poniedziałek, 11 sierpnia 2014

A co to?

Chciałam Wam zrobić niespodziankę i już od dawna pisałam sobie nową historię. Teraz założyłam bloga, i będę publikować rozdziały.
Jest inna.
Zupełnie.
Przede wszystkim One Direction istnieje, a Harry jest Harrym jakiego znamy xd
Oczywiście drugą część Intern będę nadal pisać na bieżąco :)
Zapraszam TU<klik
xx

sobota, 9 sierpnia 2014

Epilog + podsumowanie

Nigdy nie myślałam, że zakocham się w największym chuju jakiego znam.
Nigdy nie myślałam, że zakocham się w własnym szefie.
Nigdy nie myślałam, że wyjazd do Londynu będzie miał takie skutki.
Nigdy bym nie uwierzyła, że ktoś będzie mnie tak kochać.
Nigdy bym nie uwierzyła, że będę zaręczona.
Nigdy bym nie uwierzyła, że pokonam przeszłość i będę normalnie żyć.
Nigdy bym nie uwierzyła, że miłość może zdziałać takie rzeczy.
Nigdy nie myślałam, że będę chora z miłości.
I wreszcie nigdy, przenigdy bym nie pomyślała, że będę na skraju rozpaczy siedzieć w szpitalnym korytarzu oczekując jakiejkolwiek dobrej wieści o nim.

Koniec części pierwszej.

________________________________

__________________________

Prolog został opublikowany 3 lutego, epilog natomiast piszę dzisiaj, czyli 9 sierpnia, więc łącznie Amelie i Harry byli z nami przez  188 dni.

   Odwiedziliście ten blog 8,585    razy.

Najczęściej odwiedzany był w miesiącu MAJU.

Najczęściej wyświetlany rozdział to rozdział  31 ( 48  razy.)

Łącznie udzieliliście  215  komentarzy.

Na blogu zamieściłam w sumie 45  postów.

Najwięcej komentarzy ma rozdział 31  (  12 komentarzy.)

"Intern" ma 333   osoby czytające. To dla mnie na prawdę zaszczyt.

Przyznam się Wam, że jakoś po 20 rozdziale opisywałam pożar firmy w którym Amelie odniosłaby poważne obrażenia, które z kolei miałyby jeszcze poważniejsze konsekwencje w przyszłości, dobrze, że z tego zrezygnowałam xd

Trupy w mojej głowie padały gęsto, już nawet nie chcę wymieniać kogo ja tam chciałam uśmiercać, a w końcu nikt nie umarł! xd

I teraz zarzucacie mi, że jak w typowym ff jest smutek, śmierć, bla bla bla bla bla. Śmierci nie ma, smutek jest, bo powiem wam że w tym ff jeszcze będziecie rzygać szczęściem xd

No i przede wszystkim chciałabym podziękować Wam za to, że jesteście, że mnie wspieraliście, że komentowaliście. Na prawdę bardzo jestem Wam wdzięczna, i mam nadzieję że będziecie dalej towarzyszyć Amelie i Harry'emu. :)
A tu znajdziecie dalsze losy naszej pary: Intern 2
Mam nadzieję, że Was nie zawiodę.
No to co?
Trzeba się pożegnać, prawdopodobnie to ostatni post który będzie na tym blogu...
Żegnajcie, i do zobaczenia w części drugiej!
Jeszcze raz bardzo Wam dziękuję.
Love ya!
Wasza Julia xx 

Rozdział 33 (the last one in first part)

Włącz (cicho, żeby leciała w tle):
Poszła zostawiając jedynie woń kwiatowych perfum.
Ale tym razem nie mogłem zając się gapieniem na jej oddalającą się sylwetkę, bo zrobiło mi się duszno. Znowu ten cholerny kaszel i ból w klatce piersiowej.Wyszedłem z pomieszczenia i poszedłem do gabinetu, w nadziei że tam spokojnie się wykaszlę i to minie. Ale niestety zastałem tam Zayn'a, który od razu się poderwał.
- Co ci jest? - spytał przestraszony.
- Nic. - wydusiłem. - To tylko kaszel.
Nasilał się. Poprzednio po prostu napad mijał.
- Harry, ty ledwo oddychasz...
- Nie pierdol, daj mi wody. - wykasłałem.
Usiadłem na fotelu i poluzowałem kołnierzyk i krawat.
Zayn podbiegł ze szklanką wody.
- Idź do lekarza! - odparł zaniepokojony.
- Daj... spokój.
Coraz ciężej mi się oddychało.
A potem zrobiło się ciemno.

Amelie's pov.
Wbiegłam do kawiarni zdyszana, zdjęłam płaszcz i usiadłam na przeciwko Gemmy.
- Przepraszam, Harry mnie trochę zatrzymał. - wydyszałam. Nie wiem czemu, ale miałam świetny humor. Może właśnie dzięki niemu.
- Spokojne. - uśmiechnęła się, chociaż jej oczy pozostawały przygaszone.
- Coś ... się stało? - spytałam.
Podeszła kelnerka. Tak, cappuccino jest mi teraz najbardziej potrzebne.
- Kochasz go, prawda?
-Nie rozumiem dlaczego o to pytasz.
- Bo... jest problem...
Spojrzałam na nią pytająco.
- Harry... ostatnio ma straszny kaszel, napady duszności... gdyby to było jednorazowe nie zawracałabym tym sobie i tobie głowy, ale to nie wygląda dobrze...
- Ja nic nie zauważyłam... - poczułam się dziwnie spędzam z nim tyle czasu, ale zauważyła to siostra ktora dopiero wczoraj wieczorem przyjechała.
- Bo on stara się nie kaszleć przy tobie. Sam mi się przyznał, że nie chce żebyś się nie potrzebnie martwiła. Dzisiaj jak wyjechałaś do pracy zaczął się dusić przez ten kaszel, miałam ci nie mówić ale on musi jechać do lekarza.... musi ktoś to zobaczyć, to na prawdę wygląda źle, a on się upiera że samo przejdzie...
Słuchając tej wypowiedzi zrobiło mi się strasznie zimno...
Nagle uczucie potężnej miłości z uczuciem potężnej troski zderzyło się tworząc lekką histerię.
- Jasne, ja... pogadam z nim, jak najszybciej...
Chwyciła moją dłoń i znowu spojrzała mi się w oczy.
- Pierścionek? - spytała.
- T-tak, ale ze ślubem jeszcze poczekamy... - jak ona zareaguje? Rodzina Styles'ów raczej za mną nie przepada.
Ale ku mojemu zaskoczeniu wstała i mnie przytuliła.
- Czyli jesteśmy siostrami? - na jej twarzy zagościł szeroki uśmiech. Wow. - Zawsze myślałam, że Harry jeśli w ogóle będzie wstanie wybrać jedną kobietę to ożeni się z jakąś zarozumiałą dziwką z wielkimi cyckami, i że zostanie mi tylko Dylan, ale na szczęście mam jednak was!

Trochę jeszcze gadałyśmy, a potem wróciłyśmy do domu Harry'ego, ale ku naszemu zaskoczeniu zastałyśmy tam Zayn'a.
Na nasz widok poderwał się z kanapy i wydyszał:
- Harry jest w szpitalu.
- Co? - teraz nie było mi zimno. Teraz gorąco, jakbym miała wysoką gorączkę.
W jego oczach też był strach i zmartwienie.
Podszedł do mnie i chwycił mnie za ramiona.
- Spokojnie. Amelie, nie możesz się tak denerwować...
Gemma odchrząknęła. No tak, z jej strony wyglądało to dość dziwnie, bo Zayn właściwie przylegał ciałem do mojego.
- Jedziemy do szpitala. - odparła Gemma i w trójkę wyszliśmy z domu.
Co z Harrym? Co z moim życiem, moim wszystkim?
Teraz nie obchodziło mnie to, czy tusz mi się rozmaże, łzy leciały jedna za drugą i nie chciałam już ich powstrzymywać. Chciałam tylko, żeby z Harrym było wszystko dobrze.
W samochodzie Zayn'a wyczuwałam chyba perfumy Styles'a, ale może to już paranoja?
Czy właśnie tym samochodem Harry jechał do szpitala?

Jakiś czas później (dla mnie 64 godziny później, pełne niepokoju, strachu i smutku) z sali Harry'ego wyszedł lekarz. Od razu się poderwaliśmy i jednocześnie spytaliśmy co z nim.
- Państwo z rodziny? - spytał.
- Ja. Jestem jego siostrą. - odezwała się Gemma która była blada jak papier. - Ale to jest jego narzeczona, i przyjaciel... jak brat, myślę, że oni też powinni wiedzieć.
Ociągał się z odpowiedzią.
- To rak. - odchrząknął. - Rak płuc.
Gdyby nie Zayn przewróciłabym się na podłogę. Oplótł mnie ramionami. Nie. Nie on. Nie mój Harry.
- Ale to jest zaawansowane? -głos Zayna był dziwnie niski i zachrypnięty.-On będzie żył prawda? Przeżyje to, musi.
Czułam jak jego serce bije w potwornie szybkim tempie.
- Zrobimy co tylko możemy. Na razie śpi, będzie można do niego wyjść gdy się obudzi... Przekazuję wyrazy współczucia.
Odszedł pozostawiając nas w stanie osłupienia. Opadłam na krzesło zanosząc się histerycznym płaczem. Nawet Zayn'owi oczy niebezpiecznie się błyszczały. Gemma była biała. Usta jej posiniały, a oczy straciły wyraz. Były puste. Łza spłynęła jej po policzku. Baliśmy się każdego dźwięku dobiegającego z sali.
Nie chcieliśmy przyswajać sobie tego do wiadomości.
Unikaliśmy swojego wzroku. 
To nie może być koniec.
On nie może mnie zostawić.
Nie może umrzeć.
Musi wygrać.
Musi...
 And when your fears subside
And shadows still remain, oh yeah
I know that you can love me
When there's no one left to blame
So never mind the darkness
We still can find a way
Cause nothin' lasts forever
Even cold November rain
_____________________________________________________________________________

Tym oto akcentem kończymy "Intern".

Niedługo podam Wam linka do 2 części, razem z postem podsumowującym i epilogiem.

Ale najpierw min. 9 komentarzy pod tym rozdziałem.



piątek, 8 sierpnia 2014

Rozdział 32

Harry's pov.
Specjalnie zaproponowałem Taylor, żeby ze mną poszła. Chciałem sprawdzić reakcję Amelie.
Objąłem ją mocno i pocałowałem w czubek głowy.
- Wyglądasz cholernie seksownie w tej sukience. Nie możesz jej ubierać, bo potem jak jakiś napalony nastolatek muszę ukrywać pewne rzeczy. - wymruczałem.
Podniosła głowę i spojrzała mi się prosto w oczy.
- Kocham cię. - powiedziała cicho.
- Ja ciebie też. - odpowiedziałem.
- Styles do cholery! - usłyszałem wrzask Zayn'a i po chwili pojawił się w drzwiach. Westchnął, spojrzał na nas i powiedział:
- Mógłbyś się wreszcie nie obijać? Szkolenie masz, nie wiem czy pamiętasz. - i widząc moje przerażone spojrzenie dodał - ja zajmę się Swift. Sala konferencyjna. 24 kobiety na ciebie czekają.
- Czuję seks grupowy! - zaśmiałem się, gdy napotkałem przerażone i wściekłe zarazem spojrzenie Amelie.
- Jesteś tylko ty, pamiętaj. - wyszeptałem jej na ucho i pognałem do sali konferencyjnej.
Gdy otworzyłem drzwi czuć było wyraźny zapach damskich perfum. Każda z nich miała mocny makijaż, i dość wyzywające ubranie. Stanąłem na środku sali. Wszystkie spojrzały na mnie i - co najśmieszniejsze - poprawiły włosy, ubrania.
- Witam piękne panie. - odparłem podwijając rękawy i wkładając ręce do kieszeni. - Na początek proponuję, żebyśmy poszli obejrzeć pomieszczenia wytwórni. Oczywiście w każdej chwili chętnie odpowiem na jakiekolwiek pytanie.
- Więc czy jest pan związany z jakąś kobietą? - spytała jakaś blondynka która siedziała na samym przodzie.
Uśmiechnąłem się.
- Myślę, że moich spraw prywatnych poruszać tutaj nie będziemy, nie uważam żeby były one ważne czy potrzebne paniom w pracy w mojej firmie. - mówiąc to podszedłem do drzwi, otworzyłem je, i gestem ręki wskazałem na hol.

Po jakimś czasie dotarłem do studia, i razem z nowymi stażystkami wszedłem do pomieszczenia. Amelie z Andy'm kręcili się przy sprzęcie.
- Tutaj znajduje się jakby serce samej wytwórni. - przez chwilę zaniemówiłem, kiedy Ami odwróciła się i obdarzyła mnie najpiękniejszym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziałem. Odchrząknąłem. - Część pań właśnie tutaj będzie pomagać przy nagrywaniu i opracowywaniu nowych utworów. Na to pomieszczenie składają się 4 osoby. Louis Tomlinson, szef tego działu jest niestety nieobecny przez jakiś czas, Andy Samuel, zastępca szefa działu dźwięku i nagrywania, oraz stażystka Amelie Evans. Dwie z pań dołączą do ich załogi. Dzisiaj jest wyjątkowa sytuacja, sprzęt ma awarię, więc będzie to dobry sprawdzian dla pań z działu technicznego. Proszę ocenić jego sytuację.
Podszedłem do Amelie i ku niezadowoleniu innych kobiet lekko objąłem ją jednym ramieniem w jej talii.
Nie słuchałem co mówią stażystki, tylko skupiałem się na jej bliskości.
- Szminka. Masz szminkę na szyi.  - wyszeptała niemal bezgłośnie.
Odruchowo wytarłem ręką wskazane przez nią miejsce.
- Amelie ja nie... nie, z nikim, tylko z tobą, ja nie wiem... - zacząłem panikować... ogłupiałem.
- To moja szminka głuptasie. - zaśmiała się.
- Nie strasz mnie tak. - powiedziałem cicho.
- No dobrze. - zwróciłem się do stażystek. - To chyba koniec na dzisiaj, jutro widzimy się w pracy.
- W takim razie ja nagram z Taylor płytę, a Ty Ami idź do domu, widzę że jesteś zmęczona. - westchnął Andy kiedy zaczęły już opuszczać studio.
- No co ty, nie zostawię cię! - zaprotestowała.
- Nie dyskutuj młoda.
- To zostaw mi je chociaż do obróbki na jutro.
 Gdy większość osób opuściło już studio poczekałem aż Amelie zbierze wszystkie swoje rzeczy i płaszcz i razem poszliśmy do mojego gabinetu.
- Dzisiaj powtarzamy noc? - uśmiechnąłem się gdy się zaczerwieniła.
- Nie mam czasu Harry, mam jeszcze pracę i muszę napisać parę rzeczy na studia. - westchnęła.
- Proszę. Jutro się tym zajmiemy. Pomogę ci. - podszedłem do niej i delikatnie przejechałem opuszkami palców po jej szyi.


____________________________________________________________


Hej moi kochani!
Jak wiecie opublikowałam już zwiastun 2 części.
Pojawiło się mnóstwo pytań, na które częściowo ne mogę odpowiedzieć bo nie będzie niespodzianki.
Nie, nikt nie umiera, i nie, oni się nie pokłócą. Cóż, na pewno nie będzie to powodem tej sytuacji która przedstawiona jest w zwiastunie. To będzie coś ciężkiego, zawiłego, bolesnego dla tej dwójki. W zwiastunie nie jest przedstawiona sytuacja w której nie są razem. Wręcz przeciwnie.
                                      ,,Teraz stanowi coś paranoicznego"
Paranoicznego, bo będzie popadał ze skrajności w skrajność, będzie walczył czasem z samym sobą.

Jeśli macie jakiekolwiek pytania czy zastrzeżenia, proszę, napiszcie je w komentarzach :)

No i min. 8 komentarzy by pojawił się rozdział 32 :)

Kocham Was <3

xx

środa, 6 sierpnia 2014

Hi! TRAILER! Whut?!?!

Słabiusieńko Wam idzie komentowanie, a ja już dawno napisałam 2 następne rozdziały, ale to tylko i wyłącznie od Was zależy kiedy zostaną opublikowane.
Byłam dla Was za dobra, i teraz będę bardziej surowa buahahahahah xd
No i
jest dużo leniuchów tutaj.
Rozdział 31 ma (w chwili obecnej) 25 odsłon i 4 komentarze. To znaczy, że przynajmniej 17 osób (załóżmy, że ktoś wyświetlił go dwa razy) nie skomentowało. A prosiłam. A mówiłam. I co? I dupa.
Ja piszę dla Was cały rozdział, wy nie możecie odwdzięczyć się jednym zdaniem?
Nieładnie.
Ale ok, dla mnie dobrze, bo spokojnie piszę, bez pośpiechu że od kilku dni już nic nie wstawiałam.
Wy decydujecie.
Dziękuję tym 4 osobom, którym się chce.
A ja taka miła jestem.
Już pracuję nad blogiem 2 części. Już zwiastun zrobiłam. I nic.

Zanim nie zobaczę 8 KOMENTARZY pod 31 rozdziałem, 32 będzie sobie siedział spokojnie w wersjach roboczych.

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 31

- Um... jasne... - zawahałam się, bo nie wyglądałam najlepiej po tej nocy, włosy miałam rozczochrane, usta spuchnięte a oczy podkrążone.
- Spieszysz się do pracy? Bo to może trochę zająć...
PRACA. Na miłość boską, zapomniałam.
W panice spojrzałam na zegarek.
Jeszcze godzina.
Godzina na przygotowanie się, pojechanie na drugi koniec Londynu do domu po materiały i ubrania, i dojazd do samej pracy.
- Wiesz co... przepraszam cię bardzo, ale nie wiedziałam że już jest tak późno, mogę się spóźnić do pracy... - spojrzałam na nią. Chociaż z jednym członkiem rodziny Harry'ego muszę mieć dobry kontakt. - Ale możemy spotkać się jak wyjdę z pracy. Niedaleko wytwórni jest kawiarnia Conner's, tam możemy się spotkać. Myślę, że koło 17 powinnam wyjść.
- To może ja jeszcze do ciebie zadzwonię?
Kiwnęłam głową.
- A Harry'ego mam jakoś obudzić? Na którą on idzie do pracy?
- On sam sobie wyznacza godziny pracy. - zaśmiałam się. - Ja lecę.
Rzuciłam jej uśmiech i pognałam do łazienki.
Szybki prysznic wystarczył, żebym trochę się orzeźwiła.
Muszę pomyśleć nad zostawieniem tu kilku swoich kosmetyków w razie awarii, bo w tej sytuacji będę jechać przez miasto jak zombie.
Trudno.
Wybiegłam z domu Harry'ego.

- Zdążyłam!  - wydyszałam do Katy którą zastałam przy sekretariacie.
Oparłam się o biurko. Założenie wysokich szpilek z wiedzą, że czeka mnie szybki bieg i slalom pomiędzy ludźmi było samobójstwem.
- Gdybyś się spóźniła nic by się nie stało. Prezesów jeszcze nie ma. z resztą... - zaśmiała się. - Ty u jednego z nich i tak masz taryfę ulgową. Dzisiaj na lunch razem? Jak ja dawno cię nie widziałam!
- Trochę minęło. Sharon już nie wróci? - zapytałam z nadzieją.
- Pracujemy razem. - odparła Katy. - I ja też z tego się średnio cieszę.
Obie się zaśmiałyśmy.
Odebrałam klucze, kartę i folder i podążyłam do studia, w którym już siedział Andy i... Taylor.
- Ami! - uśmiechnął się.
- Hej! Co dzisiaj robimy?
- Płyta Tay. 18 utworów.
To nie było przyjemne zajęcie, bo cały czas miałam w głowie to, że była kochanką Harry'ego. Miałam ochotę przestawić guzik i nagrać skrzeczący, okropny ton zamiast jej słodkiego głosiku...
Gdy byliśmy już chyba na 14 piosence zrobiło się ciemno, wszystko zgasło, a maszyny przestały pracować. Spojrzeliśmy na siebie z Andy'm. Niedobrze.
- Bezpieczniki. - ocenił ze zmartwioną miną zaglądając do skrzynki.
Poprzestawiał parę rzeczy i lampy znowu się zaświeciły. Konsola i sprzęty nagrywające nadal jednak nie działały.
- No jasne. Odłączone od prądu podczas nagrywania, i teraz nie może cofnąć taśmy. Trzeba iść po technicznego... i po prezesa... i po Katy żeby zrobiła raporty.
- Ja po nią pójdę. A po technicznego idź ty, ja się na tym nie znam.
- I jeszcze wpadnij po prezesa, o ile któryś z nich zaszczycił firmę swoją obecnością. - zaśmiał się.
Wyszłam ze studia i podążyłam długim, ciemnym korytarzem. Moje kroki odbijały się głuchym echem. Gdy weszłam do głównego holu napotkałam zdezorientowane spojrzenie Katy.
- Ra... - nie dokończyłam, bo podniosła rękę żeby mnie uciszyć.
Z gabinetu Harry'ego dobiegały jakieś krzyki.
- Luke przyjechał. Malik kłóci się z nim już jakąś godzinę. - wyszeptała.
Jeszcze chwilę nasłuchiwałyśmy awantury,
- Słuchaj, potrzebujemy raportów. Akurat nagrywaliśmy i poszły bezpieczniki, Andy coś tam gadał że taśma nie chce przeskoczyć. - przypomniałam sobie.
- Jasne, już idę.
- Ja jeszcze muszę iść do Malik'a... - spojrzałam z obawą na ciemne drzwi.
- Powodzenia. - zaśmiała się.
Wzięłam głęboki wdech. Zapukałam do drzwi i momentalnie krzyki ustały.
Lekko je uchyliłam.
- Dzień dobry panie prezesie, mamy problemy techniczne i...
- Oczywiście, już idę. Pan i tak wychodził. - odparł Zayn zimnym tonem.
Wstał i sztywno wskazał drzwi Luke'owi.
W całym gabinecie jak zwykle pachniało papierosami, drogimi, męskimi perfumami i whisky.
Zayn siedział za biurkiem stukając nerwowo palcami w blat. Czarne włosy jak zwykle ułożone były do góry, lekki zarost podkreślał mu szczękę a brązowe oczy z błyskiem wpatrywały się bystro w siedzącego na przeciwko Luke'a. Ten drugi mimo posiwiałych włosów nadal wyglądał rześko i młodo. Nieco wyblakłe, zimno błękitne oczy spojrzały się na mnie przebiegle.
- A to jest ta suka Styles'a? - obrzucił mnie pogardliwym spojrzeniem. - Jak się nazywałaś dziecko? Abony? Avril?
- Nie nazywaj jej tak. Wypierdalaj stąd. - Zayn zacisnął zęby.
Gdy drzwi od wytwórni trzasnęły za nim z hukiem Malik odetchnął.
- Harry zaginął w akcji? - spytał gdy ruszyliśmy w kierunku studia.
- Nie mam pojęcia. - wzruszyłam ramionami.
- Znika akurat wtedy, kiedy jest najbardziej potrzebny. - cmoknął ustami.

Następne dwie godziny zleciały mi na przysłuchiwaniu się dyskusjom Zayn'a, Andy'ego i technicznego, i narzekaniom Taylor. Miałam ochotę wygarnąć jej, że słuchanie od nowa jej ryków mi też się nie uśmiecha.
- Dzień  dobry wszystkim! - Harry wparował do studia wnosząc ze sobą zapach wody kolońskiej.
Przeciąg który sam wywołał otworzeniem drzwi spowodował, że jego czarny, długi płaszcz rozwiał się ukazując bordową koszulę i grafitowy krawat. Włosy miał jak zwykle w nieładzie zaczesane do góry, a jego czarne lakierki jak zwykle były perfekcyjnie czyste. No i jak zwykle wyglądał perfekcyjnie... trochę się powtarzam. Przez moje ciało przebiegł dreszcz na wspomnienie tej nocy, że jeszcze kilka godzin temu leżałam pod nim, całkowicie nagim i tak samo perfekcyjnym jak w tej chwili.
- No no no, kto nas zaszczycił obecnością. - odparł Zayn podchodząc do niego. - Już kończymy. Sprzęt trzeba zresetować, no i jest problem, bo wszystkie nagrania się usunęły, a pani Swift jutro wyjeżdża i nie ma jak ich nagrać, tylko dzisiaj, ale za kilka godzin.
Harry złożył usta w dzióbek jakby nad czymś myślał, i w końcu powiedział:
- Ja mogę zająć się panią Swift, podczas gdy sprzęt będzie naprawiany.
Myślałam że wybuchnę, gdy usłyszałam jego spokojny, zachrypnięty głos.
Wstrętna, przebrzydła, tleniona małpa, i on...
Zayn chrząknął i spojrzał się na mnie. Dobrze go znał, wiedział, że to nie oznacza nic dobrego.
Utkwiłam wzrok w podłodze.
On nie robi nic złego. To tylko... on nic nie będzie z nią robił.
Taylor wstała i wyszli.
- Amelie możemy pogadać? - spytał Zayn po chwili. - nie ma co tutaj siedzieć.
Kiwnęłam głową.
Przy wejściu czuć było jeszcze perfumy Harry'ego.
- Jak wam się układa? No wiesz, z Harrym. - spytał.
- Dobrze...  - zawahałam się. - Ufam mu... że nic z nią...
- A może zrobilibyśmy tak, że wejdziesz do gabinetu zanieść niby te papiery, i przy okazji być sprawdziła.
Zmarszczyłam brwi.
- Ty i taka intryga? - zaśmiałam się.
- Lata spędzone ze Styles'em, największym chujem świata. - zażartował.
Uśmiechnęłam się.
- To jak? - spytał.
- Mogę iść...
Wręczył mi teczkę z papierami, ułożył tekst który mam powiedzieć i poszłam.
Zapukałam do drzwi od ich gabinetu, ale tak jak najciszej potrafiłam.
Harry siedział za biurkiem z rozpiętą lekko koszulą i rozluźnionym krawatem. Taylor zajmowała krzesło na przeciwko niego. Koszula to nie dowód, on zawsze tak robi...
- Dzień dobry panie prezesie, pan Malik kazał przekazać, że już wychodzi i że ma pan do podpisania - mówiąc to podeszłam pewnym krokiem do jego biurka i z trzaskiem położyłam plik dokumentów. - te papiery.
Spojrzał mi prosto w oczy. Nie mogłam go tym razem rozgryźć.
- Dziękuję, panno Evans. - odparł. - Czy pan Malik przekazał pani, co ma pani robić?
- Oczywiście, panie Styles. - ta rozmowa była coraz bardziej dziwna.
Zacisnął wargi.
- A powiedział też, że podstawą we wszystkim jest zaufanie?
Podniosłam brew.
Miałam wrażenie, że jego zielone czy przewiercają mnie na wylot.
- Czy mógłbym panią prosić na chwilę na słówko?
- Oczywiście. - odchrząknęłam.
- Zaraz wracam. - rzucił do Taylor i wyszedł.
Zatrzymał się dopiero w pomieszczeniu które służyło za szatnię, miejsce spotkań... wszystko.
- W co ty grasz? - spytał chwytając mnie za ramiona i opierając o ścianę.
Nasze usta dzieliły milimetry.
- To ja mogłabym zadać ci to pytanie. - wyszeptałam. Jego zapach, wygląd... to wszystko sprawiało że nogi mi miękły. I jeszcze to, co było w nocy...
- Nie ufasz mi, Ami. W chuj mi nie ufasz.
- Chciałam się upewnić.
- Świata poza tobą nie widzę, ale ty ciągle doszukujesz się jakiejś plamy.
Musnął moje usta.
Po chwili przerodziło się to w głęboki pocałunek.
___________________________________________________

Hej kochani!

Pod 29 rozdziałem było 8 komentarzy.

Można?

Można.

I tyle samo oczekuję tutaj.

Co najmniej  8 komentarzy żeby pojawił się nowy rozdział.

Wiem, że jest Was tu jeszcze więcej.

(tak, widzę że wyświetlasz ten rozdział, i dobrze wiem, że nie chce Ci się napisać jednego zdania podczas gdy ja piszę dla Ciebie 789 zdań )

Więc KAŻDEGO  kto przeczyta ten rozdział proszę o komentarz :)






sobota, 2 sierpnia 2014

Suprise! ;)

Wracam.
Z
UWAGA
gadu gadu
i
nowym blogiem :D
Tyle że to nie będzie fanfiction, tylko coś, o co wiele, wiele osób mnie prosiło.
A mianowicie będzie to rodzaj mojego pamiętnika (ale takiego wiecie, bez przesady xd).
Każdego dnia będę wstawiać posta, w którym opisany będzie mniej lub bardziej szczegółowo mój dzień, to co czuję i w ogóle.
Dlaczego taki?
Wiele osób pisało do mnie, że super piszę każdą głupotę, tak dynamicznie itp. itd. i są ciekawe jaka jest moja codzienność.
Dodatkowo stwierdziłam, że wiele osób przechodzi przez to co ja. Nieszczęśliwa miłość, za dużo zadań domowych,  "o jeju, jutro na 8" te rzeczy.
No i kolejna sprawa to to, że uwielbiam mieć z innymi kontakt, przyjaźnie przez internet i te rzeczy xd

link do bloga TU. Tak, zakładki są jeszcze niedokończone :)

No i jeśli chcecie pogadać o pierdołach, pośmiać się czy co tam jeszcze to nr GG: 51286189

Praktycznie cały czas jestem dostępna :)

piątek, 1 sierpnia 2014

Rozdział 30 TYMTYRYRYYYM ŁAN BIG SUPRAJS

Delikatnie położył mnie na łóżku.
- Zamknij oczy i nie podglądaj. - wyszeptał mruczącym, pełnym pożądania głosem.
Poczułam jak lekko podciąga moją bluzkę do góry, jednak moje piersi nadal pozostają zasłonięte. Jestem mu wdzięczna że nie rzuca mnie od razu na głęboką wodę.
Krótkimi pocałunkami obdarza skórę mojego brzucha, rękami dotykając boków mojej klatki piersiowej.
- Przepraszam cię za nich. - wyszeptał. - wiesz że ja w ogóle nie myślę o dzieciach, prawda?
- Wiem, i nie tym się martwię... oni mnie nie lubią... może gdybyś był z jakąś bogatą modelką...
- Nie mów tak. - zmarszczył brwi. - to co, kontynuujemy?
W chwili gdy miałam coś odpowiedzieć rozległ się dzwonek do drzwi. Obserwowałam jak twarz Harry'ego kamienieje gdy wrzeszczy ,,już idę" do drzwi.
Poprawiając garnitur zniknął za drzwiami, a potem potoczyło się to szybko.
Poprawiłam ubranie i podążyłam za odgłosami dobiegającym z korytarza.
- Gemma! - krzyknął zaskoczony Harry na widok blondynki w drzwiach.
O nie. Czy to kolejna kochanka Harry'ego z kolejnym dzieckiem? Nie nie nie, moment... Gemma...
- Braciszku! - "aaa no tak, wszystko jasne" - wybacz, że tak cię nachodzę ale... nie mam się gdzie podziać, i...
- Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. - przerwał jej Harry. - Gem, to jest właśnie Amelie. Ami, poznaj Gemmę, moją siostrę.
Szczerze?
Mam dość jakiejkolwiek rodziny Harry'ego, nawet jeśli to jest siódma woda po kisielu.
Spojrzała na mnie. Takie same oczy jak Harry. W ogóle, to drugi Harry, tylko w wersji kobiecej, z łagodniejszymi rysami, większymi oczami i mniej kanciatymi kształtami.
- Słyszałam, co się stało u rodziców. Serio, przykro mi. Oni tacy po prostu są. - powiedziała i ku mojemu zaskoczeniu  przytuliła mnie.
- Moja siostrzyczka żyje na wygnaniu, typowy buntownik. - uśmiechnął się Harry obejmując mnie ramieniem.
- A ty jesteś typowym lizusem. - odgryzła się Gemma.
Szeroki uśmiech zszedł z jej twarzy.
- Wiecie co, może ja się prześpię w jakimś hotelu co? Nie będę wam przeszkadzać, jeszcze tak niezapowiedzianie... - zawahała się.
- Niee! - oboje z Harrym zaprzeczyliśmy jednocześnie.

Po kilku godzinach rozmów z Gemmą zmęczona poszłam do sypialni. Nadal byłam w środku rozpalona po tym, czego nie dokończyliśmy z Harrym, i może właśnie to dodało mi odwagi, bo gdy wszedł lekko wzdychając poprowadziłam go na łóżko i usiadłam na nim okrakiem.
Zmarszczył brwi, a zdziwienie mieszało się z cwanym uśmieszkiem.
- Co masz zamiar zrobić? - spytał rozbawiony, napalonym głosem.
- Jeszcze tego nie wiem. - mówiąc to zaczęłam go mocno całować i dobierać się do jego rozporka.
Gdy pozbyłam się jego spodni i miałam zamiar to samo zrobić z jego bokserkami chwycił mnie za nadgarstki.
- Na pewno chcesz? - spytał odrywając się od moich ust.
Pokiwałam głową.
- A mogę ja pierwszy?
Bez mojej odpowiedzi przewrócił mnie na plecy i zaczął całować mój dekolt, teraz agresywniej niż wcześniej. Palcami kreślił kółka na moich udach.

Obudziłam się wtulona w nagiego Harry'ego. Na plecach miał ślady zadrapań po moich paznokciach, a wargę siną i spuchniętą od całowania. Loki podburzone i rozczochrane przypominały mi teraz grzywę jakiegoś lwa.
Wyglądał idealnie, doskonale.
Ta noc była taka jak on.
Przy Harry'm na prawdę czuję się bezpiecznie.
Po jakimś czasie leżenia i rozmyślania jakie to ja mam szczęście postanowiłam, że trzeba wstać. Starałam się nie obudzić Styles'a, ale ja niezdara oczywiście nie umiem zrobić nic dyskretnie.
- Śpij kochanie. - wyszeptałam delikatnie całując go w czoło. Zamknął oczy
Gdy do końca się ubrałam z zamiarem pójścia do łazienki przy drzwiach zastałam Gemmę.
- Musimy pogadać. - odparła tajemniczo.


________________________________________________
TAK, WIEM.
JESTEŚ NA MNIE ZŁA.
ROZUMIEM.
OKEJ.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
.
PRZEPRASZAAAAAAAAM, WIELKIE BIG SO SORRY :(
DLACZEGO TAK WIELGAŚNY ODSTĘP?
JUŻ MÓWIĘ.
Moja kochana cudowna mama często ma różne odpały, i 3 tygodnie temu wymyśliła, żeby jechać do Chorwacji. Wszystko super, jeden mały minusik.
Z DNIA NA DZIEŃ.
Oczywiście nie było internetu, bla bla bla bla.
Wróciłam do Polski 30 lipca.
31 lipca wchodzę na bloggera i widzę te Wasze (CUDOWNE KOCHANE IDEALNE KTÓRE MI TAKI WIELKI UŚMIECH NA TWARZY ZROBIŁY) komentarze, że ktoś tam zdycha, były nawet groźby (SERIO WAS KOCHAM) i stwierdziłam że MUSZĘ jak najszybciej napisać nowy rozdział.
Przed wyjazdem zaczęłam już go pisać i zastałam w wersjach roboczych pięć zdań. No i tak sobie siedzę i powtarzam w głowie:
 Krótkimi pocałunkami obdarza skórę mojego brzucha, rękami dotykając boków mojej klatki piersiowej.
Uhum. No to... może niech Harry szepnie że jest piękna? Niee, to tak typowo w fanfikszynach się pojawia.
I chyba z pół godziny siedziałam nad następnym zdaniem. Może to przez te wakacje mózg mi się rozregulował?...

AHA AHA I DZISIAJ / JUTRO SPODZIEWAJCIE SIĘ POSTA Z NIESPODZIANKĄ :)


wtorek, 1 lipca 2014

Rozdział 29

- Nie. - Eleanor zrobili wielkie oczy gdy opowiedziałam im o tym, co wydarzyło się tydzień temu.
- Niestety tak...
- Ale chyba nie zerwałaś zaręczyn? - spytała się chcąc się podnieść... ale była zbyt słaba, by to zrobić.
- Nie... - zawahałam się. - Nie zdradził mnie, to było 3 lata temu. Ale jednak pozostaje we mnie to uczucie, że on...
- Nie patrz na przeszłość Ami. - Eleanor chwyciła moją rękę.
- Ale to trudne... - zająkałam się.
- Wiem. Ale obiecaj mi, że dasz mu szansę. - spojrzała błagalnym wzrokiem.
- Dlaczego nagle stajesz po jego stronie?
- Bo wiem, że staje na głowie żebyś go kochała. Ja go znam. Byliśmy kiedyś przyjaciółmi, Harry zawsze był ostatnim chujem i traktował kobiety jak przedmioty, zmieniał je jak rękawiczki. Teraz z twoich opowiadań wynika na to, że zmienił się bardzo. Tylko proszę cię, nie mów o tym Lou. Wkurzyłby się, a i tak wygląda jak trup.
- A jak się czujesz? - spytałam zmieniając temat.
- Jak widać. - spróbowała się uśmiechnąć.
Była blada, wychudła...
Po raz 3 odkąd tu jestem zaczął dzwonić mój telefon.
- Odbierz, może to coś ważnego.
- Amelie! Ratuj mnie, boże święty, cholera... - usłyszałam krzyk Harry'ego gdy tylko nacisnęłam zieloną słuchawkę.
- Co się stało?
- Rodzice... cholera, i dziadkowie, oni chcą żebym przyszedł na kolację, ojciec chce się pogodzić czy coś... no i oni tak jakby żyją w przekonaniu, że ja planuję rodzinę i takie tam, i ty musisz tam być.
- A planujesz rodzinę? - zaśmiałam się z tworzącej się w mojej głowie wizji Harry'ego z dzieckiem.
- Nie, cholera, jasne że nie.
Pomińmy fakt, że na palcu mam pierścionek zaręczynowy od niego, ale on nadal będzie się upierał że nie planuje rodziny. To jest jakiś... schizofrenik.
- Nie wiem, czy twoi rodzice mnie przyjmą i w ogóle, weź kogoś innego.
- Żartujesz sobie teraz prawda? Jesteś moją narzeczoną. Jesteśmy razem od... cholera ile to już?
Tak bardzo romantyczny...
- Harry, jestem w Manchesterze. - odparłam cicho.
- Gdzie? - jego głos był mieszanką rozpaczy, zaskoczenia i załamania.
- W Manchesterze. - powtórzyłam.
- Jadę tam. Będę za jakieś... 3 godziny.
- Harry! - zanim zdążyłam zaprotestować rozłączył się.


Siedziałam przy idealnie nakrytym stole w idealnie czystym, gigantycznym salonie rodziców Harry'ego. Ten dom był inny od domu Styles'a. Dorównywał mu wielkością, ale był inaczej urządzony. Większość mebli była z ciężkiego, ciemnego drewna dębowego, z eleganckimi, licznymi rzeźbieniami. Na licznych komodach były ręcznie robione, koronkowe serwety, na których poustawiane były wazony z kwiatami (z ich gigantycznego ogrodu) ramki ze zdjęciami, rzeźby albo złocone ozdoby. Kanapy i obicia krzeseł były skórzane. Gdzieniegdzie położone były puszyste skóry zwierząt. W sypialniach stały eleganckie, zabytkowe toaletki. Zauważyłam też lampy naftowe. Nawet podłoga zdawała się w tym domu być zabytkowa. Idealnie wypolerowany, lśniący parkiet był perfekcyjnie równo położony. Oświetlenie dawały wielkie, ozdobne żyrandole. Czułam się trochę jak w pałacu. Dom był pełen antyków, i wszystko było w starym stylu, ale zachowane w dobrym guście, starannie dobrane i harmonizujące ze sobą.
Bałam się czegoś dotknąć, żeby tego nie zepsuć, bo wszystko na pewno kosztowało tu fortunę.
Matka Harry'ego w wytwornej sukni, wysokich, czerwonych obcasach, wytwornym koku i brylantowej biżuterii wyglądała strasznie wytwornie. Dodatkowo ten jej perfekcyjny makijaż, idealna czerwona szminka...
Ojciec Harry'ego w drogim garniturze, pachnący drogą wodą kolońską przerażał mnie swoją surową miną i posturą. Nawet Dylan siedział w koszuli i spodniach od garnituru.
Czułam się tu trochę jak śmieć. Ubrałam czarne, lakierowane szpilki, błyszczące, czarne rurki i kremową, przewiewną koszulę w kwiaty bo myślałam że to wystarczy, ale jednak nie...
Babcia Harry'ego mimo pokaźnego wieku była nadal piękna. Siwe włosy upięte były w starannego koka i przypięte czerwoną różą, która pasowała do czerwonej sukni. Czy dla tych kobiet istnieje jakiś inny kolor oprócz czerwonego?
Dołującym dodatkowo elementem było puste krzesło obok Dylana. Miejsce, które zawsze nie było zajęte, ale nakryte. Miejsce Gemmy.
Jedynie dziadek Styles'a wydawał mi się przyjazny... przynajmniej on nie patrzył na mnie jak na gówno, i gdy Harry całował mnie w policzek nie krzywił się jakby było to coś obrzydliwego.
Jedyne co mnie tu trzymało to miłość do tego idioty który siedział obok. Wyglądał tak wytwornie, w idealnie podniesionych włosach do góry, które podkreślały jego perfekcyjny profil twarzy. Między brwiami miał charakterystyczną zmarszczkę - jemu tez nie było komfortowo w tej sytuacji. Nerwowo popijał wino z kieliszka. Zielone oczy przeszywały każdego po kolei. Czarny garnitur i bordowa koszula dodawały mu uroku, dzięki nim był jeszcze bardziej przystojny. O ile to w ogóle możliwe...
Panowała napięta atmosfera. Każdy grzebał widelcem w swoim talerzu patrząc się na mnie.
- No więc... - odchrząknęła babcia Harry'ego. - kiedy masz termin porodu?
Zamurowało mnie, a Harry obok mnie zaczął się krztusić CZERWONYM winem.
Jego matka od razu poderwała się z miejsca i zaczęła profilaktycznie klepać go w plecy. Przecież jej synalek nie może się udusić.
- J-ja...
- Amelie nie jest w ciąży, babciu... - odparł zachrypniętym głosem Harry, krztusząc się co jakiś czas.
- Jak to nie? Desmondzie! - zwróciła się do swojego syna który siedział na krańcu stołu zamyślony.-Przecież Harry nie jest już tak młody...
- Babciu, mam 24 lata. Mamy jeszcze na to czas. - powiedział spokojnie Harry, a ja poczułam dziwne mrowienie w całym ciele kiedy usłyszałam że MY mamy na to czas...
- A może to ty nalegasz i naciskasz na Harry'ego żeby nie mieć dzieci? - spytała patrząc się na mnie zielonymi oczami. Spięłam się.
- Nie, skąd! My po prostu o tym nie myślimy, mamy czas na to, myślę że najpierw powinniśmy zająć się pracą...
- Kobiety powinny zajmować się domem i dziećmi, nie myśleć o karierze. - skwitowała matka Harry'ego.
Poczułam, jak ręka Harry'ego zaciska się na mojej.
Ten dom chyba jednak zatrzymał się w czasie, gdy nie było równouprawnienia.
Może dlatego Gemma uciekła...
- Kochanie ile ty masz lat? - spytała jego babcia.
- 20. - odpowiedziałam niepewnie.
- To w sam raz wiek na dziecko! No, chyba że masz jakieś... - odchrząknęła. - problemy. Albo ludzie w twoim środowisku nie chcą w ogóle się rozmnażać, chociaż... nie dziwię się im.
Moje środowisko? Cholera, biorą mnie chyba tutaj za jakiegoś ufoludka. Oni są okropni. Nie wytrzymam zaraz i wybuchnę.
- Dosyć! - krzyknął Harry podrywając się od stołu tak, że zabrzęczały na nim naczynia. - Wstydzę się was! Co miało znaczyć ,,,w twoim środowisku"?! Dla was liczą się tylko pieniądze, brzydzę się wami! Powinniście mieć w dupie to, czy będę miał dzieci czy nie! Cholera, i już na pewno nie powinniście nas do tego zmuszać! Będziemy robić co nam się kurwa podoba! Nigdy nie zmusiłbym jej do tego, tylko żeby spełnić wasze chore plany! To ONA zdecyduje, kiedy będziemy mieć dzieci, i czy w ogóle będziemy je mieć! Wytrzymywałem was długo, ale teraz już nie zamierzam, bo wiem że wy się kurwa nie zmienicie.
Gdy wrzask Harry'ego ustał, cisza wypełniła powietrze.
- Nie dziwię ci się, Harry. - odparł spokojnie jego dziadek. - Tak właśnie straciliście kilka lat temu Gemma. Teraz przeżyłem jakby deja vu. Padły te same słowa. Myślę, że powinniście o tym pomyśleć. - zwrócił się do pozostałych przy stole.
Harry pokazał gestem ręki, żebym poszła. Chwilę potem opuściliśmy dom trzaskając drzwiami.
- Przepraszam cię za nich... - przyparł mnie plecami do drzwi samochodu.
Pokręciłam głową na znak, że nic się nie stało i spuściłam głowę. Mimo wszystko rozmawianie na tak intymne tematy... i te wypowiedzi Harry'ego... wszystko powodowało, że nie mogłam na niego spojrzeć.
- Ami wiesz, że to wszystko co oni mówili to bzdury? Nie myślę o tym w ogóle... mamy czas, jeśli nadal będziesz chciała ze mną się użerać...
- Kocham Cię. - odparłam i powoli znaczyłam pocałunkami drogę po szyi z jego ramienia ku podstawie szczęki.
- Ja Ciebie bardziej. - szepnąłem. Gdy spojrzałem w jej oczy zauważyłem, że są ciemniejsze niż zazwyczaj. - Dokończymy w domu to, co wczoraj nam przerwano?
W odpowiedzi wtuliła się we mnie mocniej.




wtorek, 24 czerwca 2014

Rozdział 28

Nie cieszy się. Cholera.A jeśli powie nie?
A może ona nie planuje przyszłości ze mną?
Kurwa mać.
Dlaczego idioto jeden tak wcześnie z tym wyskoczyłeś?!
Przecież ten pierścionek miał tam leżeć jeszcze jakiś czas...
Cholera, nie zgodzi się...
- Tak...
Chwila, co?
- Na prawdę? - spojrzałem się w górę na nią.
Kiwnęła głową. Uśmiechnęła się.
To się dzieje?
Gdy wsuwam na jej palce pierścionek który tak długo z Gemmą wybierałem nadal zastanawiam się czy nie zasnąłem po pijaku i teraz śnię, ale gdy czuję jej ciepłe wargi na swoich uświadamiam sobie że to dzieje się na prawdę.
Przenoszę usta na jej szyję.
Nagle odczułem potrzebę bycia przy niej... więcej.... po prostu posiadania jej, ja nie wiem jak to określić.
Przytuliłem ją bardzo mocno  i nie chciałem wypuścić.
Nie wiem czy przez przypadek czy specjalnie przejechała ręką po moim kroczu. Spragniony dotyku i nieprzyzwyczajony od tak dużych przerw od seksu zareagowałem jak napalony nastolatek.
- Nie rób tak więcej, bo nie wytrzymam. - zaśmiałem się i przygryzłem lekko płatek jej ucha.
- Nie musisz wytrzymywać. - wplotła palce w moje loki.
Albo jak zwykle źle odczytałem intencje albo... ona z własnej woli chce...
Pociągnąłem ją za rękę na łóżko i całowałem każdy obszar jej ciała.... ale oczywiście mój jebany los postanowił przynieść pod drzwi jakiegoś idiotę który zadzwonił do drzwi w takiej chwili.
Wyprostowałem ramiona i zawisłem nad nią wzdychając głośno.
W odpowiedzi zaśmiała się.
- Już idę! - wydarłem się. W pośpiechu założyłem bokserki i dresy i powlokłem się do drzwi.
Zabiję tego, kto tam stoi, bez znaczenia kim on jest.
Znudzony i jednocześnie pobudzony ( co było widać dość wyraźnie na spodniach) otworzyłem, i gdy zobaczyłem osobę stojącą przede mną zamarłem.
- Samantha? Co ty tu robisz? - spojrzałem zdziwiony na moją byłą kochankę. Niepokoiło mnie dziecko które trzymała na rękach. - Masz dziecko? Wow, gratu....
- MY mamy dziecko. - przerwała mi.
Chwila, co?
Nie.
Kurwa mać.
Kurwa. Kurwa. Kurwa.
NIE!
Zrobiło mi się słabo. Na pewno się obudzę, i wszystko będzie dobrze.
- Co się stało, kochanie? - usłyszałem głos Amelie i po chwili stanęła za mną.
Boże....
Jestem skończony...
- Kolejna naiwna? - uśmiechnęła się blado Samantha.
- Przywitaj się z tatusiem, Abby. - odparła po chwili. Dziewczynka na jej ramieniu spojrzała się na mnie nieufnie.
Amelie uścisnęła moje ramię.
Z obawą spojrzałem się na nią. Przełknąłem ciężko ślinę gdy zobaczyłem jak bardzo jest blada.
Nie zdradziłem jej, to się stało za nim w ogóle ją poznałem, bo na oko dziewczynka ma 2-3 lata...
- Tu są wyniki badań na ojcostwo. - odparła Samantha wręczając mi do ręki papiery.
Wyraźnie, czarno na białym. Abigail Styles.
To się nie dzieje.
-  Nie prosiłabym takiego chuja jak ty o pomoc, ale muszę. Zajmiesz się nią do wieczora? Muszę załatwić wizy, a potem znikniemy ci z oczu.
Poczułem ukłucie w sercu.
- Chwila, poczekaj... zajmę się nią, ale... potrzebujesz pieniędzy? Nie wiem, jakiejkolwiek pomocy? - spytałem zbity z tropu.
To jednak było MOJE dziecko...
- Nie.
- Ale... alimenty?
- Pogadamy później. - odparła i spojrzała na Amelie która była już zupełnie biała jak ściana.
Odwróciła się i wyszła. W chwilę potem zniknęła za wysoką bramą i już jej nie było.
- Tata! - odezwała się dziewczynka którą teraz trzymałem na rękach.
Stałem i wpatrywałem się w... horyzont, nie wiem.... szukałem zbawienia.
- Zamknij drzwi, bo mała zmarznie. - wyjąkała Amelie. Jej głos był inny. Ostry, chłodny, pełen goryczy i rozpaczy.
Bałem się odwrócić w jej stronę. Bałem się zrobić jakikolwiek ruch.
Usłyszałem jak wchodzi po schodach.
Odstawiłem dziewczynkę na ziemię i pobiegłem za nią na górę.
- Kochanie! -  zawołałem i wbiegłem do sypialni.
Nie płakała, ale nadal była strasznie blada.
- Amelie... - odezwałem się przerywając ciszę. Mój głos był cichy i strasznie zachrypnięty.
Usiadłem obok niej i oboje zaczęliśmy wpatrywać się tępo w ścianę.
- Ja wtedy cię nie znałem, nie wiedziałem...
- Wiem. - przerwała mi.
- Zostawisz mnie, prawda? - spytałem, czując że serce za chwilę przebije mi pierś.
- Nie... nie wiem, Harry. Nie zdradziłeś mnie, ale.... - zawahała się. - ciągle wraca do mnie twoja przeszłość. Te wszystkie kochanki, a teraz dziecko... ja nie wiem...
Łza pociekła jej po policzku.
- Dla czego to musi być takie popieprzone? - zaszlochała. - Zawsze, gdy myślę, że już wszystko będzie dobrze, dzieje się coś złego...
Otarłem kciukiem spływającą łzę.
- Zostaw mnie.
Spojrzała na mnie zaskoczona.
- Tylko cię niszczę. Zasługujesz na kogoś czystego takiego jak ty. Na kogoś wartego więcej. Ja Cię niszczę. - wypowiadane przeze mnie słowa powodowały łzy nawet u mnie.
Nie chcę jej stracić. Cholera, jest moim życiem. Ja ją tylko ranię.
- Problem w tym, że nie przeżyłabym dnia bez ciebie. Uzależniłeś mnie.
Pocałowała mnie mocno. Tak, jak jeszcze nigdy. Nasze łzy mieszały się wraz z pocałunkami. Razem. Zło i Dobroć. Ideał i Szkarada. Grzesznik i anioł.
___________________________________________
Przeczytałaś - skomentuj :)



sobota, 21 czerwca 2014

WAŻNE | Co się dzieje? | Ankieta x2 | Question |

WAŻNEEEE :D

Co się stało?

Po tej mojej długiej nieobecności zauważyłam straszny spadek aktywności na blogu.
Rozumiem, że możecie być źli, ale to była nagła sytuacja....
Mam czytelników leniuszków ( z wyjątkiem 2-3 osób którym jestem straaasznie wdzięczna) którym nie chce się komentować...
czy
Wszyscy sobie stąd poszli?

Ankieta nr.1

( nie mam czasu zrobić ankiety na stronie bloga i pewnie mało osób by ją zauważyło, więc odpowiedzi piszcie w komentarzach) :)

Jest sens kontynuować Intern?

a) tak

b) nie

Ankieta nr.2

Co ma teraz zrobić Harry ze swoim życiem?

a) nic. Zostać kurą domową, tak jak sam stwierdził xd

b) posłuchać Amelie i spróbować spełnić marzenia (czyt. śpiewać) :D

c) ma walczyć o wytwórnię.

____________________________________

No i sprawdzam obecność :)

Proszę teraz

wszystkich

WSZYSTKICH

W S Z Y S T K I C H 

o napisanie w komentarzu byle czego, po prostu żebym wiedziała, że czytasz, jesteś ze mną.

 

 


piątek, 20 czerwca 2014

Rozdział 27

Wypuściłem powietrze z płuc. Oparłem głowę na rękach. Jesteśmy w szarej dupie...
- Harry ja nie widzę innej opcji niż zamknięcie wytwórni... - Zayn nagle się odezwał. Od jakichś 15 minut siedział cicho. On tak jak ja czochrał sobie z nerwów włosy i właściwie leżał na szklanym blacie biurka.
- Niekoniecznie. - odparł cicho Andy. - Mamy kasę ze sprzedaży płyt. Dochodzi do tego jeszcze wydanie płyty Taylor i Ed'a, i uczestników byłej edycji X-Factora.
- Tyle że musimy opłacić rachunki i pracowników. - mruknął Zayn.
- I nie zdziwiłbym się, gdyby Luke zażądał kasy. - dodałem ponuro.
- Będziemy mieć za małe wpływy... - zaczęła Jane, nasza księgowa. - ale myślę, że wystarczy żeby przeciągnąć przez jeden rok firmę.
- Ja też tak myślę. - odparł Andy.
- Ale to nie ma sensu. - wstałem i podszedłem do okna. Włożyłem ręce do kieszeni spodni, nie dbając czy marynarka się pogniecie. W tej chwili nie bawił mnie nawet łakomy wzrok Jane i pozostałych kobiet tu zgromadzonych skierowany na mnie. - Jeżeli jak to mówicie ,,przeciągniemy" firmę przez rok, będziemy słabi finansowo. Ludzie odejdą, bo będą widzieli że upadamy. I nawet jeśli X-Factor by się odnowił, Luke zrobi wszystko żeby nas pognębić, i dołoży nam jeszcze większy cios. Przy osłabionej firmie nie zniesiemy tego, nie damy rady.
Spojrzałem się dyskretnie w stronę Amelie. Siedziała w głębi sali obok Louis'a i Katy, nie zwracając na mnie żadnej uwagi. Zrobiłem coś nie tak?
- Chwileczkę. - z miejsca podniósł się jeden z pracowników. - Jeżeli konkurencja chce nas pokonać, mamy tak po prostu się poddać i dać im satysfakcję?
- Ale jeśli nie mamy innej opcji? Tak jak powiedział Styles, mamy przeciągać na siłę aż będziemy osłabieni, wtedy dadzą cios poniżej pasa i damy im jeszcze większą satysfakcję. - odparł Zayn.

Gdy zebranie się skończyło, ludzie zaczęli wychodzić z sali. Amelie wyszła. Zniknęła mi zupełnie z oczu. Co ja zrobiłem? Dla czego? Znowu coś spierdoliłem? To za wiele. Za wiele się dzieje na moje nerwy.
- Amelie! - wydarłem się za nią.
Odwróciła się.
- Dla czego mnie unikasz? - spytałem gdy ją dogoniłem. Gdy chciałem ją przytulić i pocałować odsunęła się...
Wzruszyła ramionami.
- Proszę, powiedz coś... - szepnąłem gdy wyszliśmy przed budynek wytwórni.
- Spieszę się, przepraszam ale muszę już iść. - odparła obojętnie i już skierowała się w drugą stronę.
- Poczekaj, podwiozę cię! - krzyknąłem za nią. Niechętnie się odwróciła.
Byłem zrozpaczony. Co ja takiego zrobiłem?
- Kochanie... o co chodzi? - spytałem cicho gdy wsiadła do samochodu.
- Gdzie byłeś wczoraj? Zostawiłeś mnie samą. Zabawiałeś się ze starymi przyjaciółkami? Striptizerki też tam widziałam.
A więc o to chodzi...
- Ami, byłem w gabinecie Luke'a. Cały czas. Dobrze wiesz, że odkąd poznałem ciebie... nie mógłbym zrobić tego z inną... ty tylko się dla mnie liczysz...
Na prawdę myślała że po tym wszystkim mógłbym ją zdradzić?...
- Potem nie dałeś znaku życia.
- Bo wyszedłem z tego gówna o 5. Nie chciałem cię budzić. Gdzie cię podwieźć?
- Do domu. - odparła i ku mojemu zaskoczeniu pogładziła ręką po moim policzku. Jej dotyk wywołał u mnie dreszcze na całym ciele. Przez taką głupotę. ,,Oj, Styles, chyba przez długą przerwę od seksu zaczynasz wariować".
- Harry, źle skręciłeś. - zaśmiała się.
- Wcale nie.
- To w takim razie dla czego jesteśmy pod twoim domem?
- Bo to też twój dom. No i muszę dotrzymać obietnicy. - uśmiechnąłem się. - Miałem się toba zając po bankiecie, za tą sukienkę która mnie cały czas dręczyła.
- Nie wiem o co ci chodzi. - starała się ukryć uśmiech.
A więc tak się bawimy.
- W takim razie za chwilę ci pokażę. - odparłem wjeżdżając do garażu.
- Nadal jestem na pana zła.
- Ach tak? - zaśmiałem się.
- Dodatkowo stracę przez pana pracę.
,,Gdybyś wiedziała... gdybyś chociaż trochę wiedziała..."
 Amelie's pov.
 - Poczekaj tu na mnie. - wymruczał do mojego ucha.
Nie umiem się na niego długo gniewać. Kocham go. Dzisiaj na zebraniu nie mogłam znieść tych wszystkich łakomych spojrzeń skierowanych na niego. Wyglądał idealnie, z resztą jak zawsze. Jakoś ostatnio przestałam zwracać na to uwagę, ale dzisiaj znowu to powróciło.
Jest strasznie przystojny...
- Zapraszam. - wszedł do pokoju cały uśmiechnięty, bez koszuli, w samych spodniach od garnituru.
Zaprowadził mnie za rękę do łazienki, i tam zobaczyłam wannę pełną piany a obok niej róże.
Nie wnikam skąd je wytrzasnął.
Wyraźnie czekał aż zacznę się rozbierać, ale ja jak zwykle miałam przed tym blokadę.
- Mam wyjść...
- Nie! - szybko zaprzeczyłam.
- To może... najpierw ja się rozbiorę? - podrapał się w tył szyi - może będzie ci raźniej albo coś...
Podeszłam do niego i delikatnie pocałowałam. Był taki słodki... starał się, robił wszystko żebym czuła się lepiej...
Zebrałam włosy i poprosiłam, żeby odpiął mi sukienkę. Robił to powoli, przy okazji dotykając lekko linii mojego kręgosłupa. Zachowywał się tak, jakby wszystko rozumiał, a tak na prawdę nie wiedział dla czego się wstydzę.
Rozebrałam się i szybko zanurzyłam się w pianie. Usiadł za mną, tak że leżałam między jego nogami.
- Bardzo cię kocham, wiesz o tym? - spytałam jeżdżąc palcem po atramentowych wzorach na jego torsie.
- Wiem. - odparł cicho, całując moją skroń. - ale nie rozumiem, dlaczego się mnie wstydzisz...
- Nie wstydzę, po prostu... - westchnęłam. - nie wiem dla czego. Ale już jest lepiej...
- Nie wstydź się mnie... nie ufasz mi?
- Ufam! Harry... - podniosłam się i spojrzałam mu w oczy. - jesteś dla mnie najważniejszy, i nie wiem co bym bez ciebie zrobiła, naprawdę.
Uśmiechnął się.
Pojawiły się moje ukochane dołeczki na jego policzkach.
- Co z firmą? - spytałam po chwili ciszy.
- Będziemy musieli ją zamknąć...
- A twoi rodzice?
- I tak się mną nie interesują, mam ich w dupie. Niech ojciec sam sobie ją ratuje jeśli mu zależy.
- Przechodzisz na emeryturę w wieku 24 lat? - zaśmiałam się a on ubrudził mi nos pianą.
- Na to wygląda. - wyszczerzył zęby. -  Będę kurą domową. To nic, że nie mam rodziny, dzieci.
Zaśmiałam się.
- Chciałbym... nie, to niemożliwe... - uśmiech z jego twarzy zniknął.
- Mów. - odparłam krótko.
- No bo tak z Zayn'em myśleliśmy... że może tak odnowić plany sprzed 8 lat... nie mówię już o X-Factorze, ale żeby nagrać coś, wrzucić do sieci... z resztą, za stary jestem. To się wytnie. - machnął ręką.
- Chcesz śpiewać? - uśmiechnęłam się zaskoczona.
- Za marzenia się nie kara. - pocałował mnie w czoło.
- Nie jesteś za stary! Przecież ludzie właśnie w tym wieku  zaczynają!
- Ami... w tym wieku powinienem mieć żonę i dzieci, przynajmniej w mniemaniu mojej rodziny. Muszę się ustatkować.
- Już raz nie zrealizowałeś marzeń, i jesteś nieszczęśliwy. Nie powtarzaj tego błędu znowu. - pogładziłam delikatnie jego policzek. Był taki piękny...
- Ale już je realizuję. Chcę po prostu być zawsze przy tobie. Do śmierci.
- To brzmi jak oświadczyny, wiesz o tym? - zaśmiałam się.
Zrobił dziwną minę i wstał. Wyszedł z wanny, owinął się ręcznikiem i gdzieś zniknął.
Co on znowu kombinuje?
Musiałam wstać i sprawdzić. Gdy upewniłam się, że ręcznik ciasno przylega do mojego ciała wyszłam z łazienki i po śladach piany poszłam do sypialni.
- To są oświadczyny. - wyszedł nagle zza drzwi i przyklęknął.
_____________________________________________________________
Mam już plan na następne części opowiadania. Będzie bardzo dużo zmian :D
Pracuję teraz nad wyglądem drugiego bloga.
ALE
jest was mniej. Cały czas ubywa komentarzy...
Nie wiem czy to wypali, jeśli tak dalej pójdzie.
Kiedyś pod rozdziałem 8 komentarzy
dzisiaj 3?
Co się dzieje? :(




                                                                                                         

wtorek, 17 czerwca 2014

Rozdział 26 + suprise

Harry's pov.
- Nie. Do jasnej cholery nie ma mowy! - warknąłem. Poczułem dłoń Zayna na swoich plecach. Próbował mnie uspokoić choć sam był kłębkiem nerwów.
- Przykro mi. - odparł spokojnie Luke, chodź widziałem że w jego lodowatych oczach kryje się rozbawienie. - Wasi ojcowie naważyli piwa. Wy musicie je wypić. Tak było zawsze, taki był zakład. Po jednej partnerce od każdego z właścicieli, na kilka nocy a potem spokój.
Pieprzona umowa. Cholerny ojciec.
Dawne zwyczaje pieprzonych zarządców gigantycznych firm polega na pojebanym rodzaju sojuszu. Partnerka każdego z nich spędza z niektórymi z nich noce. Coś w tym stylu. Nie mogę uwierzyć, że moja matka brała w tym udział. Że mój ojciec mógł to robić z tymi pustymi dziwkami. Pewnego rodzaju wymiana, pod hasłem co moje to i twoje. Pojebane.
Mamy z Zaynem gigantyczny problem.
Ten świat nie jest taki łatwy. Zdrady są co chwilę. Szastasz pieniędzmi na prawo i lewo, dziwki, alkohol...
Ale ja nie chcę. Niedobrze mi się robi gdy wyobrażam sobie ich brudne palce na mojej nieskazitelnej Amelie. Zayn też nigdy nie zmusi Perrie do czegoś takiego.
- Nie! Nigdy się na to nie zgodzę. - Zayn mruknął.
- Niestety, to obowiązek. Jeśli nie, wasza firma przestanie istnieć. Mamy ludzi na bardzo wysokich stanowiskach.
- W takim razie zamykamy firmę. - uśmiechnąłem się. Wiedziałem, że dla Luke'a upadek Styles&Malik International oznacza tyle, co upadek jego firmy zajmującej się gromadzeniem młodych artystów i zapewniania im wytwórni i wszystkiego czego im potrzeba, i dodatkowo ogromne problemy z X-Factorem.
- Nie zrobicie tego.
- Żebyś się kurwa nie zdziwił. - warknąłem i opuściliśmy z Zaynem pomieszczenie.
Spojrzeliśmy na siebie.
- Nie ma  mowy. - odparliśmy równocześnie.
Amelie's pov.
Czas mijał, obie z Perrie nudziłyśmy się gadając o bzdurach. Gdzie jest Harry? ,,Będę cały czas przy Tobie" mówił. Widzę. W ogóle to jest bez sensu. Przeleciał połowę kobiet na tej sali, więc może teraz też zabawia się ze starymi znajomymi? Wiem, że są lepsze, ładniejsze. Gdybym była facetem myślę że wybrałabym je, ale nie może mi tego wprost powiedzieć? Musiał mnie tu ciągnąć?
- Nie wiem jak ty, Pezz, ale ja stąd idę. Mam dosyć. - odparłam wstając.
- A Harry? - spytała podnosząc na mnie swój pół przytomny wzrok.
- Mam go gdzieś.
Podążyłam przez salę pełną okropnie bogatych dupków i wyszłam na zewnątrz. Zimne powietrze. Tego mi brakowało.
Nie mam pojęcia gdzie jest Harry, i wolę teraz o tym nie myśleć. Chcę po prostu do domu. Do ciepłych, ciasnych kątów mojego pokoju. W tym starym małym domu, którego cała powierzchnia zmieściłaby się w samym salonie domu Harry'ego czułam się najlepiej. Nie było nowocześnie urządzone, ale mimo to miało klimat. Nie tak jak u Styles'a, gdzie jedyne kolory to widok za oknem, a wnętrze jest czarno-białe.

Gdy dotarłam do domu ze złością rzuciłam torebką o podłogę. To był beznadziejny gest, ale przynajmniej mogłam wyładować złość. Nie ogarniam już Harry'ego, nie rozumiem kim w końcu dla niego jestem...

Harry's pov.

Come up to meet you, tell you I'm sorry
You don't know how lovely you are
I had to find you, tell you I need you
Tell you I set you apart

Nuciłem piosenkę Coldplay która akurat wydobywała się z głośnika samochodu. Amelie nie odbierała. Firma wisi na włosku. Wystarczyłoby po prostu się najebać.
To jasne, że w moim domu jej nie ma. Pojechała do swojego. ,,Brawo, Sherlocku!".
Problem w tym, że jest 5 rano. Na pewno śpi. ,,No, Sherlock, jednak istniejesz!" Przestań.
Kłócę się sam ze sobą. Jest źle.
Chciałbym po prostu rzucić to wszystko w cholerę... lub cofnąć czas, i wbrew zakazom ojca iść do X-Factora... spełnić marzenia.
Zaśmiałem się.
Moje życie już i tak nie ma sensu i dąży donikąd...
Gdy dojechałem do domu wypiłem resztkę whisky z butelki i w garniturze położyłem się spać. W tamtej chwili miałem dość wszystkiego.

- Harry do cholery! - obudził mnie wrzask Zayn'a.
Gdy otworzyłem oczy jęknąłem. Głowa mi pęka...
- Człowieku... Nie drzyj się tak... - odparłem cicho. 7 rano. Może zacząłby w końcu budzić mnie o ludzkiej porze? Spałem 2 godziny...
- Mamy problemy. Firma Luke'a wycofała wszystkie akcje. X - Factor odwołał edycję.
- Co? - poderwałem się i od razu tego pożałowałem. - Moja głowa...
- Harry... firma upada.
- Moje życie upada. - mówiąc to walnąłem się z powrotem na łóżko.
WSZYSTKO upada.
________________________________________
Przepraszam za tak długą nieobecość. Z przyczyn prywatnych musiałam wyjechać.
Ale jestem! :D
Rozdziały będą dodawane tak jak wcześniej, co 3-5 dni :)
A tu mały bonus. Wiele osób prosiło mnie o nagranie jak rysuję jakiś rysunek.

Cara Delevingne - rysowanie <KLIK> 

Od razu przepraszam za stronę techniczną filmu, ale mniej więcej widać jak rysuję :)

I hope you like it!

_____________________




środa, 21 maja 2014

Rozdział 25

- Spokojnie. - uśmiechnąłem się i uścisnąłem jej rękę widząc jak bardzo jest zdenerwowana.
- Harry ja nie pasuję do tego świata... To nie moja bajka. - odparła cicho.
- Moja też nie, ale taki mam obowiązek. - musnąłem ustami wierzch jej dłoni.
- Ale ja nie mam milionów na koncie, setek operacji plastycznych, nie mam nic! Jestem tylko głupią,biedną dziewczynką która uciekła z małego rodzinnego miasta i teraz ledwo wiąże koniec z końcem! - zachichotałem patrząc jak w panice przeszukuje swoją kosmetyczkę w poszukiwaniu czegoś co według niej miało upiększyć jej twarz. Nic jej nie pomoże.
Jest idealna, doskonała sama w sobie.
- Przecież wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Również jeśli chodzi o pieniądze. - spochmurniałem trochę. Nie mówiła mi, że ma problemy.
- Nie chcę cię wykorzystywać... nie chcę żeby komuś się wydawało że jestem z tobą dla pieniędzy. - powiedziała cicho podchodząc do lustra z tuszem do rzęs w ręku.
- Ale ja CHCĘ tobie pomóc, i ci pomogę. Mam aż za dużo tego gówna. - mruknąłem. Tak na prawdę pieniądze były moim największym problemem.
- Widzisz jak bardzo się różnimy? - zauważyłem w odbiciu w lustrze że się uśmiecha i przez chwilę przestaje maltretować swoją twarz tymi chemikaliami.
- Przeciwieństwa się przyciągają. - odparłem podchodząc do niej powoli. Pochyliłem się nad nią.
- Wyglądasz cholernie seksownie w tej sukience. - wymruczałem. - I spodziewaj się, że jak wrócimy będę zmuszony się tobą nacieszyć.
Zaczerwieniła się lekko i spuściła głowę. Jak to możliwe, że ona nadal tak reagowała? Przecież już to robiliśmy. Zawsze zasłaniała przede mną nawet dekolt sukienki...
- Wstydzisz się mnie? - spytałem.
Pokręciła głową i jak gdyby nigdy nic wróciła do maltretowania swojej twarzy.
Chciałem drążyć temat bo byłem przekonany, że teraz zaprzeczyła bo chciała uniknąć tematu, jednak nie chciałem psuć tego dnia jakąś kłótnią czy... czymkolwiek co by z tej rozmowy wynikło.
- Czekam w garażu. - odparłem tylko i zostawiłem ją samą.
Dla czego zawsze się przede mną zakrywa? Dla czego mnie okłamuje?
Ta cisza panująca w garażu zawsze mnie uspokajała. Zapach benzyny, ciche szmeranie silnika. Oparłem się o maskę samochodu wzdychając.
,,Gdyby wtedy ojciec mi pozwolił... gdybym poszedł do X-Factora moje życie było by zupełnie inne. Nie siedziałbym w tym okropnie bogatym domu... Gdyby mi się udało byłbym na tym bankiecie w roli kogoś, kto odniósł sukces w tym programie, kogoś kto spełnił marzenia, kogoś kto walczył, i wreszcie kogoś kto realizuje swoje wizje i robi to co kocha. Tymczasem będę tam jako właściciel wytwórni gdzie Ci, którzy odnieśli sukces nagrywają płyty. Tej wytwórni, do której trafiłbym gdyby..."
Znowu się tym zadręczam...
Popatrzmy na to z innej strony. Gdyby nie to, nie poznałbym Amelie...
- Harry? - cichy głos wyrwał mnie z zamyślenia. ,,O wilku mowa"
- Gotowa? - spytałem omiatając ją wzrokiem. Wyglądała idealnie.
- Tak, ale... - zawahała się i powoli do mnie podeszła. 
Delikatnie wplotła palce w moje włosy i spojrzała mi się prosto w oczy.
- Jesteś dla mnie najważniejszy i bardzo cię kocham. - wyszeptała. - Wiesz o tym?
Wzruszyłem ramionami.
Wiesz, prawda? - mocniej szarpnęła mnie za włosy... chyba za bardzo o tym nie wiedząc. Wahałem się. Oczywiście że wiem, że mnie kocha. Ale po raz pierwszy tak otwarcie i z własnej woli to powiedziała... chciałem, żeby teraz przekonywała mnie...
- Wiem. - westchnąłem. - Ale boli mnie to, że zakrywasz przede mną nawet dekolt a przy innych zachowujesz się normalnie...
- Przepraszam.... postaram się tak nie robić, ja po prostu... dziwnie na mnie działasz. - widząc moje wahanie na twarzy dodała: - ale tak pozytywnie.

Amelie's pov.
Miejsce w którym odbywał się bankiet był dokładnie taki jak myślałam: gigantyczny, nowoczesny i pełen napuszonych facetów w garniturach i kobiet w eleganckich, cholernie drogich sukienkach. Harry ścisnął moją rękę i pociągnął mnie w głąb sali. Idąc za nim ukradkiem patrzyłam na kreacje gości. Królowały marki takie jak Gucci, Alexander McQueen, Calvin Klein, Valentino ... co ja tu robię? ,,Powiedziała dziewczyna trzymająca za rękę jednego z najbogatszych ludzi na świecie który jest ubrany w garnitur Burberry i koszulę Valentino"
 - Styles! Nareszcie! - krzyknął jakiś siwiejący mężczyzna. Dla własnego dobra nie patrzyłam na kobietę uczepioną do jego ramienia.
- Witaj, Luke! - przywitał się Harry. - To jest Amelie, moja partnerka.
Wow, zostałam nazwana ,,partnerką", widać w tym świecie określenie ,,dziewczyna" jest zbyt powszechne.
Mężczyzna przeniósł swój wzrok na mnie.
- Miło mi poznać tak piękną kobietę. - odparł i szarmancko pochylił się całując moją dłoń. - Jestem Luke Martin, a to moja narzeczona.
Blondynka która do tej pory wpatrywała się w Harry'ego obojętnie skinęła mi głową.
- Przepraszam, musimy niestety was opuścić, muszę z kimś porozmawiać. - odparł Harry zmienionym głosem. Był jakiś... bardziej surowy, zimny, niższy. Dokładnie taki, jakim zwracał się do personelu wytwórni.
W oddali zobaczyłam Zayn'a i Perrie, od razu do nich się skierowaliśmy.
- Malik... Smith chce nas u siebie. - warknął cicho Harry. Spojrzałam się na niego. Był inny.
Uśmiech z twarzy Zayn'a od razu zniknął, powiedział tylko że zostawią nas na chwile, pocałował w policzek Perrie i oboje się oddalili. Harry nie powiedział mi nic. Nie powiedział kiedy wróci, gdzie idzie, nie pożegnał się...

Nie wiem ile czasu minęło, ale miałam dość tej atmosfery.
Siedziałam z Perrie w kącie gigantycznej sali zapełnionej ludźmi. Zastanawiałam się, co się stało... Denerwowały mnie te wszystkie spojrzenia kobiet skierowane na Harry'ego.
- Chcę do domu... - jęknęła Perrie przymykając oczy.
- Ja też...  Wiedziałam, że Harry nie potrzebnie mnie tu ciągnął.
- Potrzebnie. On i Zayn też nie są tu zbyt szczęśliwi, ale chciał żebyś go wspierała.
- Wspierała. - prychnęłam. - Jak nawet nie wiem gdzie jest. Pewnie pije gdzieś ile się da i cieszy się tym powodzeniem u wypudrowanych laluń.
Perrie się uśmiechnęła.
- Cieszę się że jesteś. Wcześniej musiałam to sama wytrzymywać. Teraz jesteśmy w tym razem.
- Czyli... ty wiesz coś o tych ludziach? No wiesz, na przykład o tej blondynce od Luke'a Martine'a?
- Chodzi ci o to co ją łączy z Harrym? - uśmiechnęła się.
Zachichotałam. Telepatia.
- Wiesz Amelie... nie wiem czy na prawdę chcesz to wiedzieć, bo... potem zaczniesz wypytywać o innych i....
- No bez przesady, chyba nie spał z połową tej sali nie? - zaśmiałam się.
Widząc jej skrzywioną minę straciłam pewność.
- Coś koło tego będzie... - odpowiedziała niepewnie.
_______________________________________
Muszę się Wam bez bicia przyznać że pisanie tego rozdziału szło mi strasznie ciężko.
U Was też jest tak gorąco?
Uwielbiam upały, kocham po prostu.
We wtorek wyszłam na ogród, położyłam się na leżaku nad takim mini jeziorkiem z laptopem i zaczęłam pisać. W końcu skończyło się na tym że obudziłam się 2 godziny później z napisanym jednym zdaniem xd
Dzisiaj stwierdziłam że nie może tak być i zostałam w pokoju żeby nie zasnąć.
(Odkryłam że słońce mnie usypia)
No, teraz mogę ze spokojem iść na swój leżaczek.
No to kochani
CHILL OUT ogłaszam! :D
Niedługo wakacje, już lato... czy tylko ja się tak bardzo baaaaardzo cieszę?
Choodzę do szkoły, różne stopnie zbieram
szóstki i piątki, i jedynki nie raz,
uuczę się pilnie
od niedzieli do soboty
lecz ciągle po głowie
mi chodzi taki mootyyyw:
Że jeszcze tyyylko
czerwiec
i
WAKAAAACJEEEEE
Dobra, nie przeszkadzam już wam.
Love ya! <3

 


niedziela, 18 maja 2014

Informacja

No więc tak. Wiem, dawno nie było rozdziału, przepraszam.
Mam w szkole wymianę międzynarodową. Na 3 tygodnie przyjechały do nas 34 osoby z Anglii. Przez ten czas mam oprowadzać, zapoznawać i uczyć naszego języka 4 ,,przydzielone" mi osoby xd
Przyjechali do Polski 10 maja. Myślałam że nie będę miała tyle roboty i że ze spokojem będę pisać rozdziały, ALE.
Przez ten cały tydzień nie włączałam w ogóle komputera, nie zdążyłam napisać notki że mnie nie będzie.
Mój zwykły dzień to teraz jedna wielka bieganina i poplątanie języków, raz mówię po polsku, raz po angielsku, raz po hiszpańsku... MASAKRA XD
Mam do ogarnięcia własne lekcje ( maj to miesiąc popraw i podciągań ocen ;/) i zaraz po szkole wychodzę z nimi na miasto żeby zapoznali się ze wszystkim, mam nadzieję że zrozumiecie i wybaczycie mi tą nieobecność.
We wtorek ich grupa wyjeżdża na 2 dni do Warszawy więc będę miała czas na pisanie rozdziału :)
Love ya :)

sobota, 10 maja 2014

Rozdział 24

Dzisiejszy rozdział długi, dziwny i inny. Piosenka do włączenia będzie w połowie rozdziału. Tym razem jest konieczna, bez niej nie ma klimatu :D 

Enjoy!


W odpowiedzi pocałowałam go najczulej jak mogłam. Nie wiem, czy powinnam tak łatwo wybaczać ale w tym momencie w ogóle mnie to nie obchodziło. Tęskniłam za jego zapachem, uśmiechem, głosem... po prostu za nim. Widziałam jeszcze niepokój w jego oczach.
- Muszę wracać do pracy. - powiedziałam cicho.
- Masz dzisiaj wolne. - odpowiedział wzruszając ramionami i pocałował mnie w policzek.
- Nie mogę przerwać nagrań. - odsunęłam się od niego.
- Możesz. Pojedziemy do mnie i... coś porobimy. - czarujący, cwaniacki uśmiech wkradł się na jego twarz.
- Przykro mi, panie prezesie. - spojrzałam mu się prosto w oczy i pociągnęłam go za czarny krawat. - ale niektórzy mają więcej pracy niż picie whisky i podrywanie pracownic.
- Od dawna podrywam tylko jedną z pracownic, panno Evans. - wymruczał zaciskając szczękę. - I kosztuje mnie to więcej wysiłku niż gdybym podrywał miliony.
- Więc dla czego pan nie odpuści? - niby przypadkiem przejechałam ręką po jego kroczu. Odchylił do tyłu głowę a ja uśmiechnęłam się. Lubiłam tą jego niemoc gdy to robiłam.
- Ponieważ utknąłem w tym i zakochałem się w niej na zabój. - wyszeptał przygryzając płatek mojego ucha.
- Wygląda pani cholernie dobrze w tej sukience. Zwłaszcza pani pośladki. - mówiąc to zacisnął rękę na moim udzie.
- Czy pan prezes nie powinien się trochę opanować? Ktoś może zobaczyć. - odpowiedziałam drocząc się z nim i  teraz pewniej ścisnęłam jego miejsce intymne, sprawiając że z jego ust wydobył się syk.
- Pani również posyła się za daleko. - delikatnie pocałował mój dekolt.
- Harry teraz na poważnie, przestań bo ktoś zobaczy. - powiedziałam mierzwiąc jego loki.
- Tęskniłem, cholernie, kocham cię, i...
- Też cię kocham. - objęłam jego twarz dłońmi. - Ale muszę wracać do pracy. - wyszeptałam i delikatnie go pocałowałam.
- O której kończysz? - spytałem.
- Koło 18.00.
- Przyjadę po ciebie. Jedziemy do mnie. Muszę ci coś powiedzieć.- uśmiechnąłem się.
- Dobrze, ale teraz na prawdę muszę wracać do pracy.
- Nie zostawiaj mnie... jeszcze mi problem zrobiłaś... - jęknął. Zaśmiałam się widząc jego namiot w spodniach.
- Życie, panie prezesie, życie. - zniknęłam za drzwiami studia.
Harry's pov.
Ze spokojnym sumieniem, szczęśliwy poszedłem do gabinetu nadrobić tygodniową nieobecność. W zasadzie mógłbym wrócić do domu ale nie mogłem zostawiać Zayn'a z toną papierów.
,,Właściwie trzema tonami, dla ścisłości" westchnąłem patrząc na moje biurko którego nie było widać od walających się dokumentów...
Jeszcze tylko whisky, zapach Amelie i jakoś to przeżyję.

Moja praca tak na prawdę skończyła się na tym, że podpisałem jeden dokument a pozostałe 2 godziny spędziłem rozwalony na fotelu wpatrując się w okno a potem wróciłem do domu.
Mój telefon zadzwonił akurat wtedy kiedy miałem iść pod prysznic.
- Halo? - burknąłem niezadowlony.
- Harry, cholera, jutro jest ten pieprzony bankiet! - krzyknął przez słuchawkę Zayn.
- Jaki kurwa bankiet? - zaśmiałem się.
- Pamiętasz taki jeden największy kontrakt naszej firmy? - spytał ironicznie.
- Z X-Factorem?
- Bingo. Tyle się działo że wypadło mi to z głowy. Oczywiście będą tam same najbogatsze chuje, gwiazdeczki, Biebery i takie tam. Osoba towarzysząca, garniturek, i będzie ten taniec pojednawczy który jest na ważniejszych bankietach.
- Kurwa... Czasem mam ochotę po prostu rzucić to w cholerę... - jęknąłem.
- Ja też. Nawet nie wiesz jak bardzo. Kończę, muszę jechać z Perrie na zakupy nowej sukienki. - burknął.
- Powodzenia. - zachichotałem i się rozłączyłem.
Bankiet. Teraz tylko zastanawiam się jak namówię Amelie...
Ciepłe strużki wody rozluźniły mnie trochę i pozwoliły odłożyć problemy gdzieś dalej.
Nago wyszedłem z łazienki i ogarnąłem salon.
- Może jakaś romantyczna kolacja, Styles? - mruknąłem do siebie.
Spaghetti, wołowina, sałatka, czerwone wino, róże i świeczki. Idealnie.
Zadowolony z siebie miałem zabrać się za przygotowania ale przerwał mi dzwonek do drzwi.
Znowu coś mi przerywa. Jak tu żyć?
Owinąłem się ręcznikiem ( jakoś specjalnie nigdy nie przejmowałem się tym, że jestem nagi)
- Amelie? - nie kryłem zdziwienia gdy zobaczyłem moją dziewczynę.
- Mam iść? - zaśmiała się omiatając wzrokiem moje ciało tak, że przeszły mnie dreszcze.
- Nie, tylko... miałem po ciebie przyjechać...
- O 18. Jest 19. - uśmiechnęła się.
- Cholera... - walnąłem się w czoło. Gdy weszła zakluczyłem drzwi.
- Nic się nie stało. Chciałam się przejść. - cmoknęła mnie w policzek.
- Tak chłodno? - mruknąłem. Zrozumiała o co mi chodzi i namiętnie wessała się w moje usta.
- Po co miałam przyjść?
 Włącz KONIECZNIE
<Jackie DeShannon - What the world needs now is love (sweet love)>
( gdy Harry włącza muzykę do tańca to właśnie ten utwór)
- Bo... planowałem romantyczną kolację, spaghetti, wołowina, wino, róże, świeczki... ale ...- zacząłem wyliczać a potem się skrzywiłem.
- Ale? - zaśmiała się.
- Tak jakby nie ma wołowiny, makaron się skończył, wina nie ma, róże zwiędły bo za długo trzymałem je w samochodzie a świeczki... myślę że mam jedną... mam nadzieję... - podrapałem się w tył głowy. ,,Jestem tak romantyczny, jak za przeproszeniem z koziej dupy trąba" Pięknie to ująłem.
Wybuchła śmiechem.
Skopałem.
- Jaki ja jestem beznadziejny. - zacząłem śmiać się z nią ze swojej własnej głupoty.
- A co chciałeś mi powiedzieć? - uśmiech nie zszedł z jej twarzy.
- Ym... tak właściwie to dziwnie wyszło, bo chciałem po prostu cię tu zwabić, ale teraz na prawdę muszę ci coś powiedzieć. Jutro jest bankiet, taki z jakimiś naburmuszonymi bogaczami i piosenkareczkami i będzie walc angielski i muszę tam być z osobą towarzyszącą. - nie dość że romantyczny to umiem pięknie składać wypowiedzi. Jestem doskonały...
- Co? Ja i jacyś milionerzy? Walc? Harry ja nie umiem tańczyć. Ja nie pasuję do tego świata.- westchnęła śmiejąc się.
- W takim razie dla czego jesteś z najmłodszym milionerem świata? - poruszyłem specjalnie brwiami.
- Taki z ciebie milioner jak ze mnie tancerka. - odparła ironicznie.
- Ja nauczę cię tańczyć. - uśmiechnąłem się. - czekaj, włączę jakieś romantyczne gówno.
Znalazłem idealne romantyczne badziewie. Gdy poleciały z głośnika pierwsze dźwięki muzyki Amelie zachichotała. Podszedłem do niej powoli podśpiewując specjalnie mrukliwym głosem:
,,What the wordl needs now ..."
- Niee, Harry, błagam! - nie przestawała się śmiać.
,,...is love..."
Uśmiechając się położyłem rękę na jej talii i zmusiłem, by jedną oplotła mój kark a drugą splotła razem z moją.
,,...sweet love..."
- Po prostu popłyń. Zaczynasz od prawej nogi do przodu, dostawiasz, stajesz na palcach, opadasz przesuwając lewą na bok i dostawiasz do niej prawą, stajesz na palcach, a potem lewą do tyłu, prawą na bok i tak w kółko. - odparłem a ona lekko zdezorientowana kiwnęła głową.
Gdy zaczęliśmy stawiać pierwsze kroki w tańcu widziałem, że skupiła całą uwagę na swoich nogach. Była skupiona, spięta. Słodko przygryzała wargę gdy się pomyliła.
- Spokojnie kochanie. - uśmiechnąłem się. - Po prostu poczuj rytm tego badziewia. Popatrz na mnie. Ja poprowadzę.
Niepewnie przeniosła wzrok na mnie.
- Raz, dwa, trzy...
Tym razem poszło lepiej. Patrzyliśmy się sobie prosto w oczy.
,,What the world needs now, is love, sweet love..."
Gdy zmusiłem, by jej noga powędrowała na ukos tak, byśmy zaczęli zataczać koła spanikowała zupełnie i pogubiła się.
Lekko cmoknąłem ją w usta i ścisnąłem rękę.
Jeszcze raz. I kolejny.
I w końcu się udało. Swobodnie przemieszczała nogi , poruszała się lekko i chyba nawet całkiem dobrze się zgraliśmy.
Byłem w niebie.
,, What the world needs..."
Zacząłem mruczeć jej do ucha na co się uśmiechnęła.
Ja opasany tylko ręcznikiem, z mokrymi i oklapniętymi od prysznica włosami. Ona w idealnej sukience. Tańczyliśmy czasem potykając się i śmiejąc się z własnych błędów na tle zaśmieconego salonu, butelek od niedopitej whisky. Nie było świeczek ani róż. Zamiast spaghetti i wołowiny była zupka chińska z paczki, a zwiędłe róże niedbale włożone do zbyt małego wazonu dopełniały dziwnemu widokowi uroku. Dla czego uroku? Bo byliśmy razem. Amelie i ja.
Romantyczne, badziewne dźwięki kojarzące się z filmem komediowo - romantycznym. I może teraz rzeczywiście ta scena nadawałaby się do takiego filmu. Ale to miało magię. Bo tylko z Amelie wszystko na co nie zwróciłbym normalnie uwagi stawało się czymś bardzo ważnym.
_____________________________________
No i jak? :D

Proszę każdego o komentarz :)







piątek, 2 maja 2014

Rozdział 23

Moim zdaniem pasuje, więc jeśli lubisz słuchać muzyki do czytania to włącz <Oasis - Wonderwall>

Histeria? Nie.
Nieszczęście? Nie.
Rozpacz? W pewnym sensie tak.
Choroba psychiczna? Nie.
Szaleństwo? Można tak powiedzieć.
Upity, z bolącą głową, załamany, mokry od własnych łez, pogrążony w swojej własnej głupocie i zaślepieniu siedziałem w domu wtulony w koszulkę w której była Amelie.
Chciałem wstać - nie mogłem, bo za bardzo kręciło mi się w głowie.
Gdy dzwoniłem zamiast mówić tego co tak na prawdę chcę to oskarżałem ją tylko o co raz gorsze rzeczy. Według drugiego mnie Amelie przespała się z całą firmą...
Dzwonek do drzwi rozsadził mi głowę. Na wpół żywy powlokłem się i niechętnie je otworzyłem.
- Człowieku co z tobą? - spytał Zayn jak burza wparowując do mojego domu i zamykając za sobą drzwi.
- Umieram. - uśmiechnąłem się głupio.
- Jesteś nachlany w trzy dupy. - stwierdził przystawiając do mnie nos.
Czknąłem i zachichotałem.
- Usiądź. - polecił stanowczo i udał się do kuchni. Wrócił ze szklanką wody.
- Wypij. - podał naczynie i uważnie zaczął mi się przyglądać.
Potem dał mi 3 razy z liścia i te całe jego zabiegi poskutkowały chwilowym otrzeźwieniem.
- Co ty najlepszego wyprawiasz? - głośno wypuścił powietrze z ust.
- Zdycham. - westchnąłem.
- Minął tydzień a ty kurwa nie zrobiłeś nic! Człowieku zależy ci w ogóle? - spytał ostro.
- Zayn za każdym razem jak próbuję z nią rozmawiać to oskarżam ją o coraz gorsze rzeczy. Wariuję gdy jej nie ma. Chcę się zabić gdy myślę że ktoś mógł ją kochać tak jak ja, że ktoś może mi ją zabrać, że ona może pokochać kogoś innego.
- Powinniście na spokojnie porozmawiać. Harry ona na prawdę cię kocha.
- Ale nie zaprzeczyła kiedy się spytałem czy kocha Matt'a...
- A dałeś jej w ogóle szansę na odpowiedź?
No właśnie. Kolejna moja wada. Czy ja mam w ogóle jakieś zalety?
- Nie... - odparłem cicho.
- No właśnie. - pokręcił głową.
- Przyszła do pracy dzisiaj? - spytałem.
W odpowiedzi pokiwał głową.
- Jadę tam.
Amelie's pov.
Westchnęłam układając kolejną płytę w odtwarzaczu. Dałam znak Perrie żeby zaczęła śpiewać. Reszta jej zespołu usiadła i uważnie zaczęła się wsłuchiwać.
Jak tak na nią patrzyłam to co raz bardziej popadałam w depresję.
Śliczna, zawsze uśmiechnięta, pewna siebie, miła dla wszystkich, utalentowana, sławna, bogata...
A ja byłam jedynie ledwo wiążącą koniec z końcem studentką, wiecznie zdołowaną i nie wyróżniającą się niczym szczególnym. Tak samo jej przyjaciółki z Little Mix. Gdy weszły do studia poczułam się jak gorsza, szara myszka...
Głosu Perrie nie musiałam w ogóle redukować, pozostało tylko przegrać na płytę. Automatycznie jak robot robiłam wszystkie czynności.
Nagle ktoś gwałtownie wszedł do studia. Odwróciłam się. To był moment.
Rozwiane, poczochrane włosy, usta zaciśnięte w kreskę. Błyszczące zielone oczy i zmarszczka między brwiami. Idealnie dopasowane spodnie, bordowa koszula i czarny płaszcz. Harry.
- Możemy porozmawiać skarbie? - spytał zachrypniętym głosem.
- Skończę nagranie. - odpowiedziałam i się odwróciłam starając się ignorować to jak mnie nazwał. Tak na prawdę w środku wszystko we mnie buzowało.
Przywitał się z Jade, Jesy i Leigh-Anne i usiadł obok nich.
Gdybym była facetem to pewnie też wybrałabym je a nie mnie...
Solówki Perrie choć idealne i miło się ich słuchało to dłużyły się strasznie. Byłam ciekawa czy Harry po raz chyba 5 w tym tygodniu chce mnie nazwać dziwką.
Harry's pov.
Nerwowo stukałem palcami w kolano. Niby rozmawiałem z Leigh i Jesy ( Jade nie odzywała się do mnie od czasu naszego... romansu, nie wiem jak to nazwać) ale tak na prawdę patrzyłem się na Amelie i układałem sobie w głowie formułkę żeby nic tym razem nie spieprzyć.
,,Jaki ona ma zajebisty tyłek w tej sukience!" Moje drugie ja zaczęło się zachwycać. No błagam, nie w tym momencie....
Gdy tylko zobaczyłem jej porozumiewawcze spojrzenie poderwałem się i poszedłem za nią.
- Mam dużo roboty więc błagam cię, pospiesz się. - odparła obojętnie.
- Przepraszam... - wyszeptałem. - Przepraszam, ja nie wiem dla czego tak wybuchłem, po prostu...
- Kilka razy? Za każdym razem nazwałeś mnie dziwką! - jej oczy się zaszkliły a mi ścisnęło się serce. Nie chcę być nigdy jej powodem łez...
- Wszystko przez to że tak cholernie cię kocham. - zacisnąłem zęby. - Tak mocno, że boli mnie każde spojrzenie jakiegoś faceta skierowane na ciebie, że nie wytrzymuję już bez ciebie, wariuję...
Zbliżyłem się do niej. To po prostu jest niewytłumaczalne. W jakiś toksyczny i szkodliwy dla nas sposób jesteśmy połączeni strasznie mocno, i za cholerę nie idzie tego przerwać. Stała się dla mnie rozpaczliwie ważna jako jedyna istota którą kiedykolwiek kochałem. Moja pierwsza i jedyna prawdziwa miłość. Moja obsesja.
- Po prostu chorobliwie cię kocham. - wpiłem się w jej usta. Powiedziałem znowu za mało, a zasługiwała na cały poemat...
,,Backbeat the word was on the street
That the fire in your heart is out
I'm sure you've heard it all before
But you never really had a doubt
I don't believe that anybody feels
The way I do about you now

And all the roads we have to walk are winding
And all the lights that lead us there are blinding
There are many things that I would like to say to you
But I don't know how

Because maybe
You're gonna be the one that saves me
And after all
You're my wonderwall"
_____________________________________________
___________________
BaDumTsss!
Osobiście nie zaliczam tego rozdziału do najlepszych ale trudno ;c
Ostatnio słuchałam sobie Oasis'a i nagle złota myśl:
,,Cholera, jak to pasuje do tego rozdziału!" xd
Proszę każdego kto przeczyta o komentarz :)

niedziela, 27 kwietnia 2014

Rozdział 22

Amelie's pov.
Przez całą resztę dnia Harry bez przerwy uważnie mi się przyglądał.Gdy siedzieliśmy na spóźnionym bardzo lunchu ( była już godzina 19.00) w pobliskiej restauracji a atmosfera była napięta i dziwnie cicha, wydusił z siebie to pytanie które go męczyło:
- No ale... jak sobie z tym poradziłaś? No wiesz, po takich rzeczach ma się jakieś strachy albo coś... no a ja dotykałem cię i było normalnie...
- To trudniejsze niż ci się wydaje. To nie tak. - powiedziałam odkładając widelec. Jakoś nagle straciłam apetyt. Żołądek mi wirował na myśl, że Harry ma dowiedzieć się całej prawdy.
- To w takim razie jak? - spytał ostro. Jakby spochmurniał, a między jego brwiami pojawiła się zmarszczka która zawsze oznaczała jego złość albo zdenerwowanie.
- Między mną a Matt'em było coś więcej... wiem że to nie do pomyślenia ale...
- Co?! - warknął przerywając mi.  - Ten chuj cię dręczył, zgwałcił a ty jak jakaś idiotka się za nim uganiałaś?
- Harry, przestań. - odparłam stanowczo. Wyłapywałam pojedyncze spojrzenia niezadowolonych klientów.
- Nie kurwa! I co, może jeszcze teraz coś do niego czujesz co? - uniósł się.
Najgorsze jest to, że tak na prawdę nie wiem za kogo biorę Matt'a. Po tym wszystkim co było...
- Wiedziałem. Wiedziałem. Ty go kochasz. Ja jestem tylko zabawką tak? Jesteś za mną dla kasy! Tak jak wszystkie! Wiedziałem, że ja nie mam szansy na kogoś kto mnie pokocha... Jaki ja byłem naiwny! - krzyknął i wyszedł. Po prostu mnie zostawił, i jeszcze gadał takie głupoty! Za kogo on mnie ma?
Dla czego tak nagle się uniósł? Pierwszy dzień związku nam idealnie wyszedł...
Siedziałam i tak jakby nie wiedziałam co zrobić. Na pewno muszę wyjść z restauracji żeby wyrwać się z ciekawskich spojrzeń wszystkich.
Byłam zszokowana... zupełnie się tego nie spodziewałam... skąd u niego takie wybuchy złości? Nie rozumiem...
Lekko zagubiona opuszczam restaurację kierując się do wytwórni. Już sama nic nie wiem. Nie wiem czy mam mu to wszystko tłumaczyć czy poczekać aż mu przejdzie. ,,Jeśli mu przejdzie..."
Zamieszanie w firmie już zmalało i spokojnie przemierzyłam długi hol. Najgorsze jest to, że moje rzeczy wciąż są w gabinecie Harry'ego i Zayn'a.
Niepewnym krokiem d\podchodzę do TYCH drzwi i już chcę pukać, kiedy słyszę krzyki.
Harry's pov.
- Co się stało?! - Zayn spojrzał się na mnie chyba trochę nie poważnie przeglądając papiery.
Rzuciłem płaszcz na fotel i sięgnąłem po niedopite whisky. Złość we mnie buzowała. Nie mogę po prostu w to uwierzyć. Chuj ją zgwałcił, dręczył ale mimo to go kocha. Ja kurwa staję na rzęsach żeby ją mieć a ona nadal ma mnie w dupie.
- Tym włamywaczem jest gościu który zgwałcił Amelie i ją dręczył, ale ona mimo to go kocha. - wydarłem się waląc pięścią w ścianę. W tamtej chwili nie obchodziło mnie to że boli, ani to że teraz wygaduję wszystkim o intymnych sprawach mojej dziewczyny... albo już nie mojej...albo w ogóle nie mojej, bo skoro kochała cały czas innego to nigdy nie była MOJA. Na samą tą myśl zacisnąłem oczy i ugryzłem się w język. To bolało. Cholernie bolała świadomość że Amelie tak po prostu mnie oszukała...
Mógłbym nazwać ją moją pierwszą miłością. Sam wątpiłem czy to się uda, w końcu nigdy nie kochałem...
- Czekaj czekaj... - Zayn rozpoczął zabawę w psychologa i wariata. - Powiedziała ci to? No wiesz, że go kocha?
- Odwal się. - burknąłem i położyłem się na sofie.
- Harry nie obraź się... wiesz że chcę dla ciebie jak najlepiej i myślę... - zaczął ale mu przerwałem:
- Chcesz jak najlepiej? Czyli kurwa dla tego zostawiasz mi na głowie firmę na kilka miesięcy chociaż wiesz co się teraz u mnie dzieje?!
- Przegiąłeś! Dobrze wiesz że nie miałem wyjścia! Cholera jasna tłumaczyłem ci to! - teraz to on krzyknął rzucając niedbale dokumentami w szklany blat biurka. Ile ono musi przeżyć...
- Tak, ale nie pierdol że chcesz dla mnie jak najlepiej! Myślisz że nie widzę jak się na nią patrzysz? - warknąłem.
- Jak?! Widzisz coś czego nie ma! Ja mam Perrie! - był co raz bardziej wkurzony.
- Jasne! Chcesz mi ją odebrać! Wszyscy mi ją zabiorą! - poczułem jakiś napad histerii.
- Ja pierdole Harry ogarnij się! Jacy wszyscy? Co ty gadasz?!
- Wszyscy się za nią oglądają! Ty też!
- Amelie jest ładna i kurwa nawet jeśli bym się za nią oglądał a tak nie jest, to ona i tak kocha ciebie! Kiedy ty to zauważysz?! - warknął.
- Właśnie okazuje się że jestem tylko jej zabawką! Chodzi jej o kasę! - zacząłem nerwowo trzeć oczy.
- Tak? I tylko dla tego to przeciągała i zastanawiała się nad tym czy z tobą być? Zastanów się. Jeśli tak by było to od razu wskoczyłaby ci do łóżka. - odparł już spokojniej.
- Chciała się tylko pobawić. Kocha zabawę, karmi się waszymi łakomymi spojrzeniami, dziwka. - syknąłem.
Zayn znieruchomiał i powoli do mnie podszedł.
- Co w ciebie wstąpiło? - zmarszczył brwi.
- Nic.
Nagle po prostu z całej siły uderzył w mój policzek. Syknąłem z bólu.
- Co ty kurwa robisz? - spytałem zdenerwowany.
- Sprawdzam czy masz jeszcze uczucia... Harry teraz mnie posłuchaj, błagam. Amelie nie jest pierwszą lepszą. Jest o wiele cenniejsza niż ci się wydaje. Porozmawiaj z nią o tej sprawie. - powiedział cicho.
- Skąd wiesz że jest cenniejsza?  Przeleciałeś ją! - moje serce się skurczyło na samą tą myśl. Spodziewałem się jakiegoś wybuchu złości ale przyjaciel tylko pokręcił głową i wstał.
- Jesteś zaślepiony tą swoją chorobliwą zazdrością. Uważaj, bo w ten sposób możesz stracić wszystko. - jego oczy były przygaszone... Twarz straciła kolory.
Wyszedł.
-Ja już to straciłem... - wyszeptałem do siebie. Tak, miał rację. Jestem jebanym, zazdrosnym chujem.
_________________________________
TADAAAAAA! XD
Przepraszam za ten poślizg ale miałam kilkudniową wycieczkę i nie mogłam pisać.
KAŻDEGO PROSZĘ O KOMENTARZ  :)
xx



poniedziałek, 21 kwietnia 2014

Short Information :)

Aktualizacja zakładki bohaterów.

(tak, wiem że ciągle zmieniam ale to ostatni raz xd)

Dodany wiek do każdego bohatera

oraz dołączył do ich grona także

Matt Guthrie

oraz

Gemma Styles

(Gemmę witamy brawami, Matt'a olewamy  albowiem jest be be xd)

To tyle.
Do następnego! xx

Rozdział 21

- Ręce do góry! Stać! - rozległy się krzyki policjantów  którzy od razu podbiegli do włamywacza. Trzymając nadal Amelie w ramionach cofnąłem się trochę do tyłu.
- Nic pani nie jest? - spytał jeden z ochroniarzy podchodząc z apteczką.
- Nie, wszystko dobrze, dziękuję. - uśmiechnęła się delikatnie.
- Na pewno?
- Tak. Nic mi nie zrobił, tylko się wystraszyłam. Gdzie Dylan?
- Poszedł z jedną z pracownic. - Na chwilę zatraciłem się w jej oczach tak, że nic po za nią nie istniało.
- Chcę tylko jej coś powiedzieć! - usłyszałem wrzask włamywacza. Był już bez kominiarki i ręce miał skute kajdankami.
Amelie jakoś dziwnie na niego zareagowała. Drgnęła gdy go zobaczyła i ścisnęła skrawek mojej marynarki. Przez chwilę patrzyłem na niego uważnie zastanawiając się czy go nie znam, skoro Amelie z pewnością go kojarzy. Zwyczajny facet z blond włosami zaczesanymi tandetnie na bok...
- Złapię cię rozumiesz? Będziesz moja! - krzyknął wyrywając się z tłumu policjantów. Dwójka z nich jednak nadal trzymała go za ramiona.
- Matt... skąd ty... - wyjąkała przybliżając się do mnie jeszcze bardziej.
- Ten twój chłoptaś jest popularny. W mediach jest tego pełno. - zaśmiał się. To robiło się co raz bardziej dziwne.
- Czego ty znowu chcesz? - spytała.
- Ciebie. - odparł z pożądaniem w oczach.
Przełknąłem ciężko ślinę.
Nagle zaczął się wyrywać więc policja szybko go wyprowadziła.
- Ukrywał się w jednym z pomieszczeń socjalnych. - westchnął ten podkomisarz... no jak mu tam.... chuj z tym. - Moglibyście państwo jutro stawić się na komendzie?
- Tak, oczywiście. - odparłem nadal zbity z tropu.
- No cóż, jeśli złapaliśmy już sprawcę to przeszukiwanie budynku jest niepotrzebne. Prosiłbym jedynie aby przejrzeć dokumenty i pieniądze, sprzęty, wszystko co ma jakąś wartość czy nie zniknęło. Żegnam państwa. - założył czapkę, machnął ręką na resztę policjantów i wyszedł razem z pracownikami.
Nagle zmaterializował się przy mnie Zayn.
- No to musimy teraz ogarnąć ten syf. - mruknął.
- Ekipa, do sali konferencyjnej! - wydarłem się tak, że mój głos poniósł się echem po rozległych korytarzach  wytwórni.
Kręcący się pracownicy z szałem i jednocześnie bezradnością w oczach skierowali się do wind.

Po rozdzieleniu wszystkim zadań, po wielu wyjaśnieniach i przeprosinach za dodatkowy dzień pracy wszyscy się rozeszli.
Razem z Ami i Zayn'em zamknęliśmy się w gabinecie. Od razu kazałem jej usiąść na moim fotelu, okryłem marynarką ( jej sukienka była strasznie cienka) a sobie i Zayn'owi nalałem whisky.
- Skąd go znasz? O czym gadaliście? - spytałem od razu.
- To jest Matt, jeden z powodów dla których wyjechałam z Wolverhampton. - odparła i spojrzała się na Zayn'a.
- Mam wyjść? - spytał uśmiechając się. - Okej, już mnie nie ma.
- Dzięki stary. - poklepałem go po ramieniu. - Ale koniecznie musimy pogadać więc nie odchodź nigdzie. Może męski wypad?
- Z tego co widzę jesteście chyba razem, więc zajmij się Amelie. Pogadamy jutro w pracy. - odparł znów się uśmiechając. ,,A temu co, że taki radosny?" Gburowaty, naburmuszony i wredny Zayn się uśmiecha...
Gdy zamknął za sobą drzwi podszedłem do niej i ukucnąłem przed fotelem na którym siedziałam, zupełnie tak jak wczoraj.
- Zrobił ci coś? - mój głos zrobił się nienaturalnie cichy i zachrypły.
Widziałem wahanie na jej twarzy. A więc tak...
Chwyciłem jej rękę i podniosłem do moich ust składając delikatne pocałunki na gładkiej skórze.
- Mieszkał obok mnie. Nasi rodzice bardzo się polubili, chodziliśmy do nich codziennie. Jak miałam 5, 6 lat po prostu mnie wyśmiewał, czasem bił ale to były tylko takie dziecięce kłótnie. Potem jak miałam 11 lat to... - spuściła głowę.
Jakimś dziwnym trafem domyśliłem się o co chodzi... tylko że wcale się z tego nie cieszyłem.
- Błagam cię, powiedz że to nie to... - przełknąłem ciężko ślinę. - On cię nie zgwałcił...
- Zrobił to jak miałam 14 lat. Wcześniej obmacywał... często, ale Harry to już nie ważne...
- Ważne! - stanąłem i zacząłem nerwowo chodzić po gabinecie. - Zabiję go. Oderwę mu tego chuja...
- Eeej... spokojnie. - wyszeptała i podeszła do mnie. Jakimś takim magicznym sposobem mnie zahipnotyzowała. Wplotła palce w moje włosy i musnęła usta. Uśmiechnąłem się widząc, że nawet w wysokich szpilkach musi się wspiąć niemal na czubki palców żeby dosięgnąć moich ust.
- To przeszłość. Daj sobie spokój.
- Ale... - chciałem coś odpowiedzieć, zaprotestować ale uciszyła mnie przykładając palec do moich warg.
- Kocham cię. - powiedziała cicho, a moje serce zabiło jeszcze szybciej. Zdenerwowanie jakby ze mnie uleciało.
Oplotła rękami mój kark i delikatnie zaczęła całować, ale ja znowu potrzebowałem czegoś więcej. Byłem spragniony jej bliskości, każdy jej dotyk przyprawiał mnie o dreszcze, moje serce wariowało gdy była przy mnie. To nigdy mi się nie zdarzało.
Przeniosłem ręce na jej uda i podniosłem ją do góry. Nie przerywając pocałunku posadziłem ją na szklanym blacie biurka. Gdy oplotła mnie nogami w pasie jęknąłem. Znowu wrócę do domu z namiotem w spodniach...
Palcami błądziłem przy liniach jej majtek, czasami na chwilę wjeżdżając pod nie i dotykając jej czułej strefy. Za każdym razem uśmiechałem się gdy pod wpływem mojego dotyku mrużyła oczy.
Pocałunkami przeszedłem na jej szyję.
- Potwornie cię kocham. - wyszeptałem tuż przy jej uchu.
______________________________________
Przepraszam, że się spóźniłam, ale święta, wyjazdy, no wiecie xd
Od każdego kto przeczyta proszę o komentarz. Może być anonimowy.