- Co ja mam zrobić? - spytałem okrążając gabinet już chyba po raz 100 dzisiaj. Zamiast odpowiedzi poczułem na sobie zmartwione spojrzenie przyjaciela.
- Harry... może weź urlop... odpocznij... - wahał się Zayn. Sytuacja była trudna. Po rozmowie z Amelie na Tower Bridge, widziałem się z nią raz, powiedziała mi, że potrzebuje czasu. Dla mnie, ten czas był morderczym cierpieniem. Najgorsze jest to, że nie wiedziałem do cholery jasnej CZEMU!?
Szalałem, wariowałem, popadałem w chorobę psychiczną. a wszystko za sprawą znienawidzonej stażystki.
- Zayn, co się ze mną dzieje? - spytałem łykając kolejne litry whisky.
- Może po prostu idź do niej? Jeszcze jest w studiu. - powiedział Malik ignorując moje poprzednie pytanie. No właśnie, to by było takie proste. Ale Louis coś podejrzewa. Obserwuje, pilnuje jej. Nie chcę tam iść. Kolejny dowód, że coś mi się popieprzyło, nie chcę gdzieś iść, bo nie chcę się narażać MOJEMU PRACOWNIKOWI. Muszę o niej przestać myśleć. Tylko jak ja to mam zrobić?
- Pójdę po nią. - powiedział nagle brunet i nie czekając na moją odpowiedź wyszedł. Nagle do głowy wpadł mi świetny pomysł. Kto zawsze odciągał mnie od problemów z rodzicami i wytwórnią? Dylan. Mój brat ma do tego zdolności. Bez głębszych zastanowień wybrałem do niego numer.
- Tak? - usłyszałem jego głos w słuchawce.
- Słuchaj, młody, dzisiaj przyjeżdżam i zabieram cię do siebie. Co ty na to? - spytałem mając nadzieję, że mój brat to zaakceptuje.
- Super! Tylko nie wiem, czy ojciec mi pozwoli. Trochę gorzej idzie mi ostatnio z angielskiego... - nagle się zmartwił, a jego głos nie był już taki radosny.
- Na pewno pozwoli! Przyjadę po pracy. - odparłem i natychmiast po tym jak skończyłem wypowiedź, do gabinetu wszedł Zayn, a za nim... ktoś, kto jest źródłem wszystkich moich problemów. Ktoś, kto zmącił moje spokojne życie. Najgorsze było to, że nie wiedziałem dla czego tak na mnie działała.
- Słuchaj młody, pakuj się, a ja muszę kończyć bo przyszła do mnie... przyjaciółka. - uważnie się na nią spojrzałem, ale ta jakby niewzruszona wpatrywała się w okno, i nie zwracała na mnie uwagi.
- Dobrze, i pozdrów Amelie! - krzyknął zanim się rozłączyłem.
Odłożyłem telefon na szklany blat.
- Witaj Amelie. - odparłem posyłając znaczące spojrzenie Malikowi typu ,,Grzecznie proszę, wyjdź bo przeszkadzasz"
Kiwnął głową i po chwili nie było go już w pomieszczeniu. Wstałem zza biurka i podszedłem do nadal niewzruszonej brunetki.
- Zastanowiłaś się już? - spytałem, a moje serce dziwnie zabolało gdy ona oddaliła się i starała się na mnie nie patrzeć.
- Dobrze. Możemy SPRÓBOWAĆ być przyjaciółmi, a potem dasz mi spokój, bo ja po prostu wiem, że zawsze będziesz chamskim dupkiem który myśli, że wszystko mu wolno. - odezwała się cicho, ale jej słowa wyraźnie docierały do mnie i brzmiały mi jeszcze w głowie. Dla czego do cholery się tak tym przejmuję? Ja nigdy o nic nie prosiłem, a ten kto stawia warunki, musi krótko mówiąc wypierdalać! KONIEC Z TYM!
- Wiesz co? Wkurzasz mnie. Ja chcę jakoś się poprawić, a ty nadal odgrywasz obrażoną na cały świat dziwkę! Nie potrzeba mi twojej łaski! Wiele kobiet o wiele od ciebie ładniejszych lgnie do mnie! Zachowujesz się jak jakaś cierpiąca od wszystkiego idiotka!- wrzasnąłem wyładowując wszelkie emocje. Nie ulżyło mi. Było gorzej, bo widziałem że Amelie powstrzymuje teraz łzy.
Zapanowała cisza. Ja stałem, i bałem się poruszyć. Nie wiedziałem, co mam robić. Nie chciałem tego mówić. Tych słów nigdy, przenigdy nie powinna usłyszeć, ale jak to ze mną bywa - robię, później myślę.
Nadal wpatrywała się w okno, a jej oczy były błyszczące od łez, nadal jednak żadna nie spłynęła po jej policzku. Jej sylwetka wydawała się jeszcze drobniejsza w dużym, grubym swetrze i kontrastujących przy nim, obcisłych legginsach, ukazujących jej drobne nogi. Nie może tak mną pomiatać, nawet mimo tej swojej niewinności się nie poddam. Rozwaliła mi psychikę.
- Czy ty w ogóle wiesz coś o miłości, przyjaźni? Ty nigdy tego nie doświadczyłeś. Jesteś tylko pieprzonym bogaczem, który nie ma pojęcia o życiu. Jak myślisz, czemu zażywałam te cholerne, nielegalne tabletki? Miałam jakiś powód! - powiedziała cicho. Wyszła, zostawiając mnie samego z jeszcze bardziej rozwaloną psychiką niż przed jej wizytą.
Po kilku minutach do pomieszczenia wszedł Malik.
- Mówiłem POROZMAWIAJ,a nie WRZESZCZ WYZYWAJĄC OD DZIWEK. - powiedział krzyżując ręce.
- Należało jej się. - powiedziałem chłodno, nalewając sobie whisky. To zawsze mnie uspokajało.
- Zachowujesz się jak kobieta w ciąży. Najpierw umierasz z tęsknoty, a potem... - musiałem to przerwać. Miałem dość cholernych kazań, a filozofie Zayn'a wkurzały mnie już potwornie.
- Zayn do cholery! Nie pomagasz mi, tylko pogarszasz sprawę! JA SAM wiem dobrze, co mam robić, i nie żałuję tego, co jej powiedziałem! - krzyknąłem. Gwałtownie wstałem wylewając whisky. Sięgnąłem po płaszcz z wieszaka i wybiegłem jak huragan z biura, a potem opuściłem wytwórnię.
Piłem, jestem wściekły, ale mimo to usiadłem za kółko.
Amelie's pov.
Po prostu wyszłam, tłumacząc Louisowi, że źle się czuję. Wyszłam z wytwórni i tak jak wczoraj szłam, pozwalając dać upust łzom. Znów płaczę przez niego. Zastanawia mnie jedno. Jeśli znienawidzona osoba robi takie rzeczy... to nie powinno się reagować w ten sposób, jak ja to robię... a przynajmniej nie w takim stopniu. Powinnam przestać się przejmować, wyjechać... sama nie wiem. Ale z drugiej strony, gdzie mam wyjechać? Jestem w sytuacji bez wyjścia. Jeśli zostanę w Londynie to cierpię z niewiadomych przyczyn przez Harry'ego.
Zatrzymuję się przed przejściem dla pieszych, rozglądam się i wchodzę na ulicę. Nagle... pisk opon, ból, ciemność, krzyki i.... Harry?!
_________________________________________________________________
Rozdział krótki, ale mam nadzieję że jesteście zadowoleni z akcji. Mam jakiś niewyjaśniony przypływ weny, więc może następny rozdział pojawi się już jutro, nie obiecuję oczywiście, ale to bardzo możliwe :))
ten blog jest zdecydowanie za dobry!
OdpowiedzUsuńJaaa...To tak strasznie trzyma w napięciu!Ale po co ja to piszę,przecież już to pisałam!Ale no nie wiem co powiedzieć!Po prostu nwm!
OdpowiedzUsuń