramieniem.
Goście przerażali swoim chłodem, wytwornością. Wszyscy mieli tu powyżej 40-stki, i rozmawiali o czysto finansowych sprawach. Dyskutowali na temat kosztu lampy wiszącej w jadalni, czy obrazu w salonie. Harry poprowadził mnie w stronę pary do której ciągle podchodzili goście. Mężczyzna, którego widziałam już raz w wytwórni był wysoki i postawny. Przerzedzone włosy wyraźnie już siwiały, a szare oczy nie miały już blasku. Wyraz jego twarzy był srogi. Obok niego stała również wysoka kobieta o czarnych włosach, zielonych oczach i tym samym powalającym uśmiechu co Harry i Dylan. Oboje mieli koło pięćdziesiątki.
- Mamo, tato.. - zaczął Harry. A więc to są jego rodzice... - to jest Amelie Evans, moja przyjaciółka.
Miałam zamiar podać rękę, czy się przywitać, ale jego ojciec uprzedził mnie swoim komentarzem.
- Kolejna? Ile już ich masz? - spytał, a jego krytyczny i zimny wzrok spoczął na mnie.
- Och, przestań Des! - skarciła go cicho matka Harry'ego. - miło cię poznać, kochanie. - posłała mi życzliwy uśmiech. Ku mojemu zaskoczeniu mocno mnie przytuliła, to samo zrobiła potem z Harry'm.
Styles i jego ojciec wymienili obojętne uściski dłoni.
- Zabieram dzisiaj Dylana do siebie, dobrze? - spytał Harry mocniej przyciskając mnie do siebie.
- Nie wiem, czy chcę go narażać na widoki, o których nie powinien wiedzieć. - powiedział chłodno mężczyzna, a jego wzrok znów spoczął na mnie. Myślałam, że gorszej osoby od Harry'ego nie można znaleźć. A jednak.
- Tato, proszę przestań. To moja przyjaciółka. Nie mieszkamy razem. - tu na chwilę przerwał, rozejrzał się i delikatnie przybliżył. Kontynuował ściszonym tonem. - I do jasnej cholery, czy możesz chociaż na tej pieprzonej imprezie przestać?
Czułam, że jest spięty. Wiedziałam, że był wkurzony. Emocje, które mną kierowały kazały mi przenieść rękę na jego plecy, delikatnie zataczając na nich koła, żeby chociaż trochę go wesprzeć.
Drgnął, ale dalej kontynuował już spokojnie.
- Przywiozę go za kilka dni. Mam chwilowo wolne w pracy i...
- I znowu nie pracujesz? Czy ty chcesz, żeby ta wytwórnia padła!? - jego ojciec był wściekły. Harry starał się wypełniać obowiązki jak najlepiej, firma miała wysokie obroty, a starszy Styles traktował go, jakby zupełnie nie miał pojęcia o pracy.
- Des, przesadziłeś. Idziemy do gości. Przepraszam cię, synku, i ciebie, Amelie. - mruknęła jego matka i odeszli.
- Nie wiedziałam, że może być ktoś gorszy od ciebie! - zaśmiałam się, na co jego twarz się rozjaśniła.
- Czyli uważasz, że nie jestem już taki najgorszy? To dobra droga, skarbie. Chodź tańczyć. - odparł i poprowadził mnie na parkiet, ale zobaczyliśmy Zayn'a, więc nasze plany się zmieniły.
Usiedliśmy przy stoliku i rozmawialiśmy przez jakieś pół godziny. Perrie, dziewczyna Zayna nie mogła przyjść, bo była w trasie.
- Proszę o uwagę. - ojciec Harry'ego i jakiś drugi mężczyzna do którego podobny był Zayn (prościej mówiąc najprawdopodobniej sam Yassar Malik) wstali z kieliszkami w rękach. - 30 lat temu założyliśmy wytwórnię. Na początku myśleliśmy, że będzie to niewypał, ale dzięki wam udało się! Mamy nadzieję, że Styles&Malik International będzie istniało jeszcze przez długi czas. Obecnie nasi synowie, Harry i Zayn pełnią obowiązki i spisują się bardzo dobrze. Jesteśmy wam wdzięczni, a teraz świętujmy!
Do naszrgo stolika zaczęli podchodzić różni ludzie i gratulować Stylesowi i Malikowi. Chciało mi się śmiać z ich męczeńskich min.
- Stary, obiecaj, że nigdy coś takiego nie wpadnie ci do głowy. - szepnął Harry do Zayn'a gdy tłum odszedł.
- Nigdy, przenigdy. Chodź tańczyć, Amelie, muszę się wyluzować. - odparł zachrypłym głosem Harry.
Kołysaliśmy się w rytm wolnej muzyki. Byliśmy właściwie wtuleni, co nie było dla mnie zbyt komfortowe.
Przypadkowo dość mocno otarłam się biodrem o jego krocze, co spowodowało u niego zadowolone mruknięcie. Jego ręce zaczęły błądzić po moich pośladkach. Starałam się je odpychać, ale w końcu nie dałam rady. Przesunęliśmy się w pusty kąt, tak że zasłaniał mnie sobą.
- Harry, Harry! - zawołał Dylan biegnąc w naszą stronę. Ten dzieciak mnie ratuje. Wiem już, którego z braci lubię bardziej. Z ust Styles'a wydobyło się mruknięcie, ale gdy tylko zobaczył chłopca prawdziwy uśmiech gościł na jego twarzy.
- Pójdziesz ze mną się pobawić? Amelie też niech idzie! - poprosił. Chwilę później był już w muskularnych ramionach Harry'ego.
- Wiesz mały, że mi nie wypada. Muszę tu siedzieć. - powiedział znudzony Styles.
- Proooszę... Gemma w ogóle tu nie przyjeżdża, chyba o mnie zapomniała, a ty masz sprawy wytwórni i też ciągle cię nie ma. I jeszcze wyprowadziłeś się do swojego domu... - powiedział zasmucony Dylan. Wnioskowałam, że wspomniana Gemma to ich siostra.
- Mały, po pierwsze, Gemma bardzo cię kocha i nigdy o tobie nie zapomni, po prostu wiesz, jak to jest pomiędzy nią a tatą. Ja mam pełno spraw na głowie... Oboje bardzo Cię kochamy. - odparł ciepło Harry. - I wiesz co? Przekonałeś mnie. Idziemy się bawić.
Nim się obejrzałam pociągnął mnie za rękę. Pokój Dylana był gigantyczny. Zmieściłby w sobie 3 razy mój pokój. Ściany były granatowe, a panele jasne. Wszystkie meble były białe, i dosłownie wszędzie był Spider Man. Harry delikatnie ucałował mnie w policzek i usiadł z małym na łóżku.
- Kochasz Amelie Harry? - spytał Dylan przenikliwie się patrząc na swojego starszego brata.
- Umm, Dylan, pokażesz mi zabawki? - spytałam szybko. Nie chciałam słyszeć odpowiedzi. O dziwo nie chciałabym usłyszeć ,,tak", ale ku mojemu zaskoczeniu jeszcze bardziej bolało by mnie słowo ,,nie"...
______________________________________________________________________
fajny rozdział:)
OdpowiedzUsuńjej czekam na następny :D
OdpowiedzUsuńCzekam na nexta < 3
OdpowiedzUsuńFantastyczne tłumaczenie!
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać kolejnego rozdziału! =)
OdpowiedzUsuń